ME 2017 w siatkówce. Gheorghe Cretu, czyli w tym szaleństwie jest metoda. Również na polskich siatkarzy?

WP SportoweFakty / Asia Błasiak / Na zdjęciu: Gheorghe Cretu
WP SportoweFakty / Asia Błasiak / Na zdjęciu: Gheorghe Cretu

- Dziękuję Bogu, że dał mi możliwość pracy w białej, czystej hali, gdzie jest ciepło - mówił Gheorghe Cretu po wizycie w jednej ze śląskich kopalń, gdy był jeszcze trenerem Cuprum Lubin. - Siatkarze powinni zrozumieć, że ich praca jest przywilejem.

Nikt nie ma najmniejszych wątpliwości, że Gheorghe Cretu mówi równie szczerze, kiedy opowiada, że jako młody chłopak był wielki fanem zespołów AC/DC i Black Sabbath. Z wyglądu bowiem trener Estonii przypomina bardziej szalonego wynalazcę albo muzyka rockowego niż poważanego szkoleniowca siatkówki. Tego rock'n'rolla nie brakuje również w jego warsztacie trenerskim.

Opiekun reprezentacji Estonii ekscentryczny jest nie tylko z wyglądu. Siatkarze, z którymi pracował wspominają, że pierwsze chwile z nim w hali treningowej były lekkim szokiem. - Gheorghe Cretu jest kompletnym wariatem jeśli chodzi o profesjonalizm i treningi. U niego śpi się na sali - wspomina Łukasz Kadziewicz, który pracował z Rumunem w sezonie 2014/2015 w Cuprum Lubin.

Polscy kibice i siatkarze znają dobrze Cretu właśnie z pracy w Lubinie i poprzednio w Indykpolu AZS Olsztyn. Podczas pobytu w Cuprum Lubin w trakcie klubowej wycieczki rumuński trener miał okazję zobaczyć, jak wygląda praca górników w kopalni. Zrobiło to na nim tak wielkie wrażenie, że zdał sobie sprawę, jakim jest szczęściarzem będąc trenerem siatkówki.

- Zjechaliśmy 700 metrów pod ziemię. Byłem tam tylko raz i wystarczy. Dziękuję Bogu, że dał mi możliwość pracy w białej, czystej hali, gdzie jest ciepło. Siatkarze też powinni zrozumieć, że ich praca jest przywilejem.

ZOBACZ WIDEO: Małgorzata Glinka: Niesamowite emocje i gęsia skórka. Łzy płynęły mi po policzkach

Gheorghe Cretu na pewno nie rozumiał jeszcze tego, gdy jako 12-latek zaczął grać w siatkówkę, a kiedy miał lat 17 trafił do Dynama Bukareszt. Do przerwania kariery siatkarskiej zmusiła go kontuzja łokcia i postanowił skupić się wtedy na pracy trenerskiej. Zanim trafił do Olsztyna i Lubina pracował jako szkoleniowiec klubów w Austrii, Belgii, czy drugoligowych zespołów włoskich.

Chociaż nigdy nie prowadził drużyny z tego pierwszego siatkarskiego szeregu, to znalazło się dla niego miejsce w reprezentacjach narodowych. Ma za sobą przygodę z kadrą Austrii jako asystent pierwszego trenera, a już jako samodzielny szkoleniowiec miał zbawić rumuńską kadrę. Nie udało się. Od trzech lat próbuje podobnej sztuczki z Estonią.

Związany jest z nią od 2014. Rok później udało mu się zakwalifikować do finału Ligi Europejskiej, gdzie Estonia zajęła 4. miejsce. Po dobrym występie w tym turnieju szczęśliwy Cretu zwrócił się z do estońskich kobiet. - Chcę podziękować wszystkim matkom tych mężczyzn, moich siatkarzy, że dały mi taki "materiał". Wysyłam im wszystkim pocałunki! W imię takich momentów warto uprawiać sport - krzyczał przed kamerami rozentuzjazmowany Cretu.

W lutym 2016 federacja estońska stwierdziła, że warto przedłużyć umowę z Rumunem. - Nie ulega wątpliwości, że pod jego kierunkiem nasz zespół zrobił znaczący krok bliżej światowej i europejskiej czołówki. Jego metody pracy i etyka są bardzo odpowiednie dla naszego kraju - mówił Turv Pürn, sekretarz generalny estońskiej federacji.

Z tej współpracy zadowolony jest również Gheorghe Cretu. - Chciałbym kontynuować ten projekt. Czuję, że jesteśmy tylko w połowie drogi, nadal jesteśmy głodni i chcemy osiągać więcej i więcej. Mamy dobrą grupę graczy, którzy ciągle się rozwijają - twierdzi. - Uwielbiam być w Estonii i pracować z ich reprezentacją.

Niestety, już wiadomo, że w tym sezonie przynajmniej dwóch marzeń nie uda się zrealizować estońskiej drużynie: nie mają chyba co liczyć na grę w nowej Lidze Światowej (wciąż nie wiadomo, co dalej z niższymi dywizjami) i co gorsze, nie pojadą na przyszłoroczne Mistrzostwa Świata. W lipcu w decydującym spotkaniu barażowego turnieju w Kortrijk przegrali z Belgami.

Mają w rękach jeszcze tylko jeden cel: dobry występ w mistrzostwach Europy. Jeśli nie uda im się wyjść z grupy, może to oznaczać koniec współpracy Gheorghe Cretu z tym zespołem. Po dwóch spotkaniach Estończycy mają na koncie dwie bolesne porażki. I Finlandii, i Serbii ulegli po pięciosetowej batalii. Z Polakami zagrają w poniedziałek o wszystko.

- Niczego jeszcze nie przegraliśmy. Wygraliśmy ważny punkt, zyskaliśmy szacunek poprzez nasze zaangażowanie i przede wszystkim - wciąż w tym turnieju jesteśmy – mówił Cretu w rozmowie z WP SportoweFakty po przegranym 2:3 spotkaniu z Serbią.

Podczas niego jak na dłoni było widać, że trener Cretu i estońscy kibice są jak groszek i marchewka. Idealnie pasują do siebie. Tak samo głośni, żywiołowi, niesieni fantazją i wyróżniający się w tłumie. Piotr Gruszka, asystent Ferdinando De Giorgiego podkreśla, że właśnie trener jest dużym atutem Estończyków. - Z racji tego, że pracował w Polsce świetnie zna naszych zawodników. To jest bardzo dobry taktyk.

W jednym z wywiadów dla Klubu Kibica Cuprum Lubin Gheorghe Cretu oznajmił, że kiedy trochę dojrzał, zaczął słuchać muzyki poważnej. Najczęściej klasyków włoskich i wielkiego Mozarta. Z austriackim kompozytorem obecnie łączy go właśnie ten kraj: od 1997 Cretu posiada obywatelstwo Austrii. Na boisku jednak, w drużynie prowadzonej przez niego, wciąż widać przede wszystkim rock'n'roll. Nie oznacza to, że ten trener kieruje się w siatkówce jedynie spontanicznym szaleństwem: w tym wszystkim jest bowiem metoda. Przekonali się o tym w sobotę faworyzowani Serbowie. Oby Polacy nie byli następni.

Komentarze (2)
avatar
oldtimer
29.08.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Dobry trener 
avatar
Stronghold
28.08.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Słuchanie różnorakich gatunków nie jest dziwne, tak samo jak nie dziwne jest, że co innego je się na śniadanie, co innego na deser itd.
Dziwne jest, że PZPS nie zrobił nic, żeby pozyskać tego z
Czytaj całość