Oskar Kaczmarczyk: Wynik nie jest optymistyczny, ale to nie problem. Wiemy, w którą stronę idziemy

Reprezentacja Polski nie zakończyła ostatniego sezonu z sukcesem. Asystent Ferdinando de Giorgiego - Oskar Kaczmarczyk, przekonuje, że sztab wie, do czego dąży. - Wprowadziliśmy dużo zmian i są one optymistyczne - podkreśla.

Dominika Pawlik
Dominika Pawlik
Oskar Kaczmarczyk WP SportoweFakty / Asia Błasiak / Na zdjęciu: Oskar Kaczmarczyk

Dominika Pawlik, WP SportoweFakty: Minęła już chwila od porażki na ME 2017. Czy można już stwierdzić jednoznacznie, co się stało, że ten turniej skończył się tak, a nie inaczej? 

Oskar Kaczmarczyk, asystent trenera reprezentacji Polski: Przegraliśmy go siatkarsko. Drużyny, z którymi przegraliśmy były równiejsze. Na pewno nie jesteśmy z tego zadowoleni, nie moglibyśmy być. Zawiedliśmy siebie, kibiców, wszystkich dookoła. Tak naprawdę jest to ciężki turniej do oceny. Największy zarzut dla nas jest taki, że te mecze przegrane, nie były po walce. Zarzuca nam się, że nie było ognia, że nie było woli walki, ale ona była. Siatkarsko nie potrafiliśmy się przeciwstawić, bo albo zawodził jeden element, albo drugi. Nigdy nie było takiego momentu, poza wygranymi meczami, żeby coś w danym momencie nie siadało. Zawodziło jedno, drugie, trzecie - nie potrafiliśmy odpowiedzieć, a rywale grali równo.

Jeden z zawodników przyznał po meczu, że wygrane z Finlandią i Estonią nieco zaciemniły rzeczywistość. Po tych zwycięstwach można było mieć nadzieję, że jest progres. 

Nie nazwałbym tego w ten sposób. Aktualnie w siatkówce o wszystkim decydują detale. To, co zawiodło z Serbią i Słowenią, działało lepiej w meczach z Finlandią i Estonią. To były drużyny słabsze, ale nie słabe. Pamiętajmy o tym, choć w Polsce pamięć jest krótka, dzień przed meczem z Estonią, wszyscy byli oczarowani ich grą w meczu z Serbią, a potem wróciło wszystko do normy. Że to są chłopcy do bicia - a nie są. To dobry zespół, tak samo jak Finlandia. Mecz z Serbią oddzieliłbym trochę od Słowenii, bo Serbia jest bardzo dobrym zespołem z czołówki światowej. Żeby z nimi wygrać, trzeba grać na naprawdę wysokim poziomie. Słowenia jest w naszym zasięgu, ale oni po prostu grali lepiej. Przegraliśmy od własnej broni, ta presja wokół nas gdzieś jednak się odbiła.

ZOBACZ WIDEO Hat-trick Messiego, udany debiut Dembele - zobacz skrót meczu FC Barcelona - Espanyol [ZDJĘCIA ELEVEN]


Ale chłopakom nie można odmówić walki w tym meczu. 

Ten sposób atakowania, że jak wygrywasz, to walczysz, a jak przegrywasz, to nie walczysz... My walczyliśmy. W trzecim secie, kiedy było 10:8, poczuliśmy, że to jest taki moment, kiedy możemy odwrócić losy spotkania. Ale Słoweńcy na zagrywce posłali dwa asy i wszystko co wypracowaliśmy zniknęło. Ciężko być człowiekiem czy zespołem walczącym, kiedy cię rywal bije. Jesteś w narożniku, rywal cię okłada, to zakładasz po prostu gardę, mimo że chcesz walczyć, ale inaczej skończyłbyś na deskach. My walczyliśmy, nie dopisujmy do tego ideologii, że tej woli nie było. Może zabrakło w pewnych momentach takiego konceptu, że nawet jak jest źle, to my wszyscy razem wspólnie pójdziemy do przodu. To są jednak rzeczy indywidualne, które czasami ciężko zmienić.

Reprezentacji, która wygrywała mistrzostwo świata, zdaje się, że tego konceptu nie brakowało. Byli razem - drużyną, w każdym momencie. 

Nie porównujmy się już do mistrzów świata, to jest fatalna droga, jeśli będziemy do tego wracać. Oczywiście, jako przykład drużyny, możemy zawsze coś z tego zaczerpnąć. Natomiast nie porównujmy reprezentacji z dziś do tej sprzed trzech lat. Szóstki startowe są całkowicie inne, ławka jest inna. My na mistrzostwach świata, nie nazwałbym tego szczęściem, ale krok po kroku budowaliśmy po pojedynczych wygranych akcjach, końcówkach, charakter. Tutaj te końcówki przegrywaliśmy, czasami to były takie newralgiczne punkty seta. To jest cała odpowiedź: jeśli idzie, to idzie.

To się też czasami bierze z charakteru siatkarzy. Poszczególnych zawodników nie możemy obarczać i oskarżać za to, że nie walczyli za drużyny, bo to nie jest prawda. Każdy z nich ma swój tryb "bycia na boisku". Jeden się koncentruje, inny bardzo przeżywa swoje błędy, a inny stara się pomóc drużynie, ale nie w taki sposób, w jaki drużyna by tego oczekiwała. Czasami się składa, a czasami się nie składa. Najłatwiej byłoby wybrać tych, którzy się składają, ale pamiętajmy, że reprezentacja Polski po pierwsze potrzebuje jakości, a dopiero później możemy dobierać siatkarzy na podstawie charakteru. To są zawodnicy zdolni do grania na wysokim poziomie i czasami charakterologicznie może nie wyglądać to z zewnątrz, że idzie w dobrą stronę.

Indywidualnie wszyscy zawodnicy, przynajmniej na papierze, wyglądali naprawdę dobrze. Chyba nawet lepiej niż wynik, który został osiągnięty?

Siatkówka jest grą zespołową i pokładaliśmy nadzieje w indywidualnościach, bo one są ważne. Organizm składa się z poszczególnych elementów i jeden funkcjonuje lepiej, a drugi gorzej. Zawsze zaczyna się od indywidualności, ale na samym końcu liczy się zespół. Jeśli jeden zawodzi, to zawsze można skierować drużynę w inną stronę. Nie szukajmy winy w jednostkach. Przegraliśmy jako drużyna.

Zewsząd cały sztab powtarza, że to projekt długofalowy i potrzeba czasu na to, żeby ta cała układanka wypaliła. Podtrzymuje to pan? 

Mam nadzieję, że ludzie to dostrzegą, bo niezwykle trudnym zadaniem było to, czego się podjęliśmy. Po igrzyskach olimpijskich ta drużyna dostała po raz kolejny mocny cios w twarz, bardzo mocny. Wszyscy liczyliśmy na medal, ale medalu nie było. Trzeba było sobie zadać pytanie, co dalej? Zadali je sobie działacze, zawodnicy i wszyscy dookoła. Na szczęście lub nieszczęście, po roku olimpijskim, mając mistrzostwa Europy u siebie, byliśmy zobligowani do walki na całego, o wszystko. Z drugiej strony, to był moment i jest moment, w którym trzeba coś zmienić. Z jednej strony rewolucja, z drugiej strony parcie na wynik. Trzeba było znaleźć złoty środek.

W międzyczasie były sytuacje, że ktoś mówił do ucha - wykorzystaj Kochanowskiego, bo to wielki potencjał, a z drugiej - puśćcie go na MŚ U-21. Nie chcę się tłumaczyć lamentować, wymusić współczucie. Próbowaliśmy wypośrodkować wszystko, co trzeba było w tej drużynie, czyli walkę o medale, zwłaszcza u siebie w domu i zrewolucjonizować drużynę, dając jej młodość. To pozytywny aspekt, mamy kilku młodych zawodników, którzy już weszli do tej drużyny. Gdyby Kuba (Kochanowski) nie był na mistrzostwach świata z juniorami, mógłby szybciej zaadaptować się do drużyny, bo to są procesy długotrwałe. To nie jest tak, że się wkłada jednego zawodnika do zespołu i już. Siatkówka, to nie piłka nożna, w której nawet jeśli masz silnie zbudowany zespół, widzisz, że rywal gra słabo lewym skrzydłem, to na prawej obronie postawisz młokosa, bo wiesz, że przetrwasz. W siatkówce każdy moment jest ważny i ten kto wchodzi do drużyny, musi dać jej z siebie 100 procent.

Gdyby było więcej czasu, to może Kuba już byłby w szóstce - nie wiemy, teraz możemy wróżyć z fusów. W przekroju całego sezonu, wprowadziliśmy dużo zmian w zespole, a to są zmiany optymistyczne. Wynik nie jest, ale nie ma problemu z tym, bo wiemy, w która stronę idziemy.

Czy plan długofalowy oznacza, że w kolejnych latach do kadry mieliby dołączać złoci juniorzy?

Reprezentacja to jest taki twór, w którym grają najlepsi. Teraz możemy powiedzieć, że pokolenie U-21 jest fenomenalne, bo wygrało wszystko. Ale teraz liga ich zweryfikuje, kolejny sezon kadrowy i na pewno to nie jest tak, że już dzisiaj są przypisane role w reprezentacji. Że jeśli zawodnik jest tam teraz, to na pewno nadal w niej będzie i odwrotnie. My na pewno będziemy dokonywać oceny na podstawie tego, co się dzieje i przydatności do drużyny. Na pewno wszyscy ze złotej drużyny będą brani pod uwagę, to jest absolutne, mamy w głowie pewne projekty, które trzeba wdrażać.

Zagraniczne transfery naszych kadrowiczów mogą im wyjść na dobre? Szczególnie patrząc na dobro reprezentacji, bo to z nowych klubów przyjadą do Spały. 

Zawsze wychodzę z założenia, że każdy zawodnik, który dokonuje jakiegoś wyboru, ruchu na rynku transferowym, musi sobie odpowiedzieć na pytanie czy jest w stanie zrobić dzięki temu krok do przodu jakościowo. Co poza kontraktem i wartością kontraktu niesie za sobą taki wyjazd. Wyjazd do Turcji Dawidowi Konarskiemu i Bartoszowi Kurkowi przyniesie wiele korzyści. Jadą tam jako zawodnicy, którzy mają decydować o wartości tej drużyny. To de facto taka rola, jakiej oczekujemy, oczekujecie wy - od reprezentacji. Jeśli ją dostaną i będą się z nią mierzyć, to bardzo dobrze dla nich. Według mnie, nawet jeśli im tam nie pójdzie dobrze, to będzie to dla nich cenna lekcja, z której będą mogli bardzo dużo wynieść. Pozostaje mi tylko wierzyć w to i kibicować im, żeby to była pozytywna przygoda naszych zawodników w Turcji czy Fabiana Drzyzgi w Grecji, no i dalsza Michała Kubiaka w Japonii. Każdy wyjazd zagraniczny powoduje, ze wchodzisz w nowe środowisko i na nowo musisz udowodnić swoją wartość - nie ma nic lepszego.

Zrezygnował pan z pracy w klubie, więc jeśli będzie pan nadal związany z reprezentacją, to jak będzie wyglądać praca aż do kolejnego sezonu kadrowego?

Pierwszy aspekt mojej przerwy w ramach pracy jest taki, że wreszcie będę miał czas na swój rozwój. Bo jednak pracując dzień i noc, to idzie się na tej wiedzy, którą się ma. Zamierzam odbyć staże trenerskie z wielką pomocą PZPS-u, za co już teraz bardzo dziękuję. Druga rzecz, już stricte reprezentacyjna, to zamierzam być na wielu spotkaniach, oglądać chłopaków i przypominać im o tym, że oprócz tego, że są w klubie, to jest takie coś, jak reprezentacja. Na pewno jest kilka takich małych rzeczy, na które chcę zwrócić uwagę, ale nie chcę jeszcze o tym mówić. Jasne jest to, że reprezentacja nie będzie teraz grać, więc więcej czasu spędzę w domu z rodziną, ale to nie oznacza, że będę odpoczywał. Jest wiele do zrobienia. Zobaczymy jak się uda wdrożenie pomysłów, bo to walka z kalendarzem rozgrywek. Chcemy też podszkolić naszych trenerów, sami też chcemy się podszkolić, ale i podać rękę tym szkoleniowcom z niższego szczebla, nie tylko tym plusligowym. Na pewno polscy trenerzy potrzebują wsparcia z góry i chcemy robić szkolenia, warsztaty. Są to na razie hasła przewodnie, ale zobaczymy co z tego wyjdzie.

Czyli ma pan zamiar robić to, czego panu brakowało w momencie pracy jako trener w klubie?

Pierwsza rzecz to reprezentacja, na pewno będziemy dużo rozmawiać z chłopakami i stymulować ich do pewnej pracy. Ludziom z boku wydaje się, że przyjdę i powiem że na przykład zawodnik źle przyjmuje na swoją lewą stronę, to ta wiedza wystarczy, żeby to poprawić. Poprawa jakiegokolwiek małego elementu technicznego potrzebuje czasami roku, a czasami dwóch. Jeżeli zobaczymy błędy techniczne u jednego zawodnika, a nie będzie tego poprawiać w klubie, to jak w maju przyjedzie do Spały, to nie będziemy cudotwórcami i nie zrobimy poprawy w ciągu dwóch tygodni. Chcemy stymulować zawodników, to jest jedna rzecz. Oprócz klubu i kontraktu, jest coś takiego jak reprezentacja. I ten turniej w Tokio 2020, czy kolejny, to jest nasz cel i każdego dnia, zawodnicy powinni myśleć o reprezentacji. Jeżeli się stoi w miejscu, to człowiek się nie rozwija. I ja chcę dawać tej reprezentacji więcej niż potrafię w tym momencie, a to tylko przez rozwój. Jeżeli jest się w rytmie środa- sobota, to się jedzie na oparach, a nie sztuce.

Czy Ferdinando de Giorgi i jego sztab nadal powinni pracować z reprezentacją Polski?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×