Wybór Ferdinando De Giorgiego na stanowisko selekcjonera reprezentacji Polski budził spore nadzieje na sukces Biało-Czerwonych podczas Mistrzostw Europy 2017. Włoch miał za zadanie odbudować zespół, który od czasu mistrzostw świata 2014 nie odniósł znaczącego sukcesu. Okazało się jednak, że zadanie to może być trudniejsze niż się wydawało. Czy przerosło byłego opiekuna ZAKSY Kędzierzyn-Koźle? O tym rozstrzygną działacze PZPS w najbliższych dniach. Zwolenników kontynuowania współpracy z doświadczonym szkoleniowcem jest niewielu. Przeważa opcja zmiany trenera i powrotu po 12 latach do "polskiej opcji".
Odkąd w 2005 roku funkcję opiekuna kadry powierzono Raulowi Lozano, nasza drużyna narodowa zanotowała olbrzymi skok jakościowy. Pierwszym sukcesem był srebrny medal mistrzostw świata wywalczony w Japonii. Kolejne krążki były kwestią czasu. Zmieniali się szkoleniowcy, jednak marka reprezentacji Polski konsekwentnie rosła w siłę, budząc z każdym kolejnym rokiem coraz większy respekt w oczach rywali i entuzjazm w kibicowskich szeregach. Potwierdzeniem tego, że obrany kierunek rozwoju jest właściwy, były: mistrzostwo Europy 2009 wywalczone pod wodzą Daniela Castellaniego, brąz ME 2011 i złoto LŚ 2012 za czasów Andrei Anastasiego oraz mistrzostwo świata, po które siatkarze sięgnęli przed trzema laty. Od tamtej pory jednak Polacy nie odnotowali większych sukcesów. Championat Starego Kontynentu zorganizowany w kraju nad Wisłą zakończył się kompletną klapą. Biało-Czerwonych zabrakło nie tylko na podium imprezy, ale nawet wśród najlepszych ośmiu zespołów turnieju. Co gorsza, po wszystkim nie było nikogo, kto potrafiłby przyjąć porażkę na klatę. Wsłuchując się w wypowiedzi prezesa PZPS, selekcjonera i zawodników, można było odnieść wrażenie, że nic się nie stało.
Tymczasem powodów do niepokoju jest wiele. Po pamiętnym mundialu, z kadrą pożegnały się największe gwiazdy, a następców wciąż nie widać. Co gorsza, kolejni zawodnicy zastanawiają się nad kontynuowaniem gry w reprezentacji. Wspominali o tym Bartosz Kurek i Michał Kubiak. Obaj mieli być motorem napędowym drużyny narodowej po odejściu Michała Winiarskiego i Mariusza Wlazłego. Poniżej oczekiwań gra także Fabian Drzyzga, kreowany na następce Pawła Zagumnego. W tej sytuacji wynik osiągnięty na Euro dziwić nie powinien, ale martwić musi. Podobnie jaki atmosfera w zespole, która była dobra chyba tylko według oficjalnych doniesień. Osoby będące blisko zespołu mówiły bowiem coś zupełnie innego.
Zarówno za wynik sportowy, jak i atmosferę odpowiedzialność ponosi trener. Ferdinando De Giorgi chyba nie dość skutecznie zapanował nad zawodnikami. Była ciężka praca, ale nie przełożyło się to na wynik podczas imprezy, która była celem numer jeden. Ewentualne korzyści płynące z ostatniego sezonu reprezentacyjnego również są kwestią dyskusyjną, chociaż szkoleniowiec zapewnia, że założenia odnośnie odmładzania kadry zostały zrealizowane. Czyżby? Na dobre do zespołu dołączyli jedynie Bartłomiej Lemański i Jakub Kochanowski. Obaj bez wątpienia stanowią przyszłość polskiej siatkówki. Kolejni, jak Aleksander Śliwka, Artur Szalpuk, Maciej Muzaj czy Jakub Popiwczak, otrzymali co prawda swoje szanse, ale grali niewiele. Trudno więc mówić o zmianie pokoleniowej w reprezentacji w roku poolimpijskim.
Naszą drużynę od dwunastu lat prowadzą zagraniczni szkoleniowcy. Czasy, kiedy trenerzy znad Wisły z uznaniem i nieukrywanym podziwem spoglądali w kierunku zagranicznych kolegów, bezpowrotnie jednak minęły. W PlusLidze coraz bardziej stawia się na rodaków. Jakub Bednaruk, Piotr Gruszka, Robert Prygiel, Andrzej Kowal czy Michał Gogol wielokrotnie pokazali, że nie mają kompleksów w konfrontacji z zagranicznymi rywalami. Warto przy okazji wspomnieć o Sebastianie Pawliku, który był jednym z kreatorów pokolenia "złotej młodzieży", która przez lata nie znalazła pogromców w swojej kategorii wiekowej. To tylko potwierdza, że czasami warto ponownie zaufać rodakom.
Na rodzimych szkoleniowców postawiło sześć z ośmiu najlepszych ekip mistrzostw Europy. Tylko Niemcy i Słowenia zdecydowali się wybrać obcokrajowca na selekcjonera drużyny narodowej. Belgia, którą kilka miesięcy wcześniej objął Vital Heynen, zanotowała historyczny sukces, awansując do najlepszej czwórki imprezy. Widać więc, że czasami warto, zamiast rozglądać się po świecie i płacić wielkie pieniądze obcokrajowcom, poszukać szkoleniowca na "własnym podwórku". Trudno bowiem o lepszą motywację dla trenera, niż perspektywa poprowadzenia drużyny narodowej ze swojego kraju, podczas najważniejszych światowych imprez. A jeżeli nawet pomysł ten miałby nie wypalić, to zawsze lepiej, aby to Polak mądry był po szkodzie i uczył się na własnych błędach, niż miałby to robić przybysz zza granicy.
ZOBACZ WIDEO Polak chciał rozwiązać tajemnicę Trójkąta Bermudzkiego. Spędził tam 40 dób
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)