Rosły rozgrywający miał m.in wielki wkład w zwycięstwo swojego zespołu w Częstochowie, które sprawia, że walka w dolnej części tabeli nabiera rumieńców. Po porażce w pierwszym spotkaniu w Warszawie, wydawało się, że losy rywalizacji są już rozstrzygnięte. Rzeczywistość napisała jednak zupełnie inny scenariusz. - W pierwszym spotkaniu graliśmy dobrze do połowy poszczególnych setów, potem straciliśmy koncentrację. Ja też nie jestem zadowolony z tamtego meczu. Jechaliśmy do Częstochowy z nastawieniem by wygrać ten mecz i mieć możliwość zagrania w sobotę i to się udało. Cieszymy się na pewno z tego. Teraz przed nami trochę odpoczynku i jutro będziemy chcieli wygrać i tym samym zagrać o miejsca 5-6 - mówił po meczu.
Piątkowy pojedynek miał dziwny przebieg i co chwilę sytuacja zmieniała się, niczym w kalejdoskopie. W jednym secie warunki dyktowali częstochowianie, z kolei w następnej partii role się odwracały i do głosu dochodzili przyjezdni. - Na pewno w pierwszym secie graliśmy spokojnie. Jak mówiłem wcześniej, gramy przestojami. Dużo problemów wyrządziła nam zagrywka flotem. Na pewno przeplatamy dobre akcje ze słabymi i ja też nie jestem zadowolony, że po kilku fajnych akcjach zrobię parę "baboli", ale jesteśmy młodym i niedoświadczonym zespołem. Częstochowianie grali w Lidze Mistrzów i troszkę tego doświadczenia nabrali, przez co grają mądrzej. Dzisiaj jednak taka gra nam wystarczyła - podkreśla Neroj.
Warszawianie w piątek potwierdzili, że mają wyraźny patent na wygraną pod Jasną Górą. W inauguracyjnej kolejce rundy zasadniczej Politechnika jeszcze pod wodzą Krzysztoda Kowalczyka triumfowała 3:2. W piątek historia zatoczyła swoiste koło. - Cieszymy się akurat z tego, że wygrywamy w Częstochowie. Szkoda, że udało nam się u nas zwyciężyć, ale fajnie nam się gra z tym zespołem i cieszymy się na pewno z tych zwycięstw - dodaje.
Oprócz spraw czysto sportowych, warszawianie w tym roku muszą zmagać się dodatkowo z ogromnymi problemami finansowymi, które sprawiają, że przyszłość klubu rysuje się raczej w czarnych barwach. Sytuacja finansowa klubu nie przekłada się jednak w znaczący sposób na postawę zespołu. Podopieczni Ireneusza Mazura, gdy wychodzą na parkiet zapominają, bowiem o problemach i skupiają się na, jak najlepszym wykonywaniu swoich obowiązków. - Na pewno coś takiego jest, że możemy zostać bez sponsora, ale jeśli wychodzimy na boisko, to gramy o zwycięstwo. Wszystko zostawiamy wobec tego na zewnątrz, a gramy po to, żeby wygrywać. Taki jest sport - mówi były gracz Skry Bełchatów.
W tym sezonie celem nadrzędnym dla warszawskiej ekipy było pozostanie w szeregach PlusLigi. Stołeczni gracze ten cel zrealizowali z nawiązką, choć sam Bartłomiej Neroj odczuwa pewien niedosyt i niesmak. Czkawką odbija mu się rywalizacja z ekipą z Kędzierzyna- Koźla, którą warszawianie przegrali gładko, w trzech meczach. - Na pewno naszym planem minimum było utrzymanie i to wykonaliśmy. Wiadomo, jednak, że zawsze gra się o medale i szkoda, że w dwumeczu z Kędzierzynem nie udało nam się powalczyć, choć chcieliśmy sprawić niespodziankę. Niestety, nie udało się wygrać ani jednego meczu. Odczuwam właśnie mały niedosyt związany z tym, że nie udało nam się uciułać żadnego zwycięstwa w tej rywalizacji. Gramy jednak o miejsca 5-8. Pierwszy mecz przegraliśmy, teraz zwyciężyliśmy, więc wszystko otwarte. Mam nadzieję, że jutro zagramy lepiej i to nam pomoże w odniesieniu zwycięstwa - mówi.
Z perspektywy czasu Neroj nie może żałować swojej przeprowadzki do Warszawy, gdyż od początku sezonu jest pewnym punktem swojego zespołu. Przy wyborze klubu Neroj kierował się przede wszystkim szansą na częstsze występy, które miały mu umożliwić odbudowanie formy. Jak się okazuję, transfer do Politechniki okazał się "strzałem w dziesiątkę". - Przychodząc do Warszawy chciałem więcej grać. Jak na razie się to udaje, choć nie ukrywam, że wiele daje mi osoba Wiktora Położewicza, który konkuruje ze mną i dzięki temu udaje mi się podnosić swoje umiejętności. Nie jestem jeszcze do końca zadowolony z tej gry, bo troszkę przesiedziałem na ławce w Bełchatowie i dokładności i takiego obeznania z boiskiem troszkę mi brakuję. Na pewno idzie to w dobrym kierunku i do przodu. Ważne, że do przodu, a nie do tyłu - zauważa.
Jak na razie przyszłość Bartłomieja Neroja jest owiana tajemnicą. Wszystkie decyzję, jak sam mówi powinny zapaść po zakończeniu sezonu. - Na dzień dzisiejszy skupiam się na sezonie, jeszcze z nikim nie rozmawiałem. Gdy sezon dobiegnie końca, myślę, że wtedy się coś rozstrzygnie - kończy Bartłomiej Neroj.