Krzysztof Andrzejewski: Bardzo chciałbym zostać w moim Olsztynie, ale...

Olsztyńscy akademicy nie pozostawili złudzeń Delekcie, że są w tym sezonie lepszym zespołem. Wygrali z nią sześciokrotnie. Zaraz po zdobyciu ostatniego punktu Krzysztof Andrzejewski przeanalizował tę rywalizację, ale jednocześnie myślami wybiegał już ku przyszłości.

Piątkowe spotkanie w olsztyńskiej Uranii było o tyle nietypowe, że we wszystkich wygranych setach gospodarze przegrywali niemal od początku do końca. Dopadali swojego rywala dopiero w końcowych fazach poszczególnych setów i wygrywali na przewagi. Dzięki temu rywalizacja, mimo że momentami stojąca na średnim poziomie, dostarczyła kibicom ogromnych emocji. - Prawda jest taka - analizował Krzysztof Andrzejewski - że wszystkie sety, które rozgrywaliśmy w tym sezonie z Delectą tak wyglądały, że wygrywaliśmy bądź to na przewagi, bądź po gonitwie. Zespół z Bydgoszczy jest bardzo dobry i uważam, że zasługuje na pozostanie w ekstraklasie. Mają na każdej pozycji bardzo wartościowych zawodników i gra się z nimi trudno. Dzisiaj dodatkowo w tym przegranym dla nas secie zaskoczyła im zagrywka. Widać było, że, krótko mówiąc, nie radziliśmy sobie w przyjęciu. Ale potem, w czwartym secie ustabilizowaliśmy przyjęcie i skończyło się szczęśliwie dla nas.

- Myślę, że na tym polega sedno siatkówki - kontynuował olsztyński libero, który kilka razy popisał się w tym meczu doskonałymi obronami - że ta drużyna, która utrzyma poziom gry przez całego seta, jak najdłużej, kończy seta zazwyczaj wygraną. Na przykład nasze pojedynki z lepszymi od nas zespołami, jak Skra czy Resovia, tym się charakteryzowały, że my potrafiliśmy prowadzić w środku seta, ale przegrywaliśmy mecze. Ta drużyna, która dłużej utrzyma poziom gry, kończy zazwyczaj wygrana. Dziś my byliśmy taką drużyną.

Przed olsztynianami ostatni akord sezonu 2008/2009 - walka o piąte miejsce z akademikami z Częstochowy. AZS Olsztyn po rundzie zasadniczej zajmował wyższe miejsce w tabeli, ale w ostatnim meczu między tymi drużynami to AZS Częstochowa pokazał swoją wyższość nad rywalem, i to w jego hali. Być może chęć rewanżu będzie dodatkową motywacją dla olsztynian, choć najważniejsza powinna być premia w postaci prawa do gry w Challenge Cup. - Ten ostatni mecz w Uranii był o przysłowiową pietruszkę - stwierdził Andrzejewski - bo wystarczyło, że wygraliśmy seta i utrzymywaliśmy piąte miejsce. Myślę, że to w podświadomości troszeczkę tkwiło. Teraz na pewno obu zespołom będzie bardzo zależało, żeby wywalczyć to piąte miejsce i udział w europejskich pucharach, możliwość mierzenia się z europejskimi drużynami. My jesteśmy w trochę lepszej sytuacji, bo drugi i ewentualnie trzeci mecz będziemy grać u siebie. Jestem optymistą przed tymi spotkaniami.

Oczywiście powszechnie znane problemy pozasportowe AZS-u Olsztyn zmuszają do troski o przyszłość klubu i zawodników. Kończący się sezon skłania do pytań o to, czy jest już jakiś zarys tego, co może się dziać w następnym. Sądząc po słowach Krzysztofa Andrzejewskiego, dla zawodników przyszłe plany klubu to na razie niewiadoma. - Jest mi trudno coś powiedzieć. Na razie nie ma konkretów. Na razie chyba chcemy dotrwać do końca tego sezonu w jak najlepszym zdrowiu, a klub w jak najlepszej formie finansowej. Na razie nie odbywały się żadne rozmowy, jaki będzie skład, jaki będzie budżet.

Zawodnik, który jest bardzo związany z Olsztynem, ma jednak wielką chęć pozostać w tym mieście i w tym klubie. - Podpisałem kontrakt na rok. Wygasa w czerwcu. Nie ukrywam, że chciałbym zostać w moim Olsztynie. To jest moje miasto, mój AZS, ale wiadomo, że to jest sprawa dwustronna. Moja wola nie wystarczy. Jeśli trenerzy mnie będą chcieć, to bardzo bym chciał zostać. Jeśli odejdę - takie jest życie sportowca. Będę musiał poszukać innego klubu.

- Natomiast co do sytuacji finansowej, to jest to ciężkie pytanie i ciężki temat. Poczekajmy może jeszcze tydzień, może dwa, dokończmy sezon i zdobądźmy to piąte miejsce. Powoli też zaczynam się troszkę denerwować przyszłością, choć nie ukrywam, że bardzo chciałbym zostać w Olsztynie.

Komentarze (0)