Wojciech Ferens: Nie byłem przyzwyczajony do czekania na wejście na boisko

WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Wojciech Ferens
WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Wojciech Ferens

Obecność Wojciecha Ferensa na boisku już nie zaskakuje. Przyjmujący wyleczył ciężką kontuzję i już zdążył pokazać się z dobrej strony w barwach Trefla Gdańsk.

W tym artykule dowiesz się o:

Dominika Pawlik, WP SportoweFakty: Prawie dwa lata wyjęte z siatkarskiego życiorysu przez kontuzję, której nabawił się pan na początku sezonu 2015/16 w Olsztynie. Nie sposób więc nie zapytać, jak kolano?

Wojciech Ferens, przyjmujący Trefla Gdańsk: Wszystko dobrze. Temat kolana jest już zamknięty, jestem gotowy do trenowania i do grania, to jest już za mną. Nie ma najmniejszej blokady w mojej głowie, jestem tym mile zaskoczony.

Droga jednak nie była łatwa...

Była długa, wyboista, ciężka i troszeczkę zniechęcająca. Bliscy i rodzina mi pomogli. Zespół w Gdańsku wyciągnął do mnie rękę, za co jestem im bardzo wdzięczny. Kosztowało to na pewno dużo sił, ale jedziemy dalej.

Problemy zdrowotne miał w tym sezonie Mateusz Mika, dzięki czemu wskoczył pan do podstawowego składu. Czy ten czas pozwolił nabrać więcej pewności?

Zdecydowanie. Raz, że po kontuzji mogłem nagle wejść na boisko i odwrócić losy spotkania, a dwa - przed kontuzją udało mi się wywalczyć miejsce na boisku. Nie byłem przyzwyczajony do roli zawodnika, który czeka na swoją kolej do wejścia na parkiet. To nie było proste, ale taka niestety jest ta profesja siatkarza, że kiedy kolega ma problemy, trzeba wejść i zagrać. Akurat w moim wypadku może wyjdzie mi to na dobre? Zobaczymy.

ZOBACZ WIDEO Stanowczy głos ws. Leona. "Siatkówka nie może pozwolić sobie na to, by grał tylko w klubie"

Jako zespół w I rundzie sezonu zasadniczego utrzymywaliście się w czołówce, szczególnie dobrze szło wam na wyjazdach. Można się spodziewać, że runda rewanżowa też będzie należeć do was? 

Walczymy, ale jeszcze gdzieś ciąży nad nami to fatum niewykorzystanego potencjału, bo w zespole mamy ogromny, co pokazał na przykład mecz z PGE Skrą (bełchatowianie wygrali 3:1 - przyp. red.). Zasłużyliśmy spokojnie na jeden punkt, niestety trywialne błędy w końcówkach, a może brak szczęścia, jak przy ataku Pita Nowakowskiego, kiedy taśma zmieniła lot piłki. Trudno - tak to niestety w życiu bywa.

Mecze z najlepszymi pokazały, że jesteście w stanie się im postawić.

Jeżeli chcemy utrzymać to, co uzyskaliśmy w pierwszej rundzie, to musimy celować wysoko. Na dobrą sprawę mieliśmy tylko dwa małe potknięcia z GKS-em i Espadonem, gdzieś nas wprowadziły w nerwową końcówkę. Teraz jest już runda rewanżowa, lada moment Puchar Polski, więc będzie o co się bić.

W środę ćwierćfinał Pucharu Polski, a rywalem będzie Stal Nysa. Graliście z nimi już rok temu, czego można się spodziewać po tym spotkaniu? 

To jest na pewno zespół nieobliczalny, będziemy grać w ich nowej hali, więc będą chcieli się dobrze pokazać. Mam nadzieję, że uda się wywalczyć miejsce we Wrocławiu, a potem z ZAKSĄ grać bez kompleksów, bo o to w tym wszystkim będzie chodziło.

Puchar Polski to kolejne rozgrywki do ciężkiego kalendarza. 

Nie mamy innych pucharów, Ligi Mistrzów, więc jesteśmy gotowi na to, żeby grać na takiej intensywności. Wiadomo, liga w tym roku jest ciężka, bo często graliśmy mecze w systemie środa-sobota.

Z drugiej strony do Pucharu Polski łapie się tylko sześć zespołów PlusLigi, a pozostałych dziesięć pauzuje. 

System rozgrywek wymusił takie rozwiązanie. W dawnych czasach w Pucharze Polski grały tylko zespoły 1-8, ale liga liczyła wtedy 10-12 zespołów. Można było szukać takich rozwiązań, ale teraz rozsądek wymusza coś innego. Wiem że to nie jest przyjemne, kiedy wypada się z rytmu meczowego, natomiast każdy mógł się bić o tę szóstkę, my się cieszymy, że nam się to udało.

I liczycie na to, że zawojujecie Puchar Polski?

Najważniejsze, żebyśmy uwierzyli w swoje możliwości. Spotkanie z PGE Skrą pokazało, że ta wiara może być czymś podparta, więc oby tak dalej.

Komentarze (0)