W starciu z wicemistrzem Belgii ZAKSA znakomicie wywiązała się z roli faworyta. Przed własną publicznością właściwie ani przez moment nie pozwoliła uwierzyć wicemistrzom Belgii w możliwość sprawienia niespodzianki.
Szczególnie imponująca była skuteczność kędzierzynian w pierwszej akcji po dobrym przyjęciu. W każdym z trzech setów oscylowała bowiem w okolicach 90 procent. - Przeciwnicy próbowali wywierać na nas presję zagrywką. W pewnych momentach, szczególnie w drugim secie, dobrze im to wychodziło, ponieważ popełniliśmy kilka błędów. Generalnie jednak mając dobre przyjęcie było nam dużo łatwiej grać z Noliko. Wygrana w trzech setach sprawiła, że jedną nogą jesteśmy już w kolejnej rundzie - mówił Benjamin Toniutti, rozgrywający mistrzów Polski.
Jednym z kluczowych czynników dla odniesienia sukcesu przez ZAKSĘ była konsekwentna realizacja taktyki. Polegała ona w dużej mierze na posyłaniu kolejnych zagrywek w kierunku Kamila Rychlickiego, odpowiadającego za siłę rażenia Noliko na lewym skrzydle. Konieczność wykonywania kolejnych przyjęć (łącznie 23) sprawiła, że jego skuteczność w ataku nie była imponująca (32 procent - 7/22).
- Prawdę mówiąc nie spodziewaliśmy się, że Kamil wyjdzie w pierwszym składzie. Liczyliśmy, że rywale postawią na duet Jelte Maan - Nicolas Bruno, by mieć większą stabilność w odbiorze. Tymczasem postawili na zwiększenie siły rażenia w ofensywie. Stąd też zagrał Rychlicki, który dysponuje dobrymi parametrami fizycznymi. I moim zdaniem pokazał się z całkiem niezłej strony - dodawał francuski kreator poczynań ZAKSY.
ZOBACZ WIDEO Jaki był 2017 rok dla polskiej siatkówki? Łukasz Kadziewicz: Nie był najlepszy, świadczą o tym wyniki
Starcie z Noliko nie było jednak najważniejszym wydarzeniem dla jego zespołu w styczniu. Będzie nim bowiem finałowy turniej Pucharu Polski, który w dniach 27-28 odbędzie się we Wrocławiu. Kędzierzynianie będą w nim bronić tytułu.
- Na razie jeszcze nie myślimy o Pucharze Polski. Nie mamy nawet jak specjalnie przygotowywać się typowo pod turniej we Wrocławiu, ponieważ ostatnio gramy właściwie co trzy dni. To sprawia, że żyjemy rytmem "mecz-odpoczynek-siłownia" i praktycznie nie mamy okazji do normalnego treningu. O pucharowych zmaganiach pomyślimy dopiero po niedzielnym meczu ligowym z Asseco Resovią Rzeszów - puentował Toniutti.