Wiktor Gumiński, WP SportoweFakty: Rozmawiamy po doświadczeniu dużej niespodzianki. Przed turniejem we Wrocławiu trudno było chyba bowiem postawić pieniądze akurat na zwycięstwo Trefla Gdańsk.
[tag=3995]
Ireneusz Mazur[/tag] (były trener reprezentacji Polski juniorów i seniorów): Drużyna z Gdańska pokazywała już w poprzednich latach swoje niemałe możliwości, ale w obecnym sezonie spodziewano się po niej więcej. Na turniej finałowy Pucharu Polski trafiła jednak ze znakomitą dyspozycją. Jej gracze byli też świetnie przygotowani taktycznie. Co więcej, z zespołem znakomicie "grał" też trener Andrea Anastasi. Niemal przez cały czas był aktywny przy linii bocznej, wykonując podobne ruchy co jego podopieczni. Było po nich widać, że są znacznie świeżsi aniżeli siatkarze ZAKSY Kędzierzyn-Koźle czy PGE Skry Bełchatów. Po naszych dwóch czołowych zespołach widać pewne syndromy zmęczenia.
Zarówno w ZAKSIE, jak i w PGE Skrze trenerzy nie korzystają z usług wszystkich zawodników. A może wynika to z faktu, że obie te drużyny nie mają wcale szczególnie szerokich składów?
Styl pracy włoskich trenerów jest dobrze znany i nie mamy co nad nim ubolewać bądź robić wielkiego halo. Po prostu mają taką filozofię, by nie dokonywać szczególnie wielu zmian. Rzeczywiście, korzystają raczej z "żelaznego" składu i na nim opierają siłę swoich zespołów. Reagują często dopiero, jeżeli coś się dzieje, jak w przypadku kontuzji Grzegorza Łomacza.
Jak dużym problemem było dla PGE Skry skazanie na właściwie tylko jednego rozgrywającego, Marcina Janusza?
Uważam, że Marcin godnie dźwignął ciężar gry w bardzo trudnym dla swojej drużyny momencie. Bo takim bez wątpienia była absencja podstawowego rozgrywającego reprezentacji Polski. Janusz prowadził jednak PGE Skrę równie dobrze i za to trzeba go uszanować. Nagrodę dla najlepszego rozgrywającego otrzymał zasłużenie, choć TJ Sanders również odegrał bardzo ważną rolę w triumfie Trefla. W jego grze trudno było dostrzec jakąkolwiek słabość. Bardzo mocno ułatwiał swoim kolegom życie w ataku.
Odnośnie gdańskiej ekipy, nas szczególnie może chyba jednak cieszyć postawa polskich siatkarzy.
Rzeczywiście możemy powiedzieć, że oglądaliśmy ich w pełnej dyspozycji. Składowa gry Trefla wynikała z dobrej postawy indywidualnej każdego z nich. Dawno nie widzieliśmy tak dobrze prezentujących się Piotra Nowakowskiego czy Mateusza Miki. Nie sądzę, by zawodnicy z drużyny zdobywcy Pucharu Polski byli pominięci przez nowy sztab trenerski reprezentacji. Tym bardziej, że w ich sukcesie naprawdę nie było żadnego przypadku.
Przed startem zmagań we Wrocławiu, jako "czarnego konia" znacznie częściej wskazywano ONICO Warszawę.
Było to uzasadnione podejście, ponieważ wygrała ona dziesięć ligowych meczów z rzędu. Prezentowała też przy tym skuteczną i przyjemną dla oka siatkówkę, wnosząc świeży powiew do rozgrywek ligowych.
Był to jednak dla niej dopiero pierwszy w historii start w turnieju finałowym Pucharu Polski. Podziela pan wrażenie, że stawka półfinałowego meczu z PGE Skrą nieco sparaliżowała warszawian?
Kierując się logiką, ONICO nie miała prawa pokonać żadnego zespołu, który grał we Wrocławiu. Wszystkie pozostałe ekipy "zjadały" ją bowiem doświadczeniem. Zespół z Warszawy gra ze sobą bowiem dopiero od czterech miesięcy, a to zdecydowanie za mało, by zagrozić drużynom doświadczonym, rywalizującym na różnych frontach. I nie ma znaczenia fakt, że w stołecznej ekipie mamy reprezentantów Francji, Macedonii czy Kanady. Tej grupie ludzi potrzeba czasu, by budowali swoją grę i twardnieli w meczowej walce. W turnieju finałowym zagrała na miarę swoich obecnych możliwości, ale potencjał ma dużo większy.
W PlusLidze wszystko wróci do normy i sprawa tytułu rozstrzygnie się między ZAKSĄ a PGE Skrą?
Prawdę mówiąc, naprawdę nie wiem, bo zadecyduje o tym kilka czynników, przede wszystkim związanych z aspektami fizycznymi - świeżością i zmęczeniem. Na pewno dodatkowy impuls powinni dostać teraz gracze Trefla. Być może będą oni w stanie namieszać w czołówce. Niewiadomą jest też ciągle postawa Asseco Resovii Rzeszów. Tak więc po prostu oczekuję, że będzie ciekawie poprzez niespodzianki i zwroty akcji.
ZOBACZ WIDEO Witold Bańka: To sygnał dla związków sportowych