Kontrowersje po meczu w Bydgoszczy. Przepisy ważniejsze od idei fair-play?

Starcie Łuczniczki Bydgoszcz z Espadonem Szczecin obfitowało w emocje. Spotkaniu, które zapisało się w historii PlusLigi, towarzyszyły jednak spore kontrowersje. Kolejny raz bowiem, idea fair-play przegrała z siatkarskimi przepisami.

Jacek Pawłowski
Jacek Pawłowski
siatkarze Łuczniczki Bydgoszcz WP SportoweFakty / Karina Stańczyc / Na zdjęciu: siatkarze Łuczniczki Bydgoszcz
Para sędziowska Maciej Twardowski - Magdalena Niewiarowska, rozjemcy piątkowego meczu Łuczniczka Bydgoszcz - Espadon Szczecin, nie mieli łatwego zadania. W trakcie pojedynku nie brakowało bowiem kontrowersyjnych sytuacji. Część z nich, wpłynęła na losy meczu.

Już w trakcie drugiego seta, przy stanie 7:5, Mateusz Malinowski swoim prowokacyjnym zachowaniem próbował wyprowadzić z równowagi Metodiego Ananiewa. Bułgar wytrzymał presję, jednak chwilę później arbiter główny tego meczu, wezwał do siebie graczy obu ekip, aby nieco stonować nastroje.

W dalszej części spotkania również nie brakowało nerwowych sytuacji. Presja udzieliła się nie tylko zawodnikom, ale również sędziom. W czwartej odsłonie pojedynku, trwającej 55 minut (!), ponownie doszło do kontrowersji. Po ataku Justina Duffa ze środka, cios piłką w twarz otrzymał Bartosz Filipiak. Atakujący gospodarzy długo dochodził do siebie. Niezbędna okazała się interwencja masażysty. W zaistniałej sytuacji, trener Jakub Bednaruk postanowił dokonać zmiany i desygnować na boisko Pawła Gryca. Ostatecznie trener Łuczniczki zrezygnował z tego pomysłu. W konsekwencji, ekipa Łuczniczki ukarana została żółtą kartką za opóźnianie gry.

- Chłopak, który dostał w twarz bardzo mocny strzał (Bartosz Filipiak - dop. aut.) nie kontaktował. Zdecydowaliśmy się zrobić zmianę, ale po interwencji masażysty zawodnik powiedział, że gra dalej. Uznałem więc, że w tej sytuacji cofniemy zmianę i zagramy w duchu fair-play. To był naprawdę mocny cios, Justin Duff przyłożył centralnie w twarz, ale skoro ktoś chce grać to pozwólmy mu na to - tłumaczył po spotkaniu Bednaruk.

ZOBACZ WIDEO Wilfredo Leon już chce mówić po polsku. "Wywiadem w naszym języku zaskoczył wszystkich"

- Zgłoszenie zmiany w takiej sytuacji to jest normalna reakcja. To nie zachowanie w stylu: chcę coś wykombinować czy opóźnić grę. Po prostu człowiek leżał i łzawił po takim ciosie. Mimo to dostaliśmy żółtą kartkę za całą akcję. Siatkówka to nie jest sport kontaktowy, ale nie życzę nikomu, aby dostał takiego strzała jak Bartek (Filipiak - dop. aut.), prosto w nos - przyznał szkoleniowiec Łuczniczki.

Wspomniana sytuacja miała wpływ na końcowy wynik meczu. Kilkanaście minut później, trener bydgoszczan został bowiem ukarany czerwoną kartką za ponowne, zdaniem arbitrów, opóźnianie gry. Całe zdarzenie wywołało sporo kontrowersji. Jakub Bednaruk poprosił bowiem o challenge po ataku Marcina Wiki. Zdaniem obserwatorów, opiekunowi ekipy znad Brdy nadal przysługiwał ten przywilej, arbitrzy uznali inaczej, choć wcześniej zapewniali szkoleniowca iż może dokonać sprawdzenia.

- My możemy opowiadać, dziennikarze mogą pisać, będziemy uczyć dzieci ducha fair-play, ale takie rzeczy zaprzeczają tej idei. Jeżeli restrykcyjnie zinterpretujemy przepisy, sędziowie się obronią. Nie mogę się doczepić do arbitrów jeśli chodzi o błędne decyzje, sędziowali dobrze. Chodzi mi jednak o takiego ducha sportu, którego się ma albo nie. My uczymy ludzi tego, czego tym razem zabrakło. Wszystko miało miejsce przy stanie 40:41. Pytałem czy mogę wziąć challenge usłyszałem że tak, to wziąłem, a skończyłem seta z czerwoną kartką - przyznał rozgoryczony Jakub Bednaruk.

Czym powinni się kierować arbitrzy, w trakcie rozstrzygania kontrowersyjnych sytuacji?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×