Trudno zgodzić się z trenerem Bogdanem Serwińskim, że wielu fachowców myliło się, co do oceny jego zespołu. Sądzę, że każdy, chociaż trochę myślący, widzi jego zasługi w budowie potęgi Mistrza Polski. Chwała mu za to, że powstała taka drużyna, która liczy się w Europie. Wypada podziwiać ludzi za ich ambicję tworzenia czegoś wielkiego.
Serwiński i spółka zbudowali, jak na nasze warunki, swego rodzaju samograj, który potrafił czasem radzić sobie nawet bez niego. Mając w składzie siedem mistrzyń Europy plus olimpijkę z Pekinu, trudno nie oczekiwać sukcesów. Jest to kapitał nieporównywalny z innymi drużynami. Pytanie jednak dotyczy kwestii wykorzystania tego potencjału. Raczej trudno było spotkać zarzuty dotyczące organizacji klubu i jego całej otoczki. Wątpliwości skierowane były do sposobu prowadzenia drużyny. I trener Serwiński nie ma podstaw do obrażania się. Sam zapracował na taki wizerunek. Dzięki telewizji jesteśmy blisko zespołu, "gramy" razem z nim. Jeśli ciągle słyszymy, że tak się nie da grać w siatkówkę, że gramy jak juniorki, to co mamy myśleć. Znaczy trener widzi, że jest źle, ale nie mówi co robić, by było dobrze. I ten obraz zostaje. Często same zawodniczki zbierają się i ustalają strategię. Pozytywne w tym jest jedynie to, że cały czas jest "my" - znaczy coach utożsamia się z zespołem, jest z nim w trudnych chwilach. Nie wszyscy tak postępują. Bywa czasem - "jak wy gracie!", "co wy robicie!"
Wywyższanie się po zwycięstwie z Aluprofem, na pewno nie przysporzy trenerowi sympatyków. Spróbujmy porównać dwie najlepsze żeńskie drużyny w kraju. Pomińmy pierwsze szóstki, które są na tym samym poziomie. Tylko dyspozycja dnia może decydować o zwycięstwie jednego lub drugiego teamu. Zajmijmy się dublerkami, lub jak kto woli rezerwowymi. Rozgrywająca Fakro Agnieszka Śrutowska wnosiła zdecydowanie więcej inwencji, pozytywnych elementów - jak choćby zagrywka, aniżeli Anna Kaczmar. Gdy Śrutowska wchodziła na boisko, poziom gry się nie obniżał. Przeciwnie, często wnosiła ona sporo ożywienia i odwracała niekorzystną sytuację. Niestety, nie można tego powiedzieć o drugiej rozgrywającej Aluprofu. Poza młodością i ambicją niewiele dawała i od razu było widać różnice w sposobie rozgrywania akcji. 1:0 dla Muszyny!
Atakujące. Przykład Joanny Kaczor jest równie wymowny. Zawodniczka grała w różną siatkówkę (USA), była na olimpiadzie. Nie dostawała zbyt wielu szans, ale gdy już była na placu, dawała zespołowi wiele dobrego. A już wejście na zagrywkę w ostatnim meczu przy stanie 1:8 to swoisty przykład, jak można zmienić przebieg niekorzystnych wydarzeń. Berenika Okuniewska też nie miała okazji dłużej pograć. Nie można mieć do niej większych zastrzeżeń. Trzeba pamiętać, że była to dla niej nowa pozycja. Wydaje się, że przyszłość należy do niej. Na razie porównanie wypada na korzyść siatkarki z Muszyny. A więc 2:0.
Przyjmujące, które wchodziły na zmiany - Milena Rosner i Karolina Ciaszkiewicz prezentowały podobny poziom. Wydaje sie,że dla zawodniczki Muszynianki ten sezon nie jest powodem do chwały. Remis,wiec 3:1.
Osobny akapit należy poświęcić Katarzynie Gajgał. Wypada zadać pytanie, czyimi oczami patrzył trener Marco Bonitta zabierając na olimpiadę ją, a nie Eleonorę Dziękiewicz. Przecież tej zawodniczce brak podstawowego wyszkolenia - zagrywki. Można wybaczyć błędy, kiedy wykonuje się ten element w sposób trudny, z pełnym ryzykiem. Ale nie wówczas, gdy trzeba posłać piłkę na drugą stronę siatki. Dać przeciwnikowi możliwość popełnienia błędu. Przecież były mecze, gdy Gajgał trzy razy z rzędu wchodząc na zagrywkę serwowała źle! I nie przekonują nawet statystyki. Chodzi o moment kiedy robi się błąd, gdy nikt nie przeszkadza, a sytuacja powinna wykluczać pomyłki. I jeszcze ta kuriozalna sytuacja, kiedy nie skończyła meczowej piłki! Nie przekonują twierdzenia, że sytuacja była trudna. Na pewnym poziomie takie tłumaczenie jest po prostu nieuprawnione. Gajgał w trakcie sezonu może nie grała źle, chociaż symptomatyczne jest, że trener stawiał na Jolantę Studzienną/. Jednak takie elementy jak zagrywka i dokonywanie złych wyborów w trudnych sytuacjach, nie pozwalają jej wznieść się na reprezentacyjny poziom. Ze zdziwieniem zauważyliśmy jej nazwisko na liście nowej kadry. Może trener Matlak nauczy ją, czego nie potrafili inni.
W przekroju całego sezonu wszystkie trzy środkowe Muszynianki grały mniej więcej równo. Należy podkreślić świetną dyspozycję Doroty Pykosz. Powołanie jej do kadry narodowej jest jak najbardziej uzasadnione. Przewaga Muszyny 4:1.
Mając tak zdecydowaną przewagę potencjału, inny wynik niż mistrzostwo, byłby sensacją. Nie może więc trener Serwiński twierdzić, że fachowcy nie mieli racji. Z tą drużyną nie można było nie zdobyć najwyższego trofeum w polskiej żeńskiej siatkówce. Po prostu nie wypadało! Chwała zatem trenerowi, że wykorzystał możliwości zawodniczek i osiągnął z nimi sukces. Obiektywnie trzeba przyznać,że nie zawsze sie to udaje. Czasem trener ma świetnych zawodników, lecz nie potrafi z nich zbudować monolitu - teamu. Przykłady można znaleźć na rodzimym podwórku.