- Cieszę się, że mam Bienia, bo zagrał dobrą siatkówkę. Nie szaloną, ale porządną, poukładaną. Można było atakować nawet na podwójnym bloku. Jestem naprawdę zadowolony. Zastanawiałem, czy to nie on dostanie MVP, ale Sachar (Mateusz Sacharewicz - dop. red.) oczywiście na nią zasłużył za taką liczbę bloków - powiedział po spotkaniu z BBTS Bielsko-Biała Jakub Bednaruk.
Piątkowe starcie, dla Łuczniczki Bydgoszcz było kolejnym pojedynkiem z gatunku o "sześć punktów". Zespół z Podbeskidzia to najsłabsza ekipa rozgrywek, dlatego gospodarze, chcąc myśleć o utrzymaniu w PlusLidze, nie mogli pozwolić sobie na porażkę. Środkowy drużyny znad Brdy nie ukrywa, że ta świadomość mogła mieć wpływ na postawę zespołu w pierwszych dwóch odsłonach.
- Zawsze się mówi o tym, że sport to presja, która nieustannie mu towarzyszy. Takie mecze są jednak wyjątkowe, bo każdy zdaje sobie sprawę z tego, o co walczymy i chyba to nas trochę zjadło na początku. Gdybyśmy zagrali od początku tak, jak po tej dziesięciominutowej przerwie, moglibyśmy się szybciej cieszyć z wygranej. Nie ma jednak co gdybać, bo równie dobrze moglibyśmy nie zdobyć żadnego punktu - powiedział autor MVP meczu w Bydgoszczy i autor aż 10 punktowych bloków Mateusz Sacharewicz. - Piłka mnie szukała i trafiała, ale nie da się ukryć, że takich meczów nie rozgrywa się codziennie - dodał, zapytany o swój niecodzienny wyczyn.
Imponująca zdobycz Mateusza Sacharewicza okazała się decydująca, przy wyborze najbardziej wartościowego gracza meczu. Statuetka MVP trafiła w ręce bydgoskiego środkowego, ten jednak po spotkaniu przyznał, że starcie 21. kolejki miało dwóch bohaterów.
ZOBACZ WIDEO Vital Heynen: Już dziś nie zgadzam się z prezesem. On widzi problemy, ja możliwości
- Naszą grę odmienił Krzysiek Bieńkowski, dlatego takie małe personalne MVP z mojej strony wędruje do niego. To chłopak, który jest z nami dość krótko i nie jest może za bardzo ograny, ale w ciężkim momencie wszedł na boisko, uspokoił grę i pokazał, że nie jest tylko chłopakiem od pomocy na treningach - przyznał siatkarz pochodzący z Biełegostoku.
Gospodarze w piątkowy wieczór wybrnęli z ogromnych opresji. Po dwóch setach przegrywali bowiem 0:2 i nic nie wskazywało na to, aby byli w stanie odwrócić losy partii. BBTS Bielsko-Biała grał bowiem znakomicie, czego nie można było powiedzieć o siatkarzach Łuczniczki Bydgoszcz. Ostatecznie jednak, to miejscowi mogli cieszyć się z wygranej. Nastroje w obozie zespołu znad Brdy były jednak mieszane.
- Jest to kolejny stracony punkt. Tracimy je, bardzo wolno gonimy te zespoły, które są nad nami i bardzo wolno uciekamy ekipom, które są pod nami. Z drugiej strony prawda jest taka, że gdybyśmy przegrywali tutaj w październiku czy listopadzie 0:2, to byśmy dostali 0:3. Na przestrzeni kilku miesięcy ten zespół mocno się zmienił. Wcześniej, kiedy ktoś nas obił, nie byliśmy w stanie się podnieść. Pozostawało tylko rzucenie ręcznika - powiedział szkoleniowiec Łuczniczki Bydgoszcz.
Dramatyczne starcia w hali Łuczniczka powoli stają się bydgoską tradycją. Przed dwoma tygodniami, miejscowi stoczyli rekordowy, trzygodzinny bój z Espadonem Szczecin. Tym razem starcie trwało zdecydowanie krócej, jednak kolejny raz zakończyło się zwycięstwem gospodarzy. Zdaniem Mateusz Sacharewicz, własny obiekt to spory atut gospodarzy.
- Wydaje mi się, że dużo lepiej prezentujemy się u siebie. To jest chyba trzecie zwycięstwo z rzędu, a nie mamy ich nie wiadomo ile. Na wyjazdach ta gra kuleje i nie jesteśmy w stanie dowieźć zwycięstwa do końca. Musimy to przemyśleć. Liga zbliża się ku końcowi, dlatego trzeba dać z siebie wszystko i walczyć o każdy punkt - przyznał środkowy Łuczniczki.
Kolejne ligowe starcie, przed własną publicznością, siatkarze Łuczniczki Bydgoszcz mieli rozegrać 3 marca z PGE Skrą Bełchatów. Mecz najprawdopodobniej zostanie jednak przełożony, z uwagi na niedostępność hali Łuczniczka. Najbliższym przeciwnikiem podopiecznych Jakuba Bednaruka (24 lutego godz. 17.00), będzie ZAKSA Kędzierzyn-Koźle.