Wałbrzych głośny, radosny i pijany szczęściem - tak wyglądał krajobraz po środowej bitwie Polska - Rosja. Choć może słowo "bitwa" zostało tu użyte na wyrost, bo z seta na set Sborna biła się coraz słabiej i miała coraz mniejszą ochotę na zdobywanie punktów, a Biało-Czerwone wręcz szalały i rozegrały bezapelacyjnie swój najlepszy mecz w tej edycji Ligi Narodów Kobiet.
Mecz historyczny i szczęśliwy po trzykroć. Po pierwsze polskie siatkarki powtórzyły serię sześciu zwycięstw z rzędu w oficjalnych grach międzynarodowych, która ostatnio przydarzyła się im w 2007 roku, za kadencji Marco Bonitty. Po drugi, nasze rodaczki po raz ostatni pokonały kadrę Rosji dziewięć lat temu, podczas mistrzostw Europy. A po trzecie, dokonał się rewanż za dramatyczną porażkę w kwalifikacjach olimpijskich sprzed dwóch lat, kiedy to rywal ze Wschodu pokonał drużynę Jacka Nawrockiego mimo przegrywania po dwóch pierwszych setach.
- Jak do tego doszło, nie wiem! - cytowała Zenka Martyniuka szczęśliwa Martyna Grajber. Jej zespół, który przed startem SLN przez niektórych był skazywany na ostatnie miejsce w tabeli rozgrywek, zakończy tegoroczną edycję z dodatnim bilansem gier i zdobyciem ogromnej sympatii, tak dawno niewidzianej w polskiej siatkówce kobiet. Ale żeby przedłużyć radosne chwile, siatkarki Nawrockiego muszą wrócić z obłoków na ziemię i przygotować się na starcie z kolejnym rywalem, którego styl może być dla Biało-Czerwonych szalenie niewygodny.
Dominikanki, które wygrały zaledwie dwa spotkania Ligi Narodów, z pewnością nie zaliczą tego sezonu do udanych. To jedna z tych drużyn, które raczej nie zaskakują ani stylem, ani składem. Wieloletni trener tej kadry Marcos Kwiek dba o to, by znaleźć jak najwięcej godnych następczyń Bethanii De la Cruz i Gina Mambru. Najwybitniejszą z nich jest bez wątpienia Brayelin Elizabeth Martinez (196 pkt, 5. miejsce w rankingu najlepiej punktujących), ale wybitności brakuje całej drużynie, która odstaje od najlepszych na świecie w porządkowaniu gry.
Co nie oznacza, że Polkom już teraz można dopisać trzy punkty. Trener Nawrocki doskonale pamięta, ile krwi napsuły mu karaibskie siatkarki w finale World Grand Prix 2016, przegranym przez polskie zawodniczki 2:3. Dominikańska siła i zawziętość zdołały wtedy znokautować polską ambicję, ale nasze rodaczki zdążyły już pokazać, że stać je na wyciąganie wniosków z porażek i przekuwanie je w sukcesy cieszące wielu fanów. Czy tak będzie również w czwartek?
Polska - Dominikana / czwartek, 14 czerwca, godzina 20:30
ZOBACZ WIDEO Kochanowskiego sposób na wyjazdy. "Oglądam serial Suits, zostało jeszcze sporo odcinków"
Oglądaj siatkówkę kobiet w Pilocie WP (link sponsorowany)