Dominika Kwiek: Jak Pan oceni miniony sezon?
Robert Szczerbaniuk: Myślę, że do fazy play off sezonu był bardzo udany. Dla klubu to czwarte miejsce też było wielką niespodzianką, bo chyba nikt przed sezonem nie liczył, że zajdziemy tak wysoko. Jednak play offy pokazały, że rządzą się swoimi prawami. Dodatkowo kontuzje Terenca (Martina - przyp.red.), Kuby (Novotnego - przyp.red.) czy Sławka (Szczygła - przyp. red.) w ostatnim meczu pokrzyżowały nam trochę plany i wynik końcowy nie był taki, jaki byśmy sobie życzyli.
A swoją dyspozycję?
- Dobrze, chociaż trochę kontuzja pokrzyżowała mi plany. Przestałem wtedy grać prawie na dwa miesiące i ciężko było mi wrócić do formy. Na koniec chyba było już w porządku. Ja oceniam się pozytywnie, na plus, ale czy było tak faktycznie to trzeba spytać trenera…
Do medalu zabrakło Wam niewiele i ostatecznie zajęliście czwarte miejsce.
- Dokładnie… Dlatego mamy pewien żal do tych play offów, że nie potrafiliśmy wygrać trzech meczów z jedną drużyną. Ale taki jest sport i nie zawsze można wszystko wygrywać. Miejmy nadzieję, że w przyszłym roku będzie lepiej. Aczkolwiek czwarte miejsce było sukcesem dla klubu, bo od kilku lat nie było tak wysokiego miejsca.
Co było dla Pana niespodzianką w tym sezonie?
- Drugie miejsce po rundzie zasadniczej. Nikt nie obstawiał tak wysokiej lokaty ZAKSY. Dlatego mieliśmy naprawdę dużą szansę na medal, bo mając drugie miejsce większość meczów graliśmy u siebie. Niestety się nie udało i z drugiego miejsca spadliśmy ostatecznie na czwarte. Mówiąc szczerze to po cichu liczyłem na medal.
I to, że nie udało się go zdobyć Pana rozczarowało?
- Nie, to nie można powiedzieć o rozczarowaniu, bo nikt nie liczył, że będziemy w czwórce. Po prostu do medalu zabrakło zdrowia i szczęścia. Zmiennicy - Dominik Witczak, Kamil Kacprzak zagrali bardzo dobrze. Zabrakło im może trochę doświadczenia i ogrania. Mimo wszystko uważam, że w meczach z Rzeszowem i Jastrzębiem zaprezentowali się bardzo dobrze. O miejscy zadecydowały dwa, trzy błędy… Dlatego rozczarowanie nie, ale niedosyt, niesmak pozostał…
Jest mecz, który szczególnie Pan pamięta?
- Wymieniłbym nawet parę fajnych meczów, na przykład w Olsztynie - wygrany 3:0 czy inne wygrane z Rzeszowem czy Skrą Bełchatów. Te dwa mecze mogły się szczególnie podobać, bo stały na wysokim, sportowym poziomie. Wiem jedno, na pewno najważniejszym meczem byłby ten, po którym byśmy odebrali medal… Niestety, nie doczekaliśmy się go.
A przegrana?
- Żałuję przegranej z Rzeszowem, szczególnie tego czwartego meczu.
W trakcie sezonu ZAKSA miała słabsze momenty?
- Każdy zespół ma słabsze momenty. To nie jest tak, że się gra od początku do końca na dobrym poziomie. Są wahania formy, bo siatkówka jest grą zespołową i niemożliwe jest, żeby 12 zawodników cały czas grało na takim samym poziomie. Dlatego słabsze momenty były i na pewno jeszcze przed nami będą. Ale nawet przegrane mecze z Rzeszowem czy w jeszcze w lidze z Jastrzębiem nie świadczą o spadku formy. Wtedy po prostu przeciwnik zagrał bardzo dobrze.
Wszystko już jest jasne, sezon dobiegł końca. Może Pan zatem ocenić czy żałuje przejścia do ZAKSY?
- Nie, to był mój świadomy wybór. Miałem propozycje z Rzeszowa i innych klubów, ale nie żałuję tej decyzji. Czasu nie można cofnąć, więc nie ma co gdybać, że mogło być tak czy tak. Cieszę się, że zagrałem w tym sezonie w ZAKSIE i mam nadzieję, że kolejne też będę mógł grać w tej drużynie.
Nie obawiał Pan się jak z prowadzeniem drużyny będzie sobie radził debiutujący w tej roli Krzysztof Stelmach?
- Nie miałem z tym żadnych problemów, wręcz przeciwnie fakt, że trenerem będzie Krzysztof Stelmach dodatkowo wpłynęła na moją decyzję. Nie obawiałem się tego, bo wiedziałem, że doskonale sobie poradzi. Inni trenerzy młodego pokolenia Mariusz Sordyla czy Radosław Panas też dają sobie świetnie radę w lidze.
A jakie ma Pan plany na wakacje?
- Przygotowuję się już do kolejnego sezonu, bo obecnie przechodzę rehabilitację.
Po rehabilitacji przyjedzie czas na wakacyjny wyjazd?
- Na razie niczego takiego jeszcze w planach nie mam…