MŚ 2018. Krzysztof Sędzicki: Skończmy z meczami o nic na mistrzostwach świata! (komentarz)

Mistrzostwa świata siatkarzy to impreza dla długodystansowców. Aby zdobyć medal, trzeba na niej rozegrać dwanaście meczów w turnieju finałowym. To zdecydowanie najwięcej niż w jakiejkolwiek innej dyscyplinie sportu. I po co aż tyle?

Krzysztof Sędzicki
Krzysztof Sędzicki
Nelson Mandela Forum we Florencji, MŚ 2018 Materiały prasowe / FIVB / Na zdjęciu: Nelson Mandela Forum we Florencji, MŚ 2018
Siatkarski kalendarz rozciągany jest do granic możliwości, co widzimy po tym, ile jest przerwy pomiędzy rozgrywkami klubowymi a reprezentacyjnymi. Wystarczy przypomnieć, że 30 września odbędzie się finał mundialu we Włoszech, a już niecałe dwa tygodnie później rusza PlusLiga. To też jest temat do dyskusji, ale akurat nie przy tej okazji.

Dwie lub nawet trzy fazy grupowe, podczas których trzeba liczyć zwycięstwa, punkty, sety, a czasem i małe punkty. W tym roku do półfinału mistrzostw świata prowadzi aż dziesięć meczów. Cztery lata temu aby wejść do czwórki, trzeba było rozegrać jedenaście spotkań. Rozumiem, że organizatorzy mundialu chcą, by zawody trwały możliwie jak najdłużej i zawierały możliwie jak najwięcej meczów, ale pamiętajmy, że w tych wydarzeniach biorą udział zawodnicy. Czyli ludzie.

Przykład piłkarski z wielu względów trzeba odłożyć na bok, ale nadmienię tylko, że na mistrzostwach świata w tej dyscyplinie maksymalnie zespoły mogą rozegrać siedem spotkań. Z kolei w piłce ręcznej i koszykówce (zanim powiększono turniej do 32 drużyn) było to dziewięć meczów, z czego aż cztery w najbardziej widowiskowej z możliwych fazie pucharowej.

Czy właśnie największe sportowe emocje nie pojawiają się w sytuacji, gdy przynajmniej nad jednym z zespołów wisi widmo odpadnięcia z turnieju? To właśnie na fazę pucharową kibice czekają najczęściej. Znów prosi się o piłkarski przykład, ale chyba większość z czytelników już go ma przed oczami. Mam propozycję dla FIVB, całkowicie bezpłatną.

ZOBACZ WIDEO MŚ 2018. Reprezentant Serbii odpowiedział na krytykę. "Chcieliśmy wygrać ten mecz"

24 zespoły to format idealny na mistrzostwa świata w siatkówce. Być może inaczej trzeba rozłożyć liczbę miejsc dla poszczególnych konfederacji, ale to zostawmy. Dlaczego wzorem koszykówki i piłki ręcznej na siatkarskim mundialu nie może szybciej pojawić się faza pucharowa? Przecież jeśli po pierwszej fazie grupowej do dalszej rundy przechodzi szesnaście ekip. Szesnaście! Aż się prosi, by połączyć je w pary i pozwolić im eliminować się wzajemnie aż do finału.

Być może byłby to kompromis pomiędzy liczbą meczów a ich atrakcyjnością. Zobaczmy, do czego dochodzi, gdy za dużo jest pieszczenia się w grupach. Trenerzy Brazylii i USA postanowili posłać do boju rezerwowych w ostatnich meczach drugiej fazy. To jest ich prawo, na które pozwala obecny system. A nawet wymusza takie działanie, bo skoro zarówno jedni, jak i drudzy chcą bić się o medale, czekają ich jeszcze cztery mecze. Niewykluczone, że w ciągu czterech dni.

Nikt też by nie zaczął osądzać Serbów (także o dziwo w naszym kraju) o odpuszczanie meczu z Polską, bo po prostu takiej sytuacji by nie było. W pierwszej fazie każdy walczyłby o pierwsze miejsce dające rozstawienie w 1/8 finału. Nie znam osoby, która nie lubiłaby przedzierać się przez gąszcz turniejowej drabinki.

I uwaga, na koniec dobra informacja, choć jeszcze niepotwierdzona. Nieoficjalnie wiadomo, że właśnie w proponowanym przeze mnie systemie rozegrane zostaną przyszłoroczne mistrzostwa Europy. Co prawda 24 drużyny na europejski czempionat to zdecydowanie za dużo, ale być może światowa federacja zechciałaby wziąć pozytywny przykład, jak można uatrakcyjniać najważniejszy organizowany przez nią turniej nie rozciągając go do grupek, grupek i grupeczek, bo od pytań "ile wchodzi dalej?", "dlaczego oni, a nie tamci?" i "kto z kim zagra później?" boli mnie już głowa.

Krzysztof Sędzicki

Więcej tekstów autora ->

Czy format rozgrywania mistrzostw świata powinien się zmienić?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×