W 2002 mistrzostwa świata odbywały się w Argentynie. Rosjanie lecieli samolotem z Buenos Aires do Cordoby na mecze drugiej rundy. Piloci dostali ostrzeżenie przed złymi warunkami pogodowymi, ale ostatecznie zdecydowano, że maszyna wystartuje. Kilkadziesiąt minut później pasażerowie znaleźli się w epicentrum huraganu.
Koszmar jak z filmu
- Samolot dwukrotnie niemal rozbił się. Najpierw uderzył w chmurę burzową, z której nie mógł się wydostać przez kilkanaście minut. Wszystko odbywało się jak w amerykańskim filmie: stewardessy biegały po pokładzie, zgasły światła i zapadła ciemność. Rzeczy wylatywały z półek, walizki latały w powietrzu - wspominał w wywiadzie dla "Sport Express" Siergiej Tietiuchin, ówczesny lider rosyjskiej drużyny.- A podczas lądowania wpadliśmy w piaskowy tuman, który nakrył cały samolot, widzieliśmy przed sobą tylko brązową masę. Bagaże znów wypadły na pokład, miałem wrażenie, ze samolot szoruje podłożem o pas. Nikt nie krzyczał - wszyscy milczeli, przez co było jeszcze straszniej. Myślałem, że się rozbijemy. Po tym locie wszyscy poszli na papierosa, nawet ci, którzy nigdy wcześniej tego nie robili.
Trenerem Sbornej był wtedy Giennadij Szypulin. Kiedy samolot osiadł w końcu na pasie, szkoleniowiec rosyjskich siatkarzy wszedł do kabiny pilotów i zapytał: "Co to było?!" "Katastrofa" - odpowiedział pilot. Szypulin opowiadał potem, że kapitan był blady jak śmierć i trzęsły mu się ręce. - Wszystko wyglądało niezwykle groźnie - mówił z kolei rosyjski środkowy Aleksiej Kuleszow. - Po wszystkim gratulowaliśmy sobie drugiego dnia narodzin.
Drugie życie
Po tym meczu Tietiuchin i spółka rzeczywiście poczuli, jakby narodzili się na nowo. Po słabych występach w pierwszej rundzie wyglądali jak zupełnie inny zespół i dopiero Brazylijczycy zatrzymali ich w finale, wygrywając z nimi 3:2. Szesnaście lat później podczas turnieju zespołowi Siergieja Szlapnikowa los oszczędził takich dramatycznych przeżyć, ale on również dostał drugie życie. Siatkarskie.
ZOBACZ WIDEO MŚ 2018. Dobry terminarz dla Polaków? "Nie będzie czegoś takiego jak mecz przyjaźni"
Po pierwszej rundzie tegorocznych mistrzostw świata Sborna była największym rozczarowaniem turnieju. Główny faworyt do złota miał na koncie porażki z Serbią i USA. By zostać w walce o medale musiał wygrać trzy kolejne spotkania, w tym jedno z niepokonanymi wówczas Włochami. Ten mecz okazał się punktem zwrotnym dla Rosji, a kibice nareszcie zobaczyli na boisku drużynę, która zachwycała w pierwszej części sezonu reprezentacyjnego.
Rosjanie pokonali gospodarzy 3:2 po wspaniałym widowisku i otworzyli sobie powrotną furtkę do najlepszej szóstki turnieju. Mieli ogromną szansę na zdobycie w meczu z Włochami trzech punktów, prowadzili już 2:1 w setach i osiągnęli przewagę na początku czwartej partii. Gospodarzom udało się jednak doprowadzić do tie - breaka. - Powiedzieliśmy sobie wtedy, że nie patrzymy na wynik: czy przegrywamy, czy prowadzimy jesteśmy tutaj, wewnątrz, razem w zespole. Nie mieliśmy żadnych myśli, że możemy przegrać i "do widzenia", wracamy do domu - powiedział Aleksander Butko. - Kiedy jechaliśmy do Mediolanu na drugą rundę mówiliśmy, że nie będziemy na nic liczyć. Będziemy po prostu grać i starać się zwyciężać. Teraz ważne jest odnaleźć swoją grę. Mamy ogromny potencjał, ale na razie jedziemy na ręcznym. Musimy się z niego zerwać i ruszyć do przodu - tłumaczył rozgrywający.
I pojechali!
W meczu z Włochami wreszcie zadziały elementy, z których słyną Rosjanie: świetnie zagrywali i zniszczyli rywali skutecznymi blokami. Zatrzymywali Włochów na siatce 11 razy, podczas gdy gospodarze tylko dwukrotnie skutecznie stawiali siatkarski mur. Znakomicie wywiązali się też z założeń taktycznych. Jako obiekt mocnych serwisów wybrali sobie Osmanego Juantorenę, który aż 40 razy przyjmował zagrywkę.
Co prawda włoski przyjmujący poradził sobie całkiem dobrze z tym bombardowaniem i popełnił tylko dwa bezpośrednie błędy, ale Rosjanom udało się go w znacznym stopniu wyłączyć z ataku. Juantorena nie stanowił zagrożenia w ataku z drugiej linii i był częstym klientem rosyjskiego bloku. Jeden z najlepszych meczów w karierze zagrał 37-letni Aleksiej Wierbow, który zwłaszcza w decydującej piątej partii rewelacyjnie spisywał się w obronie. Spotkanie kosztowało go jednak tyle zdrowia, że w kolejnym zastąpił go Aleksander Sokołow.
Obudził się w końcu Dmitrij Muserski, zupełnie niewidoczny w pierwszej fazie mistrzostw, a Dmitrij Wołkow pokazał w piątej partii dlaczego koledzy mówią, że jest duszą tego zespołu. - Dmitrij to bardzo otwarty i emocjonalny chłopak. Jest gotów wziąć na siebie grę w trudnym momencie - mówił przed mistrzostwami świata Aleksiej Wierbow. 23-latek zdobył dla drużyny najwięcej punktów w piątym secie meczu z Włochami i nie dał się zdeprymować oszałamiającemu dopingowi kilkunastotysięcznej włoskiej widowni.
W tym meczu Rosjanie nie tylko udowodnili, że zabrali ze sobą na turniej mocną zagrywkę i morderczy blok, ale przede wszystkim, że mają twardy charakter i ogromną wolę walki. Mity o ich słabej psychice niektórzy eksperci powinni w końcu schować głęboko do szuflady. - Mamy ogromne możliwości, by wygrać ten turniej i to powinien wciąż być nasz główny cel - twierdzi Giennadij Szyplin. - Każdy zawodnik musi jednak zagrać na maksimum swoich możliwości i z pełną koncentracją. Słabych zespołów już nie ma. One pojechały do domu. Wygrywaliśmy już nieraz i z Amerykanami, i z Brazylijczykami.
Znowu grupa śmierci
Właśnie z tymi drużynami Rosjanie powalczą o prawo gry w półfinale. Rosyjskie media podkreślają, że Sborna znów trafiła do grupy śmierci. "To najgorszy układ z możliwych. Brazylijczycy to aktualni mistrzowie olimpijscy i liderzy światowego rankingu, a Amerykanie są jedyną niepokonaną drużyną na tych mistrzostwach. Druga grupa z Włochami, Serbią i Polską wygląda zdecydowanie słabiej" - napisał po losowaniu "Sport Express".
Rosyjskie media zwracają też uwagę na to, że ze względu na historyczne zaszłości Brazylia na mecz z Rosją może wyjść wyjątkowo zmobilizowana i postawić ciężkie warunki. "Będą umierać na boisku w spotkaniu przeciwko nam" - przewiduje portal Sports. ru. "Patrząc na to, jak grają ich przyjmujący, rzeczywiście zostało im tylko umierać" - skomentował ironicznie te prognozy jeden z rosyjskich kibiców. Zdaniem większości ekspertów i komentatorów to USA będzie trudniejszym rywalem Rosji w trzeciej rundzie.
- Drugi etap turnieju przeszedł po naszej myśli. Teraz zostało nam już tylko iść naprzód - powiedział trener Szlapnikow. Poza srebrnym medalem w 2002 roku Rosjanom ani razu nie udało się przejść nawet do półfinału siatkarskich mistrzostw świata. Najbliżej byli w 2014: podczas turnieju w Polsce awansowali do Final Six, ale nie zdołali przebić się do strefy medalowej po porażkach z Polską i Brazylią.