Jak sukcesy to z jego głosem. Tomasz Swędrowski - talizman polskiej siatkówki

Gdyby medale międzynarodowych imprez przyznawać też komentatorom, to on byłby jednym z najbardziej utytułowanych w kraju. Tomasza Swędrowskiego słyszymy na antenie Telewizji Polsat już od blisko dwóch dekad. Dekad pełnych sukcesów polskiej siatkówki.

Krzysztof Sędzicki
Krzysztof Sędzicki
Tomasz Swędrowski WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Na zdjęciu: Tomasz Swędrowski
Krzysztof Sędzicki, WP SportoweFakty: Tego nie ma chyba w żadnej innej dyscyplinie. W siatkówce każda reprezentacja ma przypisanego dziennikarza, który jeździ za nią po świecie i relacjonuje wydarzenia z nią związane. Od blisko dwóch dekad to pan jest tym dziennikarzem. Tomasz Swędrowski, komentator Polsatu Sport: Ja mam to szczęście, że jestem nim już od 15 lat i prowadzę transmisje stamtąd, gdzie jestem. Zaczęło się niewinnie w 2003 roku od mistrzostwa Europy zdobytego przez nasze siatkarki, ale od 2006 roku - z jednym wyjątkiem w 2009 roku - to mężczyźni zdobywali medale. Jestem z tego powodu bardzo zadowolony, bo widzę świat z innej strony.

Jeździ pan razem z kadrą w jednym samolocie i autokarze, śpicie w jednym hotelu. To nie są zbyt bliskie relacje z drużyną?

To się opiera na pewnym zaufaniu. Przeżyłem już chyba kilka siatkarskich pokoleń, bo chyba tak to trzeba nazwać. Niektórzy skończyli granie zawodowe i zaczęli pracę w mediach - już komentują ze mną lub gdzie indziej albo stali się ekspertami. A ja wciąż jestem po tej samej stronie i to z sukcesami.

Trudno wtedy o obiektywizm?

To specyficzna rola, kiedy znajdujesz się po tej drugiej stronie i jednocześnie musisz komentować mecze w sposób obiektywny. Ja akurat byłem zawodnikiem, może nie najwyższej klasy, ale byłem. Wiem co to jest szatnia, co to jest pokój hotelowy i umiem uszanować pewne tajemnice. Zawodnicy to doskonale wiedzą. Po pokojach nie chodzę, nie szukam sensacji. Wszyscy to szanują i mam nadzieję, że mam też zaufanie ze strony zawodników.

W odprawach też pan uczestniczy?

Na odprawach nie jestem, unikam tego. Nie chcę wiedzieć, co się działo. Jak ktoś będzie chciał mi powiedzieć, co było na odprawie, to mi powie, a jak nie, zachowa to dla siebie. Ja się zajmuję swoją robotą. I tak dużo rozmawiam z zawodnikami. Wiem też, co można mówić, a czego nie. To trzeba oddzielić. To nie jest tak, że jeśli jest się z zespołem, to mówi się o nim tylko dobre rzeczy, a złe się pomija. Oni to doskonale wiedzą. Można to odpowiednio przekazać, nie żeby od razu danego zawodnika zrównać z ziemią na antenie. Wolno krytykować, ale trzeba umieć to robić.

Mimo tego mecze kadry komentuje się łatwiej, bo człowiek operuje emocjami i wiadomo, że wszyscy jesteśmy po jednej stronie. Nie ma drużyny przeciwnej z tego samego kraju, jak w lidze. Wtedy zdarza się, że kibice zarzucają stronniczość. Nikomu się nie dogodzi. W komentarzu reprezentacyjnym pewnie jest łatwiej, bo można wyzwolić pewne emocje. Ja się zżyłem z tymi chłopakami, a oni ze mną i tak już od lat. Teraz możemy sobie spokojnie patrzeć w oczy. Z Piotrkiem Gruszką czy Pawłem Zagumnym czasem sobie coś tam mówimy, ale wszystko zostaje na koleżeńskiej stopie, bez niesnasek mam nadzieję.

Jest pan talizmanem reprezentacji Polski. Wszystkie medale męskiej kadry skomentowane zostały przez pana. Poza tym jak ktoś włącza mecz Polaków w Polsacie, to wie, że czeka tam na niego Tomasz Swędrowski. Jak to się robi?

Chyba się starzeję, bo zacząłem już liczyć te medale. Wyszło ich koło jedenastu-dwunastu. A mecze? Oj, to już idzie w tysiące. Tu naprawdę jest ogromna liczba. Choćby tego lata zrobiłem 80 meczów reprezentacji. To też jest swego rodzaju rekord. Było 40 spotkań Ligi Narodów i 32 mistrzostw świata, a do tego spotkania towarzyskie. To kolejny rekord. Jeśli policzymy je rocznie - od stycznia do grudnia - wyjdzie około dwustu. Dotychczasowy rekord mój to było 188, ale to razem z siatkówką plażową, której już nie komentuję.

A może tego jest za dużo? Wygląda na to, że w tym zawodzie trzeba też umieć odpoczywać.

Tu bardzo trzeba uważać, bo można się "zajechać". Nie sądziłem, że dożyję takich czasów. Jak jest mistrzostwo świata, to jest kompletnie inny temat. Dopiero teraz odczuwam te emocje, bo wszystko puściło. Oczywiście są rozmowy, z każdym trzeba zamienić kilka słów, ale człowiek jest po prostu zmęczony, bo jest tylko człowiekiem. Trzeba wiedzieć, kiedy sobie powiedzieć "stop". Karuzela siatkarska kręci się cały rok i jest trudna do zatrzymania.

Jak pan sobie z tym radzi?

Często człowiek jest tak przesiąknięty siatkówką, że po paru dniach zaczyna już tego brakować, szczególnie jak jest sukces. Jak są niepowodzenia też, człowiek chce po prostu wrócić. Ja sobie doskonale z tym radzę, bo biegam już wiele lat. To mi bardzo pomaga. Teraz przez całe mistrzostwa człowiek wracał do domu grubo po północy i nie mógł zasnąć z powodu adrenaliny. Codziennie biegałem i to mi pomagało przetrwać, bo musiałem robić po dwa mecze dziennie. Znalazłem sobie takie antidotum. Bo trzeba przewietrzyć głowę. Gdybym tylko siedział w hotelu i jechał na mecze, a potem tylko wracał, to bym chyba zwariował. Bieganie to dla mnie sposób na wszystko. Wtedy rozwiązują się problemy w głowie. Ci, którzy biegają, wiedzą, o czym mówię.

Co ciekawe, kiedy grałem w siatkówkę, nienawidziłem biegania. Polubiłem je dopiero wówczas, gdy przestałem grać w siatkówkę. To już taki mechanizm. Człowiek bez biegania czuje się jakby przez tydzień nie wstawał z łóżka. Dopóki jeszcze mogę biegać do przodu, będę to robił. Na razie nie jest najgorzej.

Na następnej stronie dowiesz się, jak Tomasz Swędrowski uratował transmisję meczu Ligi Światowej z Wenezueli

Czy lubisz słuchać meczów z komentarzem Tomasza Swędrowskiego?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×