Konia z rzędem temu, kto przed rozpoczęciem mundialu przewidział, że reprezentacja Polski zakończy turniej mistrzostw świata na najwyższym stopniu podium. Wątpili kibice i dziennikarze. Władze związku asekuracyjnie zapowiadały, że celem będzie miejsce w szóstce. Sami siatkarze w oficjalnych rozmowach byli bardzo wstrzemięźliwi w ocenach szans, podobnie jak Vital Heynen, po wszystkim przyznali jednak, że po cichu liczyli na medal. Tylko czy złoty? Taki scenariusz mogliby rozpatrywać jedynie niepoprawni optymiści.
Jako obrońcy tytułu zobligowani byliśmy do godnego występu na mundialu. W rzeczywistości jednak tylko pięciu z czternastu zawodników miało w pamięci smak złota sprzed czterech lat. Miejsce Pawła Zagumnego zajął Fabian Drzyzga, Michała Winiarskiego zastąpił Artur Szalpuk, a rolę Mariusza Wlazłego wziął na siebie Bartosz Kurek. Kompletnie niespodziewanie, bo nikt nie liczył na to, że 30-letni atakujący, który miał wygrać selekcjonerowi jeden mecz, dokona zdecydowanie więcej i poprowadzi Biało-Czerwonych do obrony tytułu.
Tak jak Stephane Antiga w 2014 roku w Polsce, tak Vital Heynen w Bułgarii i we Włoszech, wspólnie ze swoimi podopiecznymi, zaskoczył wynikiem największych niedowiarków. Co ważne, Belg nie tylko zbudował zespół i formę na konkretny turniej. On postawił solidne fundamenty pod drużynę, która przez lata jest w stanie utrzymać się na siatkarskim szczycie. Trudno przypomnieć sobie ekipę, która byłaby tak bardzo zjednoczona we wspólnym dążeniu do celu. Znamienne są słowa zawodników, którzy jednym głosem chwalą szalonego szkoleniowca. Wymowna była również deklaracja Bartosza Kurka, po powrocie do kraju. - Jak na wojnę, to tylko z nimi! - powiedział o kolegach z zespołu MVP mistrzostw świata 2018.
Ostatnie dwa złote medale mistrzostw świata dla Polski zdobyli w większości zawodnicy, którzy siatkarsko zostali ukształtowani w naszym kraju. To tylko potwierdziło, że w przeciwieństwie do innych dyscyplin, siatkówce niepotrzebne jest wsparcie z zewnątrz, aby odnieść sukces. Dyskusja na temat ewentualnego dołączenia Wilfredo Leona do drużyny narodowej w kolejnym sezonie stała się jednak nieunikniona. Powołanie dla Kubańczyka, który nie tylko posiada polski paszport, ale założył rodzinę w naszym kraju, wydaje się oczywiste. Nie kryje tego sam selekcjoner, od początku swojej kadencji integrujący zawodnika z zespołem. Warto dodać, że z powodzeniem bowiem Leon i kadrowicze szybko złapali wspólny język.
ZOBACZ WIDEO MŚ 2018. Zatorski nawiązał do mistrzostwa sprzed 4 lat. "Lepiej smakuje złoty medal z tego roku"
Kadra Polski radziła sobie bez Wilfredo Leona w przeszłości i z pewnością poradziłaby sobie w przyszłości, nie zmienia to jednak faktu, że zawodnik zapracował na szansę gry w polskich barwach. Nasza kadra udowodniła natomiast, że gracz takiego formatu doskonale do niej pasuje. Po ostatnim triumfie siatkarzy chyba nikt nie ma wątpliwości co do tego. W ankiecie opublikowanej na łamach naszego portalu aż 87 proc. z ponad 21 tysięcy oddanych głosów należało do zwolenników gry Wilfredo Leona w drużynie Biało-Czerwonych.
W Polsce Kubańczyk zamieszkał w 2014 roku. Od tamtego czasu zdążył zdobyć obywatelstwo naszego kraju i założyć rodzinę. Wspólnie z małżonką Małgorzatą 25-latek wychowuje córkę. Na nic zdały się intratne propozycje ze strony innych federacji, w tym rosyjskiej. Obiecane złote góry i wizja gry w jednej z najbardziej utytułowanych siatkarskich ekip na świecie, nie zdołały podważyć przywiązania Leona do Polski. Wcześniejsze słowa zawodnika zostały potwierdzone czynem.
Jeśli chodzi natomiast o słowa, należy podkreślić zaangażowanie Wilfredo Leona w naukę polskiego języka. Od pewnego czasu jeden z najlepszych siatkarzy świata korzysta z niego coraz śmielej. Tym bardziej warto dać mu szansę odśpiewania Mazurka Dąbrowskiego przy okazji debiutu w barwach nowej ojczyzny. Wszak historia zna przypadki, kiedy z Orłem na piersi występowali zawodnicy, nierozumiejący po polsku nawet jednego słowa.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)