Początek historii siatkówki w Rzeszowie datuje się na rok 1937. Wtedy w Resovii utworzono sekcję właśnie w tej dyscyplinie sportu. Dyscyplinie, która w tym mieście jest obecnie sportem numer jeden.
- Siatkówka w Rzeszowie to ewenement na skalę całego kraju - uważa Marcin Lew, były dziennikarz m.in. "Gazety Wyborczej". - Przecież od lat to właśnie mecze Resovii w PlusLidze cieszą się największym zainteresowaniem ze strony kibiców. Gdyby hala Podpromie była większa i miała więcej niż 4,5 tysiąca miejsc, to średnia frekwencja byłaby wyższa.
Jednak trudno mówić o rywalizacji siatkówki w Rzeszowie z innymi dyscyplinami, bo o alternatywy w stolicy Podkarpacia raczej trudno, zwłaszcza w okresie zimowym. - W przeszłości na najwyższym poziomie była jeszcze koszykówka. Żużel potrafił gromadzić więcej kibiców, ale to wówczas, gdy zespół jeździł w Ekstralidze. Teraz odbudowuje się, awansował do I ligi, ale... pamiętajmy, że żużel to siedem meczów w sezonie u siebie plus play-off. I otwarty obiekt, na który można ściągnąć więcej kibiców - zaznacza nasz przewodnik po sportowym Rzeszowie.
Piłka nożna? - Ta dyscyplina w Rzeszowie na razie nie istnieje - dodaje Lew. - Od lat drużyny piłkarskie błąkają się po niższych ligach i ciężko zebrać na meczu więcej niż tysiąc fanów. Choć tendencja powoli się odwraca, piłkarze Resovii radzą sobie coraz lepiej w II lidze, a na ostatnim meczu Pucharu Polski z Lechią Gdańsk, który rozgrywany był w dniu roboczym o godzinie 13:00 (!), na trybunach pojawiło się około 4 tys. fanów.
ZOBACZ WIDEO MŚ 2018. Piękne słowa kapitana na konferencji. "Trener dużo mówi, ale mówi dobrze"
Asseco Resovia Rzeszów to jeden z niewielu klubów, które w ciągu ostatniej dekady liczą się w walce o najwyższe cele w kraju, a jednocześnie posiadają bogatą siatkarską historię. W latach 1971-1975 drużyna ta zdobyła cztery mistrzostwa i jedno wicemistrzostwo Polski. Były to złote drużyny trenerów Jan Strzelczyka i Władysława Pałaszewskiego, które składały się z takich gwiazd, jak: Stanisław Gościniak, Marek Karbarz, Jan Such, Alojzy Świderek czy Wiesław Radomski.
- Na mecze chodzą kibice, którzy pamiętają sukcesy sprzed 45 lat, którzy czekali potem długie lata, by Resovia wróciła do ekstraklasy. A teraz ściągają na mecze kolejne pokolenia. Zresztą wystarczy spojrzeć na trybuny, ilu jest rodziców z dziećmi. Tę modę, która powstała kilka lat temu widać zresztą po grupach młodzieżowych w AKS-ie Resovii Rzeszów. Coraz więcej chłopaków chce chodzić na siatkówkę i chce ją trenować. Kibice Resovii zresztą mają taką sektorówkę z napisem: "Dziękuję Ci tato, że jestem Resoviakiem". To rzeczywiście mówi wiele - podkreśla rzeszowski dziennikarz.
A to nie tak, że bohaterowie, którzy w latach 70. przyczynili się do tego, że Resovia była na szczycie, zapomnieli o klubie. Wręcz przeciwnie. To właśnie Karbarz, Radomski czy Such przywrócili rzeszowską siatkówkę na najwyższy poziom. A teraz przyglądają się wszystkiemu z boku. W klubie natomiast nadal jest kierownik Wojciech Groszek, który pamięta także stare czasy.
- Ta pamięć o wielkich postaciach historii rzeszowskiej siatkówki trwa do dzisiaj. Resovia to nie tylko zespół obecny. To znakomici siatkarze z lat 70-tych, czy później jeszcze 80-tych, choć już bez takich sukcesów jak starsi koledzy. Trener Jan Strzelczyk został uhonorowany odznaczeniami miejskimi, a hala Podpromie nosi jego imię. Obok hali stoi pomnik "Podwójnej krótkiej", upamiętniający sukcesy Resovii z lat 70-tych i ich firmowego zagrania - przypomina Lew.
Ogromnym atutem Asseco Resovii Rzeszów od lat jest Hala Podpromie. Obiekt zbudowany w 2002 roku to istny kocioł wspierający drużynę "Pasów", który sprawia, że przyjezdnym miękną nogi. Jeszcze kilka sezonów temu zainteresowanie meczów rzeszowian, na przykład z PGE Skrą Bełchatów, niemal dwukrotnie przekraczało możliwości 4,5-tysięcznego obiektu. W planach była jego rozbudowa, ale projekt na razie został odłożony w czasie.
- Jak gra się na Podpromiu, wie chyba każda z drużyn w Polsce. To jedna z najbardziej żyjących hal. Chyba każdy kibic w Rzeszowie pamięta pierwsze finały PlusLigi, tie-break z PGE Skrą w piątym meczu ćwierćfinałowym. Ta hala mogła odlecieć, tam było naprawdę gorąco - uważa Lew.
Choć teraz klub z Rzeszowa przechodzi kryzys, to i tak może liczyć na wsparcie kibiców. - Teraz twierdza została trochę naruszona, ale jak pokazał choćby ostatni mecz ligowy z ZAKSĄ, słabsze wyniki mogą paradoksalnie znów obudzić ten kocioł. Jeśli siatkarze będą walczyć z determinacją, kibice pomogą im się podnieść. I to może być jakaś dodatkowa wartość - przekonuje Marcin Lew.
Rzeszowianie zmierzą się w grupie B: z Sada Cruzeiro, Diatec Trentino i Khatamem Ardakan. Pierwsze spotkania już 26 listopada.