To zdecydowanie najwybitniejszy siatkarz XXI wieku pochodzący z województwa łódzkiego, a konkretnie z Wielunia. Rozpoczynał przygodę ze sportem od pływania, zaś z wykształcenia jest... technikiem budowy dróg i mostów kołowych. Zdaniem wielu trenerów, kibiców, a także osób ze środowiska Mariusz Wlazły to znakomity przykład zawodnika, który na szczycie znalazł się dzięki ciężkiej pracy.
- Miałem dużo szczęścia oraz spotykałem na swojej drodze życzliwych ludzi - mówił sam zainteresowany. - Wypadałoby wspomnieć, że posiadam również namiastkę talentu, więc sumując to wszystko, człowiek jest na odpowiedniej drodze do osiągnięcia sukcesu. Reszta zależy od nas sportowców, czy sumiennie przykładamy się do ćwiczeń, treningów, ale również pracy nad rozwijaniem swojej mentalności. Pamiętajmy, że sukces to nie tylko talent czy umiejętności, to również psychika danego sportowca. W moich czasach trudno było poradzić sobie z presją wyniku czy też stresem towarzyszącym odpowiednim wydarzeniom sportowym - opowiadał "Szampon" w wywiadzie dla oficjalnej strony internetowej PGE Skry Bełchatów.
Klubowi jest wierny od 2003 roku. To właśnie w żółto-czarnych barwach jego kariera nabrała blasku. W 2005 roku zadebiutował w reprezentacji Polski, a już rok później cieszył się wraz z nią ze srebrnego medalu mistrzostw świata w Japonii. Dla tego pokolenia zawodników to już było coś absolutnie fantastycznego. Sam Wlazły miał wówczas dopiero 23 lata.
Jednak cały czas prześladowały go kłopoty ze zdrowiem. Z jednej strony można to tłumaczyć faktem, że Mariusz Wlazły jest siatkarzem dość kontuzjogennym, ale z drugiej nałożyło się na to jeszcze przemęczenie. Był mocno eksploatowany zarówno w klubie, jak i reprezentacji, co musiało odbić się na jego zdrowiu. Zagrał na igrzyskach olimpijskich w Pekinie w 2008 roku, gdzie Polska dotarła do ćwierćfinału, ale już na mistrzostwach Europy rok wcześniej i rok później (gdzie Biało-Czerwoni sięgnęli po złoto) już go zabrakło. Z kolei w 2011 roku postanowił zrezygnować z gry w kadrze.
- Działania Związku zrujnowały moje marzenia. Uwierzcie mi, że jeżeli gra w reprezentacji byłaby tylko zaszczytem i honorem, to na pewno bym w niej grał - napisał w specjalnym oświadczeniu. - Nie mam większych sportowych marzeń niż olimpijski medal, niż wysłuchanie Mazurka Dąbrowskiego z najwyższego stopnia podium. Niestety, coraz wyraźniej widzę, że nie będę miał możliwości tych marzeń zrealizować. I z pewnością nie jest to moja wina - czytamy.
Za namową Stephane'a Antigi powrócił do reprezentacji na najważniejszy turniej w historii polskiej siatkówki - mistrzostwa świata rozgrywane w naszym kraju. O tym, jak ważną był częścią dla kadry, nie trzeba nikogo przekonywać. Pokazał to dobitnie na polskim mundialu, gdzie powiódł drużynę do upragnionego złota, a sam został MVP turnieju. Tym samym potwierdził swoją klasę. Gracz, który potrafi pod presją skończyć piłkę przy grze na przewagi w tie-breaku, to Gracz przez wielkie "G".
- Ten złoty medal jest dla mnie ogromnie satysfakcjonujący, bo jednak cztery lata nie poszły na marne. Możemy się cieszyć z tego, co jest rzadkością. Niewiele ekip obroniło tytuł mistrza świata, dlatego jest to tym bardziej cenne. Drużyna rodziła się na tym turnieju. Mieliśmy swoje wzloty i upadki. Myślę, że dzięki temu, wiele problemów zostało rozwiązanych. Chłopaki wyszli z tego obronną ręką i to ich umocniło - opowiadał Wlazły na kanale "Prawda Siatki" na YouTube.
Legenda głosi, że ktoś pokusił się o policzenie nagród indywidualnych zdobytych przez Wlazłego w całej karierze. Ostatecznego wyniku jednak nie udało się ustalić. W każdym razie wszystkie dziewięć tytułów mistrza Polski PGE Skra Bełchatów wywalczyła właśnie z nim w składzie. I tu też nie ma przypadku. Po dziewiątą gwiazdkę sięgnął wraz z klubem w maju br.
- To był dla mnie bardzo ciężki, wymagający pod każdym względem sezon. Może dlatego, że jestem coraz starszy i wiadomą rzeczą jest, że regeneruję się trochę wolniej niż 10 lat temu. Cieszę się, że znalazłem się w tej grupie, że mogłem być kapitanem tej drużyny. Ja starałem się jej przekazać swoje doświadczenie, które niewątpliwe zebrałem przez te wszystkie lata, a ona dała mi pozytywnego "powera". Myślę, że wzajemnie się uzupełnialiśmy. Bez moich kolegów, sztabu, fizjoterapeutów i bez tych wszystkich ludzi, którzy pracują na ten sukces, nic nie znaczę - zaznaczył 35-letni dziś atakujący.
Dla tych, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z siatkówką, jest idolem. Stara się jednak wykorzystać swój autorytet, by promować aktywny tryb życia. Co roku latem Mariusz Wlazły organizuje w całej Polsce treningi dla dzieci. Za każdym razem zaprasza swoich kolegów i koleżanki z boiska, a frekwencja musi być ograniczana ze względu na ogromne liczby chętnych.
- Widzę w tym dalszą perspektywę, większy sens. Oczywiście przez te kilka godzin treningu nie jesteśmy w stanie nauczyć siatkówki. Nie oszukujmy się, nie zrobimy tutaj z każdego dziecka mistrza świata, bo tak się nie da. Żeby robić postępy w tej dyscyplinie, trzeba przede wszystkim trenować regularnie, pod okiem osoby, która zna się na tym i potrafi swobodnym językiem przemówić do dzieci - tłumaczył w lipcowym wywiadzie dla WP SportoweFakty.
- Poza tym jeżeli w Polsce nie zadbamy o młodzież uprawiającą różnego typu dyscypliny, to te sporty niedługo znikną z areny międzynarodowej, bo nie będziemy mieć wychowanków. Oczywiście, mówi się, że za to odpowiedzialne są ośrodki, sekcje czy też kluby sportowe - dodał.
Warto również nadmienić, że Mariusz Wlazły w swojej bogatej kolekcji ma również trzy medale Klubowych Mistrzostw Świata. W 2009 i 2010 roku sięgnął - oczywiście w barwach PGE Skry Bełchatów - po srebro, a w 2012 po brąz. Wszystkie te turnieje rozgrywane były w Katarze.
Co ciekawe, w swoim siatkarskim CV Wlazły ma dwa występy w klubie z tego kraju. W 2015 roku wspólnie z m.in. Osmany Juantoreną czy Georgiem Grozerem wystąpił w barwach Al-Arabi Doha w Pucharze Emira Kataru, a pieniądze z kontraktu przeznaczył na swoją fundację.
- Wielu kolegów opowiadało mi jak tam jest i chciałem przekonać się na własnej skórze. Oczywiście fundusze za ten turniej przekaże na swoją fundację. Nie chciałem tego upubliczniać, ale w naszym kraju zrobiła się taka nagonka - czego nie rozumiem - bo nie powinno się patrzeć co człowiek robi i czym się zajmuje. To jest każdego prywatna sprawa, bo mamy przecież w państwie demokrację. Ale mówi się trudno. To już się wydarzyło - tłumaczył.
Przed rokiem PGE Skra Bełchatów z "Szamponem" w składzie zdołała awansować do półfinału klubowego mundialu rozgrywanego w Polsce. W tym roku trener żółto-czarnych Roberto Piazza nieco oszczędza swojego kapitana, podobno z myślą o najważniejszych meczach sezonu. Jest więc szansa, że w ostatnim tygodniu listopada (i pierwszy weekend grudnia) znów Mariusz Wlazły dopisze kolejny piękny rozdział do swojej kariery.
ZOBACZ WIDEO: Izu Ugonoh zdradza swoje marzenia. "W pierwszej rundzie walę na deski Joshuę!"