Jakub Malke: Sprawa Stoczni Szczecin to dzwonek ostrzegawczy dla środowiska

Newspix / Krzysztof Cichomski / Na zdjęciu: siatkarze Stoczni Szczecin
Newspix / Krzysztof Cichomski / Na zdjęciu: siatkarze Stoczni Szczecin

Upadek szczecińskiej Stoczni i problemy Chemika Bydgoszcz powinny sprowokować siatkarskich działaczy do zmienienia niedziałających regulacji. - Piłka jest po stronie ligi oraz PZPS-u - stwierdził menadżer Jakub Malke.

W tym artykule dowiesz się o:

Ostatnie tygodnie w polskiej siatkówce zostały zdominowane przez problemy Stoczni Szczecin, tracącej powoli swoich zawodników i chylącej się ku upadkowi przez brak pieniędzy. Zdenerwowani kibice zadają sobie przede wszystkim pytanie, jak to możliwe, że do rozgrywek dopuszczono klub, który poza wielkimi ambicjami nie miał żadnych pewnych podstaw do występów w PlusLidze. Ostrza krytyki skierowano w stronę PLS (Polskiej Ligi Siatkówki), a także, nie po raz pierwszy w ostatnim czasie, w Komisję Licencyjną przy Polskim Związku Piłki Siatkowej.

- System licencyjny zawsze ma rację bytu, kwestia polega tylko na skonstruowaniu odpowiedniego regulaminu przyznawania tych licencji. Trudno się dziwić zastrzeżeniom wobec obecnego systemu, bo może w męskiej siatkówce trudna sytuacja dotyczy mniejszości klubów, ale koledzy pracujący w siatkówce kobiet podnoszą zdecydowanie więcej argumentów. Jednym z problemów komisji licencyjnej jest z pewnością to, że dysponuje ona zbyt małą wiedzą, opierającą się zwykle na oświadczeniach - mówił w rozmowie z naszym portalem Jakub Malke, menadżer siatkarski prowadzący wraz z Tomaszem Kozłowskim agencję MK Sport Management.

- Były plany, by zawodnicy podpisywali oświadczenia o wypłacaniu należnych im części kontraktów, ale póki co nie weszły one w życie. Poza tym jeżeli przeczyta się regulamin tej komisji, to tak naprawdę dysponuje ona sankcjami zerojedynkowymi: albo ktoś dostaje licencję i gra, albo nie. A przecież taka komisja powinna mieć cały wachlarz sankcji, na przykład przyznawanie ujemnych punktów, które mogłoby stać się mocną karą w sytuacji, gdy w lidze przywrócono spadki i awanse. Taki szereg sankcji "miękkich" mógłby bardzo pomóc w szybkim i skutecznym dyscyplinowaniu klubów. Na razie nawet licencja warunkowa niekoniecznie sprawdza się w praktyce, bo tak naprawdę sankcja na klubie wygasza się z początkiem nowego sezonu -kontynuował wątek menadżer m.in. Andrei Anastasiego i Piotra Gruszki.

Część kłopotów mógłby rozwiązać dobry przepływ informacji między PLS-em a PZPS-em i weryfikowanie przez federację treści klubowych oświadczeń ze stanem faktycznym. Ale problem zaczyna się już na wczesnym etapie łańcucha decyzyjnego.
- Już od kilku lat przy wpisach na listę transferową obowiązuje prawo, by wskazywać zadłużenie klubów wobec zawodnika. Tylko co z tego, że my to napiszemy, jeżeli ta informacja z pewnością nie trafi do PZPS-u? Konieczne powinno być także usprawnienie pracy sądów polubownych rozstrzygających spory majątkowe między zawodnikami i klubami. Chodzi przede wszystkim o szybkość i terminy pracy tych sądów. Często podnoszony jest argument: nie wiemy o pewnych rzeczach, bo sprawy nie lądują w sądach. Sęk w tym, że mało kto chce iść do sądu, bo to prawdziwa ostateczność, a wcześniej i tak musimy przejść obowiązkowo przez sąd polubowny - tłumaczył Malke.

Nasz portal poruszał kwestię kontrowersji licencyjnych i długów polskich klubów w artykule o "Lidze Dłużników Kobiet" (przeczytaj tekst), ale nie udało się wtedy poruszyć ligi na tyle, by doprowadzić do większych zmian. Głośny przypadek Stoczni Szczecin i problemy Chemika Bydgoszcz, który musiał ubiegać się o ratunek u prezydenta miasta, wzbudziły zdecydowanie większą i gorętszą dyskusję w siatkarskim środowisku. Czy teraz dojdzie do jakichkolwiek pozytywnych reform?

- Liga męska z pewnością przyciąga znacznie więcej uwagi niż rozgrywki siatkarek, a kluby PlusLigi są prowadzone na wyższym poziomie organizacji, oczywiście niczego nie ujmując najlepszym klubom LSK. W rozgrywkach kobiet niektóre kluby, na przykład Muszynianka, umiały reagować na zagrożenie i w porę wycofać się z ligi, gdy sytuacja przybrała zły obrót. Natomiast w przypadku Bydgoszczy rozmowy, związane też ze zmianami własnościowymi, trwały od początku sezonu i zagrożenie z pewnością było duże, ale nie na tyle, by pieniądze przekazane niedawno przez miasto nie ugasiły wszystkich bieżących pożarów. Teraz piłka jest po stronie zarówno związku, jak i ligi, bo to PLS powinien wymusić na komisji licencyjnej inną pracę, a sama komisja powinna się zastanowić nad kształtem regulaminu, według którego przyznaje licencje - stwierdził nasz rozmówca.

Podsuwane są pomysły, by PZPS zainspirował się rozwiązaniami funkcjonującymi w innych sportach. W ligach piłkarskich czy koszykarskich zdołano wypracować rozwiązania może nie idealne, ale z pewnością skuteczniejsze od tych z siatkówki.

- Kształty regulaminów w innych dyscyplinach mają pewne tło historyczne, choćby w żużlu, gdzie niektóre kluby miały naprawdę gigantyczne problemy, przy których kłopoty Stoczni Szczecin są niczym. Aktualne wydarzenia są dla naszego środowiska pewnym dzwonkiem ostrzegawczym, by w końcu pochylić się nad problemami, które dotyczą ligi oraz PZPS. Nie chodzi o wyważanie otwartych drzwi, wystarczy przypatrzeć się choćby komisji licencyjnej działającej przy Polskim Związku Piłki Nożnej i temu, jak współpracuje z nią nasza ekstraklasa, bo to jest właściwie ten sam model, co w naszej siatkówce. Czasami wywiązują się między nimi spory, ale i tak warto inspirować się zasadami, które sprawdzają się w innych dyscyplinach - uznał siatkarski agent.

Wielu kibiców obawia się, że od tej pory cały świat siatkówki będzie wytykał palcami PlusLigę, która chełpi się mianem ligi mistrzów świata, a przyjmuje w swoje szeregi klubowe "wydmuszki" i nie warto posyłać do jej zespołów najlepszych graczy. Czy te obawy są uzasadnione?

- Wiarygodność naszych najlepszych, markowych klubów w PlusLidze, takich jak Resovia, ZAKSA czy Skra, nie powinna się zmienić na gorszą. W trudniejszej sytuacji powinny być za to mniejsze kluby lub takie, które dopiero budują swoją dłuższą historię w lidze. Z drugiej strony podobne historie zdarzały się choćby w lidze włoskiej, która przecież nie przewróciła się z ich powodu. Rysa na szkle pewnie zostanie, bo sprawa Stoczni jest głośna, bo miała przecież wielkie plany i duże nazwiska, a okazała się gigantem na papierowych podstawach. Następnym razem, gdy na polskim rynku pojawi się gracz o większych ambicjach, z pewnością ludzie będą po pięć razy się pytać, czy to aby nie jest kolejna Stocznia Szczecin - ocenił Jakub Malke.

ZOBACZ WIDEO Spokojne zwycięstwo Juventusu. Ronaldo nadal strzela [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Komentarze (4)
avatar
lammergeyer2
30.11.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
W ogóle ta sytuacja jest postawiona na głowie: jak można najpierw podpisywać wielkie kontrakty z zawodnikami a potem szukać kasy?
Powinno być wg mnie dokładnie odwrotnie: najpierw sponsorzy dek
Czytaj całość
Grajux
30.11.2018
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
Jak dla mnie to chyba prezes oszukiwał siatkarzy i wszystkich których zatrudniał bo nie miał pieniędzy ale obiecywał w kontraktach coś innego. Ciekawe czy zarząd brał kasę? Czytaj całość