Warszawa jest trudnym miastem dla sportu. Miastem, w którym konkurencja dla sportowych widowisk jest największa, w którym żyje się najszybciej i zarabia najwięcej, a nieźle sytuowana klasa średnia, w dużej mierze wywodząca się spoza stolicy, zgodnie z wielkomiejskim duchem woli obejrzeć w telewizji spotkanie Ligi Mistrzów z Robertem Lewandowskim niż mecz lokalnych gieroi. Klubem numer 1 dla zdecydowanej większości zainteresowanych sportem na poziomie lokalnym od lat jest tutaj piłkarska Legia. Może i frekwencja na jej stadionie nie powala (średnio nieco ponad 16 tysięcy kibiców), ale to o jej meczach i transferach mówi się w autobusach, jej szaliki wieszają na tylnych szybach taksówkarze i to jej mistrzostwo fetuje się hucznie pod Kolumną Zygmunta. Pod względem popularności na dłuższą metę nie da się z nią rywalizować. I dlatego, jeśli jakiś inny klub, ze świata innego, mniej popularnego sportu, choć na chwilę wybija się "na mieście" ponad Legię, to wiedz, że się dzieje. A siatkarskiemu ONICO Warszawa, za sprawą transferu Bartosza Kurka, udało się znaleźć na pierwszym planie.
Przechwycenie od upadającej Stoczni Szczecin najlepszego zawodnika tegorocznych mistrzostw świata określano marketingowym strzałem w dziesiątkę jeszcze zanim stało się ono faktem. Pierwsze dni nowej gwiazdy w klubie tylko potwierdzają, że szefom ONICO udało się trafić w sam środek tarczy. Od kilku dni słyszę o Kurku od znajomych, którzy do tej pory mieli siatkówkę za sport świetlicowy i/lub piknikowy, dobry dla Januszy i Grażyn, którzy ubrani w śmieszne czapki z pomponami krzyczą "raz, dwa trzy" na meczach reprezentacji Polski. Od kilku dni tematy pozyskania MVP mistrzostw świata i jego debiutu przewijają się nie tylko w internetowych i radiowych serwisach informacyjnych, ale też w ulicznych rozmowach, a mijając Torwar rodzice pokazują dzieciom, że tam będzie teraz można zobaczyć faceta, którego wybrali niedawno najlepszym siatkarzem Europy.
Specjalnie na okoliczność pozyskania bohatera bułgarsko-włoskich MŚ ONICO zorganizowało dzień medialny, na który kilkudziesięciu dziennikarzy nie dało pochodzącemu z Nysy 30-latkowi chwili wytchnienia. Bilety na jego pierwszy mecz w nowych barwach (Torwar może pomieścić 4800 kibiców) sprzedały się co do ostatniego. Dotychczas średnia frekwencja na domowych meczach warszawiaków wynosiła niecałe trzy tysiące widzów i gdyby nie nowa gwiazda, wejściówki na spotkanie z przeciętnym Indykpolem AZS-em Olsztyn sprzedałyby się pewnie na poziomie tejże średniej.
ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 92. Fabian Drzyzga: Wilfredo Leon jest niesamowity! To najlepszy siatkarz świata [5/5]
- To pierwszy transfer w polskiej siatkówce, który częściowo może się zwrócić z biletów - usłyszałem w kuluarach od dobrze zorientowanej w siatkarskim środowisku osoby. - Ile ludzi przyszłoby na mecz ONICO z Indykpolem, gdyby nie grał w nim Bartek? Dwa, może dwa i pół tysiąca. "Efekt Kurka" szybko jednak zadziałał i podwoił liczbę widzów. Frekwencja była nawet wyższa niż wtedy, gdy do stolicy przyjeżdżali krajowi potentaci - ZAKSA Kędzierzyn-Koźle, PGE Skra Bełchatów, Asseco Resovia Rzeszów. Tylko że wówczas sporą część widowni stanowili fani przyjezdnych. A teraz kibiców z Olsztyna było może kilkudziesięciu, reszta przyszła na trybuny oglądać i wspierać drużynę gospodarzy. W loży VIP zasiadło sporo ważnych osób ze świata sportu i biznesu, wśród dziennikarzy dużą część stanowili ci, którzy na spotkaniach ONICO pojawiają się rzadko lub nie pojawiają się wcale.
Im bliżej było godziny rozpoczęcia spotkania, tym dłuższa była kolejka do wejścia i tym trudniej było znaleźć miejsce do zaparkowania. Jeśli chodzi o to drugie, w sukurs przyszła... Legia Warszawa, która jakby wyczuła, że pośrednio może na polskim siatkarzu numer 1 zarobić i udostępniła, rzecz jasna za opłatą, miejsca parkingowe na swoim stadionie. Chętnych na usługę nie brakowało. Wielu kibiców przyszło na halę dopiero w ostatniej chwili, jak gdyby nie dowierzając, że na meczu ligowej siatkówki trzeba będzie stać w jakiejś kolejce. Dlatego przy wywoływaniu graczy na boisko sporo było jeszcze wolnych miejsc, które zapełniały się mniej więcej do połowy pierwszego seta.
A główny bohater wieczoru? Na rozgrzewce sprawiał wrażenie, jakby był zawstydzony. Sam klepał w żółto-niebieską piłkę, gdy jego koledzy odbijali w parach. Jakby potrzebował trochę czasu, żeby oswoić się z nową sytuacją, nowym miejscem i faktem, że dużą część gwarnych trybun zapełniła się głównie ze względu na niego. Na koniec rozgrzewki Kurek pokazał się jako dobrze wychowany człowiek. Przebiegł przez prawie całe boisko i zatrzymał się przy niepełnosprawnym kibicu, który chwilę wcześniej przypadkowo dostał piłką po jednym z jego zbić. A że cios od Kurka boli nawet po kilku rykoszetach i przebiciu się przez bryłę energochłonnego żelu, silnoręki gracz postanowił sprawdzić, czy z poszkodowanym wszystko w porządku, przeprosił go i uścisnął mu dłoń.
Choć najpopularniejszy polski siatkarz jest w warszawskiej drużynie niespełna od tygodnia, chyba nikt nie miał wątpliwości, że mecz z Indykpolem zacznie w wyjściowej szóstce. Co najważniejsze, takich wątpliwości nie miał Stephane Antiga, który od początku posłał Kurka na boisko, spełniając oczekiwania kibiców, a zasmucając dotychczasowego pierwszego atakującego, Brazylijczyka Rafaela Araujo. Dla zawodników ONICO taka decyzja trenera nie była żadnym zaskoczeniem.
- No dobra, dołączył do nas niedawno, ale to nie jest chłop z łapanki, który przyszedł, potrenował chwilę i od razu trafił do szóstki. Mowa o gościu trzymającym chyba najlepszą formę na świecie, o czym świadczą nagrody, które zgarnia. Gdybym był trenerem, miał możliwość wystawić Bartka do gry i nie zrobiłbym tego, strzeliłbym sobie w stopę - mówił później Bartosz Kwolek, chyba najjaśniejsza postać drużyny Antigi w pierwszej części sezonu.
Gdy zawodnicy wychodzili na parkiet, szczególnie głośnej owacji dla nowego atakującego ONICO nie było, ale po jego pierwszym zdobytym punkcie, na 3:0 w secie numer 1, było jasne, kto robi na publice największe wrażenie. To po atomowych uderzeniach MVP mistrzostw świata kibice ożywiali się najbardziej i z podziwem patrzyli na piłki fruwające pod sam sufit. Kurek grał zresztą świetnie - 7 na 9 skończonych ataków po pierwszym secie, 10 na 16 po drugim. Wyglądało to tak, jakby trema, jeśli jakakolwiek była, znikała z każdą dobrą akcją. Po godzinie gry zawodnik z numerem 12 zachowywał się już jak lider drużyny w każdym wymiarze. Jakby był w zespole nie kilka dni, a kilka sezonów. Głośno pokrzykiwał, najbardziej żywiołowo reagował po wygranych akcjach, poszturchiwał kolegów, zachęcając ich do walki. No i zdobywał punkty. Dużo punktów.
Przy piłce meczowej to on stanął najbliżej drugiej sędzi Agnieszki Michlic, która miała za chwilę poinformować, kto dostaje punkt po wideoweryfikacji, i szerokim uśmiechem pospieszał ją do ogłoszenia decyzji. Gdy Michlic zasygnalizowała punkt dla ONICO, a w efekcie koniec spotkania, jako jeden z pierwszych wyrzucił ręce w górę. Po chwili odbierał już tytuł najlepszego gracza spotkania. Spotkania, które zakończył z dorobkiem 21 punktów i 53-procentową skutecznością w ataku. Do nagrody indywidualnej doszła jeszcze duża owacja publiki.
Po meczu była oczywiście runda honorowa, piątki z kibicami, kwiat słonecznika w prezencie (zdaje się, ze od klubu kibica ONICO), potem autografy, poprzedzone dziecięcymi nawoływaniami "Bartek! Bartek!". Wywiadów nie było, bo zmęczonemu już pełnym dużych emocji dniem Kurkowi udało się wystrychnąć reporterów na dudka. Uśmiechnięty zrobił kilka kroków w naszym kierunku, wszedł do strefy mieszanej i zatrzymał się na jej końcu, żeby podpisać kilka gadżetów. Gdy spodziewaliśmy się, że za chwilę zawróci, poszedł w drugą stronę i zniknął w tunelu prowadzącym do szatni.
W tej sytuacji w zastępstwie starszego kolegi na pytania, oczywiście głównie o Kurka, odpowiadać musiał inny Bartosz K. - jego młodszy kolega z zespołu klubowego i z drużyny mistrzów świata, Bartosz Kwolek. - Dostałem nagrodę dla najlepszego gracza ONICO w listopadzie, ale na takie same wyróżnienie w grudniu nie ma już szans. Do maja też już raczej nie - żartował 21-letni przyjmujący, który nie miał złudzeń co do tego, dlaczego trybuny tak szczelnie się wypełniły na meczu z niezbyt silnym przeciwnikiem. - Wydaje mi się, że przynajmniej połowa z tych ludzi, którzy przyszli na trybuny, przyszła zobaczyć w akcji Bartosza Kurka. Powiem nawet, że na pewno tak było. I wcale się im nie dziwię, bo gdyby do mojego ukochanego klubu trafił Kurek, to też poszedłbym na mecz, nawet gdybym musiał wziąć w pracy dzień wolny - powiedział "Kwolo".
Zachowując odpowiednie proporcje, Kurek może być dla siatkówki w Warszawie kimś takim, jak Zlatan Ibrahimović dla piłki nożnej w Los Angeles. Osobą, która na dłuższy czas wzniesie sport, który uprawia, na wyższy poziom zainteresowania i sprawi, że mecze Polskiej Ligi Siatkówki staną się modną rozrywką w dobrym guście. Jak długo potrwa ten "hype" budowany wokół wybitnej postaci? Tak długo, jak ONICO z Kurkiem w składzie będzie w ligowej czołówce i jak długo pozostanie w walce o medale. Niektórzy już stawiają ONICO na równi z uważanymi za najsilniejsze w lidze ZAKSĄ i PGE Skrą, ale to chyba zbyt odważny osąd.
- Do medali warszawianie aspirują teraz na pewno, ale czy do złota? Myślę, że ZAKSA i Skra mogłyby się mocno skrzywić na te słowa. Nie jest tak łatwo zbudować mistrzowską drużynę w tydzień, jeszcze w trakcie sezonu. Szczerze powiedziawszy trochę Stephane'owi Antidze współczuję, bo dostał kurę znoszącą złote jajka, kogoś niesamowitego, i teraz musi wkomponować go w zespół, a nie ma na to czasu. Liczba meczów, których ta drużyna nie zagrała razem, na pewno się odbije - powiedział Paweł Woicki, rozgrywający drużyny z Olsztyna i jeden z najlepszych "analityków" wśród polskich siatkarzy.
Woicki ma zwykle mądre wnioski, a że sam spędził kilka lat w drużynie z Warszawy i pamięta inną epokę rozwoju stołecznej siatkówki, jego głosu w sprawie Kurka warto posłuchać. - To dobrze dla naszej siatkówki, że Bartek został w Polsce. I to jeszcze w Warszawie, bo wydaje mi się, że w tym mieście potrzebny jest impuls trochę inny niż "tylko" dobry gracz. Potrzeba kogoś więcej. Myślę, że dla MVP mistrzostw świata ludzie będą chcieli przychodzić, a jak przyjdą, zobaczą kapitalną drużynę. Dla Plusligi i dla stolicy to bardzo fajnie, że Bartek Kurek gra teraz właśnie tutaj.