Można to rozpatrywać zarówno zespołowo, jak i indywidualnie. W ostatnim przedświątecznym spotkaniu ligowym bełchatowianie przegrali z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle 1:3, choć na boisku nie prezentowali się źle.
- Może i tak, ale ja na to bym spojrzał trochę przewrotnie - uważa Artur Szalpuk - Jesteśmy tu, by grać bardzo dobrze, osiągać wspólne cele i nie możemy się cieszyć z samego faktu, że walczymy w meczu. Nie będę się cieszył, że gra wyglądała lepiej niż w Maaseik, bo nie mogła wyglądać gorzej. Nie ma co płakać, trzeba wrócić do treningów, żeby te zwycięstwa przyszły - dodał.
Nie jest też tak, że zespół na ten temat nie rozmawia. Poza "słynnym" spotkaniem po porażce z GKS-em w Katowicach (0:3) zawodnicy często dyskutują między sobą o swojej aktualnej formie.
- Było sporo tych rozmów w szatni. Na pewno jesteśmy wszyscy razem, nie obrażamy się, bo to by było absurdalne. Każdy każdemu chce pomóc i próbujemy razem wyjść z tej całej sytuacji, w której się znaleźliśmy. Nic jeszcze w tym sezonie nie przegraliśmy. Albo wszyscy sami będziemy musieli przeżyć i zjeść bigos, którego narobiliśmy, albo wyjdziemy z tego dołka - stwierdził Szalpuk.
ZOBACZ WIDEO "Piłka z góry". Kołodziejczyk o przejęciu Wisły. "To wszystko jest szyte grubymi nićmi"
Mankamentów w grze PGE Skry Bełchatów jest dużo. - Brakuje nam tyle, że długo bym musiał wymieniać - mówi przyjmujący żółto-czarnych - Wpada nam dużo łatwych piłek, robimy dużo błędów w łatwych, takich oczywistych sytuacjach, jak wystawa highballa do siatki. Ktoś mi kiedyś powiedział, że po tym się poznaje klasowe zespoły, że w tych najłatwiejszych sytuacjach są perfekcyjne. Chcemy być tacy, ale nie jesteśmy.
Na papierze przed sezonem to PGE Skra uchodziła za jednego z głównych faworytów do tytułu mistrza Polski. Choć nic nie jest przesądzone, to ZAKSA Kędzierzyn-Koźle, która bez porażki przeszła przez pierwszą rundę, uchodzi teraz za drużynę, której nie da się dogonić.
- Moim zdaniem ZAKSA jest lepszym zespołem globalnie, bo po prostu to udowadnia. Nie ma czegoś takiego, jak "na papierze". My w lidze wygraliśmy sześć meczów, oni trzynaście. Ale każdy zespół jest do dotknięcia, o tym się przekonałem na mistrzostwach świata - skomentował Szalpuk.
Po wspominanym turnieju kadrowicze wrócili do klubów i nie wszyscy prezentują taką formę, jak by chcieli. - Być może fizycznie, mentalnie trudno jest utrzymać poziom. Ja zawsze staram się być przygotowanym na sto procent, dawać drużynie maksimum z tego, co mam. Może kiedyś powiedziałem, że rzadko jestem z siebie zadowolony, ale nie będę sobie dokładał ciężaru, bo już dużo się podołowałem. Teraz głowa do góry i trzeba robić swoje - ocenił mistrz świata.
A jaki sposób na odreagowywanie porażek ma Artur Szalpuk? - Głowa do góry, kolejny trening, wychodzisz, trenujesz, a potem grasz. Są tacy, którzy odsypiają, ale ja po meczach źle sypiam, chyba że akurat wracam do domu - ujawnił.
Mimo delikatnego spadku formy pod koniec, dla 23-letniego przyjmującego był to niezwykle udany rok. - Ze swoimi drużynami zdobyłem Puchar Polski, brązowy medal, Superpuchar i mistrzostwo świata. Trudno wymarzyć sobie coś lepszego. To bardzo przyjemne uczucie, zawsze będzie w mojej pamięci, ale trzeba umieć wrócić na ziemię, bo są kolejne mecze i kolejne - mam nadzieję - lata przede mną w tej lidze. To jest przeszłość, miłe wspomnienie, ale widać, że trzeba koncentrować się na tym, co tu i teraz.
A "tu i teraz" Artura Szalpuka oraz całą PGE Skrę Bełchatów czeka jeszcze mecz ligowy z Chemikiem Bydgoszcz. Zaplanowano go na piątek, 28 grudnia na godzinę 17:30. Według pierwotnych planów mistrzowie kraju mieli stawić się na treningu w pierwszy dzień świąt, ale ostatecznie dostali wolne i do tego spotkania przygotowują się od 26 grudnia.