Puchar Piemontu: Biało-czerwone ponownie pokonane - relacja z meczu Polska - Chiny

Podopieczne Jerzego Matlaka przegrały drugi mecz w Pucharze Piemontu. Tym razem pogromczyniami Polek były brązowe medalistki Igrzysk Olimpijskich z Pekinu - Chinki. Biało-czerwone przegrały 1:3, ale nie straciły szansy na udział w finale, gdyż system rozgrywek został tak skonstruowany, iż do półfinałów kwalifikują się wszystkie uczestniczące w turnieju drużyny. W czwartek Polki zagrają z Japonkami.

W tym artykule dowiesz się o:

Polska - Chiny 1:3 (25:21, 22:25, 23:25, 18:25)

Polska: Izabela Bełcik, Katarzyna Gajgał, Anna Barańska, Dorota Pykosz, Aleksandra Jagieło, Joanna Kaczor, Mariola Zenik (libero) oraz Agata Sawicka, Elżbieta Skowrońska, Anna Woźniakowska.

Chiny:Yunli Xu, Meng Yin, Na Yin, Jigsi Shen, Yimei Wang, Ruoqi Hui, Qian Wang (libero) oraz Qiuyue Wei.

Polki, chcące się zrewanżować za ubiegłotygodniową porażkę z Chinkami w Volley Masters w Montreux (0:3) rozpoczęły środowy mecz niezwykle zdeterminowane. Już w pierwszych akacjach pokazały, że wygrać z nimi będzie niezwykle trudno. Po udanym plasowanym ataku Aleksandry Jagieło prowadziły 4:1, a na pierwszej przerwie technicznej 8:5. Później, po znakomitych atakach ze środka Izabeli Bełcik nasze dziewczyny odskoczyły na kolejne dwa oczka i przy stanie 12:7 chiński szkoleniowiec został zmuszony poprosić o przerwę. Niestety, poskutkowała. Niespodziewanie Chinkom zachciało się grać. O ile dotychczas żadna piłka nie wchodziła "na czysto", teraz niemal każdy atak znajdował docelowe miejsce. Co prawda Polki zdołały utrzymywać przewagę, a nawet ją nieznacznie powiększyć (23:13), ale to co zrobiły w końcówce seta woła o pomstę do nieba. Grające przeciętnie brązowe medalistki Igrzysk Olimpijskich zdołały obronić aż sześć piłek setowych! Na takim poziomie, taka wpadka nie powinna się przydarzyć naszym dziewczynom. Całe szczęście, że wcześniej biało-czerwone wypracowały wcześniej tak dużą przewagę, bo przy takich szkolnych błędach set mógłby się zakończyć totalną kompromitacją. Ostatecznie Polska wygrała 25:21.

W drugim secie do pierwszej przerwy technicznej wszystko wyglądało całkiem nieźle. Ba, nawet tuż po niej, Polki zdobyły punkt bezpośrednio z zagrywki (a dokładniej Anna Barańska). Ale co z tego, skoro w kolejnych akcjach zawodniczki Jerzego Matlaka roztrwoniły cztery, ciężko wypracowane punkty przewagi i pozwoliły wyrównać swoim przeciwniczkom (10:10). Od tego momentu gra stała się bardziej wyrównana. Gra punkt za punkt (z dwoma małymi wyjątkami 14:12 i 20:18) trwała do stanu 20:21, kiedy to Chinki pierwszy raz w tym meczu objęły prowadzenie. Na nic zdała się przerwa na żądanie Matlaka. Na nic wprowadzenie nowych zawodniczek, skoro w decydującym momencie Agata Sawicka nie może przyjąć zagrywki jednej z Chinek. Polki przegrały 22:25.

W trzeciej partii reprezentacja Państwa Środka od początku przejęła inicjatywę. Chinki znacząco poprawiły zagrywkę, a w obronie były wprost nie do ogrania. Zupełnie inaczej sprawa wyglądała po polskiej stronie siatki. Biało-czerwone słabo spisywały się na przyjęciu, a co za tym idzie słabo też atakowały. Na pierwszej przerwie technicznej przegrywały 4:8, ale na drugiej, aż 10:16. Set można by było spisać na straty, gdyby nie fakt, że w końcówce zabłysł geniusz najlepszych na boisku Anny Barańskiej i Mileny Sadurek. Polki, głównie dzięki bardzo dobrej grze blokiem, odrobiły straty i doprowadziły do remisu po 23. Niestety, w końcowych akcjach po raz kolejny zabrakło zimnej krwi. Takie końcówki zdarzają się naszym zawodniczkom ostatnio bardzo często. Polki gubią się w obronie, a rywalki wykorzystują to bez zawahania i zwyciężają 25:23.

W ostatniej odsłonie meczu Polkom starcza sił jedynie na kilka pierwszy akcji. Na pierwszej przerwie technicznej wygrywały jeszcze 8:6, ale później było już coraz gorzej. Dwie piłki później Chinki wyrównują, a po kolejnej chwili prowadzą dwoma punktami (11:13). Biało-czerwone grały fatalnie w ataku. Żadna z polskich zawodniczek nie mogła skończyć dość prosto rozegranych piłek. W konsekwencji rywalki budowały coraz bezpieczniejszą przewagę. Przy stanie 15:20 Joanna Kaczor posłała piłkę daleko w aut i wynik spotkania był już przesądzony. Reprezentacja Chin po raz kolejny pokonała Polskę na przestrzeni kilku dni.

Podsumowując występ Polek, na plus można zapisać jedynie pierwszą połowę pierwszego seta, gdzie Złotka wykonywały nienagannie zalecenia taktyczne trenera. W pozostałych partiach znacznie gorzej czytały grę rywalek i nie potrafiły skończyć ataku. Na indywidualną pochwałę zasługuje chyba jedynie Anna Barańska, która powoli wyrasta na gwiazdę polskiej ekipy.

W czwartek ostatnimi przeciwniczkami naszych reprezentantek będą Japonki.

Komentarze (0)