- Będziecie mówić i pisać o sporcie! O tym, że to było świetne sportowe widowisko. O wydarzeniach po zakończeniu meczu napiszcie jedno krótkie zdanie - grzmiał na pomeczowej konferencji Stephane Antiga.
Ówczesnego selekcjonera polskiej kadry siatkarzy nie widziałem tak wzburzonego nigdy wcześniej ani nigdy potem. Ten jeden raz Francuz stracił nerwy, jak niektórzy jego zawodnicy chwilę po zakończeniu spotkania z Iranem, i zaczął mówić dziennikarzom jak mają wykonywać swój zawód. - Nie zajmujmy się bzdurami, tylko sportem. Nie ma sensu podsycać złych emocji - przekonywał.
A złych emocji i tak było tamtego wieczoru w Rio de Janeiro pod dostatkiem. Więcej niż we wcześniejszych i późniejszych polsko-irańskich starciach pod siatką. Trzeba jednak przyznać, że tym razem wojenka dwóch starych wrogów miała wyjątkowo malowniczy przebieg, a frapujących scen i chwytliwych cytatów nie powstydziliby się scenarzyści najbardziej wciągających sportowych filmów. Byłem świadkiem części tych scen. O tych, które widziałem na własne oczy i słyszałem na własne uszy teraz wam opowiem.
ZOBACZ WIDEO Vital Heynen śpiewał hymn Polski razem z kibicami. "Polacy są bardzo bystrzy! Publiczność w spodku była MVP meczu"
Czytaj także: Wpadka Irańczyków z odegraniem polskiego hymnu. Zapomnieli o pierwszej zwrotce
To był dopiero drugi mecz fazy grupowej olimpijskiego turnieju siatkarzy. Obie drużyny wciąż wierzyły, że spełni się ich sen o medalu (obie odpadły później w ćwierćfinałach) i o każdą piłkę biły się do upadłego. Dla jednych i drugich odpuścić byłoby grzechem nie tylko dlatego, że to przecież igrzyska, ale też ze względu na fakt, że już wtedy zawodnicy Polski i Iranu mieli ze sobą "na pieńku".
Długo zanosiło się na jedną z najnudniejszych w historii konfrontacji tych ekip, bo przez dwa sety Biało-Czerwoni dawali rywalom wycisk. Jednak już trzeciego nieznacznie przegrali i wtedy na boisku zaczęło się robić gorąco. Atmosferę zażartej bitwy nakręcali dodatkowo brazylijscy kibice, którzy w czasie czwartej i piątej partii schodzili się na mecz swojej reprezentacji.
Kto wie, może dlatego, że kibicowali drużynie goniącej wynik, może tej, którą uważali za słabszą, może mieli w pamięci porażkę swojej drużyny z Polakami w finale mistrzostw świata dwa lata wcześniej, a może dali się porwać grupce głośnych irańskich fanów - niezależnie od motywacji, swoją sympatię ulokowali po stronie naszych rywali.
Czytaj także: Dragan Travica broni Michała Kubiaka i ostrzega Polaków
W tie-breaku położona kilka kroków od legendarnego stadionu Maracana hala Maracanazinho była już wyraźnie przeciwko polskim siatkarzom. Kto wie, może to pomogło podtopionym graczom Antigi, bo taki już nasz polski charakter, że najlepiej walczy się nam z hasłem "ja wam pokażę" na bitewnych sztandarach. Po niezwykle zażartej, ostatecznie zwycięskiej dla nas bitwie (3:2, w tie-breaku 18:16), obie strony nie zdążyły jeszcze policzyć rannych, a szable znowu poszły w ruch.
Irańczykom nie spodobał się sposób, w jaki po ostatniej piłce cieszyli się Bartosz Kurek i Michał Kubiak, którzy obniżyli pozycję i z nogami ugiętymi w kolanach wykonywali energiczne ruchy rękoma - kilka dni później pojawiło się nagranie, ale słabej jakości, nie pozwalające jednoznacznie stwierdzić, czy była to zamierzona prowokacja, czy spontaniczna radość, opatrzona trochę przesadzoną ekspresją.
Tak czy inaczej, siatkarze z Iranu odebrali takie zachowanie naszych gwiazd jako próbę upokorzenia. Jeden z nich, środkowy Seyed, ruszył w stronę siatki i zaczął głośno krzyczeć w stronę naszych zawodników. Pierwszy doskoczył do niego Kurek (jest z tej sceny świetne zdjęcie agencji Associated Press - dwóch kolosów stoi nos w nos, dzieli ich jedynie cienka siatka), potem po obu stronach do awantury włączali się kolejni.
W końcu, a nie trwało to długo, drużyny zebrały się na niewielkim wycinku boiska niemal w komplecie. Najbliżej rękoczynów było chwilę po tym, jak któryś z Irańczyków pociągnął za siatkę. Emocje buzowały, ale na szczęście nikt nikomu nie przyłożył, nikt nikogo nie popchnął. Zaczęły się uspokajające gesty, skłóceni podali sobie ręce. Rozgrzane siatkarskie głowy stygły jednak jeszcze długo.
- Co to ma być? Co miały znaczyć te gesty? Jako sportowcy powinniśmy się szanować! Kończysz mecz, podajesz przeciwnikowi rękę i tyle. A to? Nie mam pojęcia, co oni sobie myśleli - złościł się w rozmowie ze mną irański rozgrywający Mehdi Mahdavi.
W strefie wywiadów to właśnie o końcową awanturę pytano najczęściej. Polacy mówili o niej tak, jakby nie wydarzyło się nic godnego uwagi. - Co się stało? Podziękowaliśmy sobie za grę. Nie wiem, o czym mówicie - powiedział Kurek. - Ja stałem z tyłu. Nagle zobaczyłem, że jest awantura, ale dla mnie nie było już pod siatką miejsca - stwierdził Mateusz Bieniek.
Swój dalszy ciąg polsko-irański spór miał w sali, gdzie odbywały się konferencje prasowe. Dwóch generałów o wzroku obracającym w kamień - Michał Kubiak i Saeid Marouf, trenerzy Stephane Antiga i Raul Lozano, tłumaczka, kilkunasto, może kilkudziesięcioosobowa grupa reporterów z obu krajów. Jedna z dziennikarek z Iranu atmosferę tak gęstą, że jej kawałek można było odkroić i zabrać do domu jako pamiątkę z igrzysk, zaogniła bezpośrednim pytaniem do kapitana swojej reprezentacji: Co wydarzyło się pod siatką i dlaczego Polacy tak bardzo nienawidzą drużyny Iranu?
Marouf stwierdził tylko, że nie wie, natomiast chwilę później w odpowiedzi na podobne pytanie bardziej rozwinął się Kubiak. - Nie czujemy wobec nich nienawiści. My ich kochamy - powiedział z szelmowskim uśmiechem kapitan Biało-Czerwonych. - W ten właśnie sposób okazujemy wam naszą miłość - dodał.
Wtedy wtrącił się Marouf, zalecając Polakowi, by przestał robić sobie żarty, bo nie ma się z czego śmiać. - Ale ja mówię bardzo poważnie - zapewnił go Kubiak. - Lubimy ten zespół. Oni pod siatką śmieją się nam w twarz, my uśmiechamy się do nich, ale to też część gry. Najważniejszy jest końcowy wynik. Jestem na igrzyskach, to turniej mojego życia i zrobię wszystko, żeby zwyciężyć - podkreślił.
W czasie tej wymiany zdań trójka polskich dziennikarzy zareagowała śmiechem na "miłosne wyznanie" Kubiaka. Marouf to zapamiętał i wychodząc z sali wskazał palcem na tę grupkę, żegnając ich słowami "jeszcze się spotkamy". Zabrzmiało groźnie, z rozmów ze wspomnianą trójką wiem, że moi koledzy i koleżanka trochę się gestem Irańczyka przejęli. Na szczęście znakomity rozgrywający nigdy nie wywiązał się z danej wówczas obietnicy.
Na koniec tego wyjątkowo obfitego w nieszablonowe sceny wieczoru była jeszcze zamiana owcy w wilka, czyli tyrada bardzo spokojnego zazwyczaj Antigi. Z twarzy Francuza zniknął obecny niemal zawsze dobrotliwy uśmiech, a pojawiła się irytacja, wręcz złość. Wyraźnie nie podobało mu się, że nikogo nie obchodzi całkiem dobry skądinąd mecz, a zainteresowanie budzi jedynie kilka chwil szaleństwa po ostatnim gwizdku. Dlatego, co do niego niepodobne, podjął próbę wpłynięcia na treść naszych korespondencji. Nieskuteczną, bo to awantura pod siatką była głównym tematem relacji z meczu Polska - Iran.
Po meczu w Rio Polacy grali z Iranem jeszcze kilka razy. W 2017 roku w Katowicach, gdy z siatkarskim parkietem żegnał się Krzysztof Ignaczak. Mówił wtedy o irańskich przyjaciołach, ale rok później, gdy mierzyliśmy się w fazie grupowej MŚ w Bułgarii, przyjaźni nie było. Polska wygrała 3:0, ale i tak zdążyło się zakotłować, bo Marouf po jednym z udanych zagrań zbyt długo spoglądał w, jak określił to Fabian Drzyzga, piękne oczy Kubiaka.
Do Urmii, gdzie Polacy zagrają z Iranem po raz kolejny, Kubiak nie pojechał. Pojechały za to, z wyprzedzeniem, jego słowa z "Prawdy Siatki" i cierpliwie tam na nas czekają. Choć trener Igor Kolaković przekonuje, że nic złego się nie wydarzy, bo to byłaby dla Iranu katastrofa, trudno nam całkowicie wyzbyć się obaw. Tym bardziej, że jednocześnie trener irańskich siatkarzy przyznaje, że wypowiedź Kubiaka jego graczy ubodła, a w kraju odbiła się szerokim echem.
Ja sam o mieszkańcach Iranu słyszę same świetne opinie od znajomych, którzy odwiedzili ten kraj, ale całkiem spokojny nie będę. Wiem, że głupota, dureństwo i chamstwo, tak samo zresztą jak dobroć i serdeczność, mają po stokroć więcej paszportów, niż filmowy superagent Jason Bourne. A kilku oszołomów wystarczy, żeby zrujnować starania tysięcy normalnych, porządnych ludzi.
Z drugiej strony myślę sobie, że może między Polską a Iranem musi być tak, jak w małżeństwie z długim stażem. Może w tych dwóch drużynach z krajów, które są na siebie skazane, bo w obu bardzo kocha się siatkówkę, czasem musi dojść do przesilenia, potężnej kłótni, żeby potem można było ładnie się pogodzić. A nuż okaże się, że kontrowersyjna wypowiedź Michała Kubiaka będzie impulsem, dzięki któremu jedni i drudzy zakopią wspólnie topór wojenny, a potem zabalują razem tak, że zapomną, gdzie to przeklęte żelastwo porzucili.
Zaczyna się całkiem dobrze. Według doniesień z Iranu nikt tam za naszymi z widłami i pochodniami nie biega, a Karol Kłos, wtedy w Rio podstawowy gracz kadry, od jednego gościa na ulicy usłyszał nawet "I love you".
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)
W innych sportach drużynowych, np piłka nożna, koszykówka, głupawe uśmieszki, gesty, prowokacje słowne, są na porządku dziennym Czytaj całość