Liga Narodów. Iran - Polska: ładna przegrana Biało-Czerwonych. Irańczycy zdali test z gościnności

Była walka na całego, ale bez wrogości i złej krwi. Młody polski zespół przegrał w Urmii z Iranem 2:3, ale trudny test charakteru i sportowej klasy zdał na dobrą ocenę. Z kolei Irańczykom za przyjęcie Biało-Czerwonych należy się co najmniej piątka.

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski
Na zdjęciu siatkarze reprezentacji Polski Materiały prasowe / volleyball.world / Na zdjęciu siatkarze reprezentacji Polski
Jak Irańczycy przyjmą u siebie reprezentację Polski - przed meczem Ligi Narodów w Urmii właśnie to pytanie przewijało się w siatkarskim środowisku najczęściej. Michał Kubiak, kapitan naszej drużyny, do Iranu nie pojechał, ale jego słowa ze słynnego wywiadu w "Prawdzie Siatki" dotarły tam już dawno.

Trener irańskiej drużyny Igor Kolaković przekonywał co prawda, że nic złego Polaków nie spotka, bo to byłaby katastrofa dla całego kraju, ale z drugiej strony przyznał, że słowa Kubiaka zabolały jego graczy, a poza tym odbiły się w Iranie szerokim echem.

To wystarczyło, w połączeniu ze wspomnieniami z poprzednich spotkań
Biało-Czerwonych z najlepszą ekipą z Azji, zwłaszcza tych w kipiącym testosteronem teherańskim ulu, byśmy tworzyli w głowach przykre scenariusze wizyty polskiej ekipy w Urmii.

ZOBACZ WIDEO Mateusz Bieniek wychwala Wilfredo Leona. "Super chłopak"

Tymczasem Irańczycy bardzo pozytywnie nas zaskoczyli. Od pierwszego dnia pobytu drużyny Vitala Heynena w ich kraju okazywali jej dużą gościnność, a w dniu sobotniego meczu miło przyjęli ją na hali.

Czytaj także: "Dlaczego Polacy tak bardzo nas nienawidzą?". Szalone starcie Biało-Czerwonych z Iranem w Rio de Janeiro

W czasie odgrywania polskiego hymnu, tym razem puszczonego już od początku, a nie tak jak w piątek od refrenu, publiczność zachowała się wzorowo. Zamiast głośnych gwizdów, których wielu się spodziewało, były brawa. Potem irańscy kibice z szacunkiem powitali na boisku polskich graczy, a w trakcie spotkania skupili się na dopingowaniu swojej drużynie.

Było głośno i spontanicznie, ale atmosfera na hali w Urmii nie miała nic wspólnego z tym, czego w poprzednich latach nasi siatkarze doświadczyli w Teheranie. Tam z trybun czuć było wrogość, tu jedynie radość z obserwowania dobrego sportowego widowiska. A widowisko zobaczyli naprawdę niezłe.

Jeśli chodzi o sam aspekt sportowy, to Irańczycy wydawali się mocnymi faworytami. Grali w pełnym składzie, ze swoimi największymi gwiazdami - Maroufem, Seyedem i Ghafourem. Na dodatek przed swoją widownią, która zawsze daje tej drużynie potężny bonus do wartości.

Czytaj także: Dziesięć lat w światowej czołówce. Dlaczego Irańczycy tak dobrze grają w siatkówkę?

Z kolei wyjściową szóstkę Polaków tworzyli gracze z małym reprezentacyjnym doświadczeniem, takiego Jędrzeja Gruszczyńskiego pewnie niektórzy rywale widzieli na oczy po raz pierwszy w życiu. Trener Heynen nie mógł też skorzystać z Grzegorza Łomacza. Rozgrywający, który na czas turnieju w Urmii został kapitanem drużyny, już na początku piątkowego meczu z Rosją doznał kontuzji i wypadł z gry na najbliższe dni.

Biorąc pod uwagę te okoliczności, w pierwszym secie Biało-Czerwoni radzili sobie nadspodziewanie dobrze. Całkiem skutecznie w ataku grał atakujący Łukasz Kaczmarek, a spięci Irańczycy popełniali sporo błędów. Polacy długo utrzymywali 2-3 punktowe prowadzenie, na drugiej przerwie technicznej wygrywali 16:14.

Wtedy jednak górę wzięło doświadczenie i duża sportowa klasa gospodarzy. W dwóch ustawieniach, przy serwisach Milada Ebadipoura i Alego Shafieiego, mieliśmy problemy ze zdobyciem punktów, a rywale w kontratakach byli bezlitośni. Gdy Marouf w pojedynkę zablokował na lewym skrzydle Tomasza Fornala, Iran prowadził już 22:18. Na koniec seta Ebadipour zablokował Kaczmarka i partię, w której długo nasza gra wyglądała dobrze, przegraliśmy wysoko, bo 20:25.

Drugą partię Irańczycy rozpoczęli chyba przesadnie uspokojeni wygraną w pierwszej, bo ani się obejrzeli, a już po kilku dobrych zagraniach Polaków (dwie punktowe zagrywki Śliwki, blok Jakuba Kochanowskiego) przegrywali 0:6. Później otrząsnęli się i mozolnie odrabiali tę dużą stratę. Rozegrania Maroufa do środkowych robiły wrażenie, coraz skuteczniej grał atakujący Ghafour, z kolei po naszej stronie siatki świetną pracę wykonywał Bartosz Kwolek.

Najgorszymi aktorami widowiska byli z kolei sędziowie, którzy kilkukrotnie, co wykazywały wideoweryfikacje, popełniali bardzo duże błędy na niekorzyść polskiej drużyny. Na przykład wtedy, gdy po ataku Karola Kłosa cała piłka zmieściła się w boisku, oni pokazali aut.

Irańczycy w pewnym momencie zbliżyli się do Biało-Czerwonych na dwa punkty (13:11), jednak wówczas Heynen poprosił o czas, przekazał kilka uwag swoim graczom i ci uspokoili swoją grę, umiejętne pilnując 3-4 punktowego prowadzenia. Niemal bezbłędnie w ataku grał Kwolek, kilka ważnych piłek skończył Kaczmarek. W ostatniej akcji seta na środku zapunktował z kolei Kochanowski, Biało-Czerwoni wygrali 25:21 i wyrównali stan meczu na 1:1.

W secie numer trzy Polacy kontynuowali dobrą grę, a Irańczycy popełniali coraz więcej błędów. A to Marouf przekombinował i przy chytrej kiwki dotknął siatki, a to Pourya Fayazi nie trafił w boisko, a to ustrzelony został dopiero co wprowadzony na boisko za Fayaziego Farhad Ghaemi. Efekt - 10:6 dla naszej drużyny.

Przewaga stopniała do dwóch punktów, gdy Kaczmarek na czystej siatce uderzył w aut. Irańczycy zaczęli wówczas zachęcać cichnące trybuny do głośnego dopingu, jakby czuli, że mecz im ucieka i w pościgu za nim potrzebna im pomoc kibiców. Fani ożyli, ożywili się też irańscy siatkarze. Po bloku Seyeda na Kłosie przegrywali już tylko 12:13, chwilę później doprowadzili do remisu i na hali w Urmii od razu zrobiło się bardzo głośno.

Tę wrzawę naszym siatkarzom udało się raz jeszcze uciszyć chwilę po drugiej przerwie technicznej. Trudnymi szybującymi serwisami gnębił irańskich przyjmujących Marcin Janusz, w obronie kapitalnie grał libero Jakub Popiwczak, który po drugim secie zastąpił Gruszczyńskiego, a w ataku zimną krwią i cwaniactwem imponował Kaczmarek. Ci trzej siatkarze wystąpili w głównych rolach w trzech akcjach, które dały Polakom prowadzenie 20:16. W końcówce swoje dołożył jeszcze grający jak profesor 21-letni Kwolek i Biało-Czerwoni wygrali aż 25:18.

W czwartej odsłonie Irańczycy rzucili już na szalę absolutnie wszystko, co mieli najlepszego, ale młody polski zespół nie chciał ustąpić pola. Do czasu, od wyniku 12:10 w naszej drużynie posypało się przyjęcie zagrywki. Gospodarze zdobywali punkt za punktem, nakręcali się wraz z publicznością, a Polacy popełniali kolejne błędy.

Przy wyniku 17:11 Heynen z powrotem wprowadził na boisko Fornala, a Kaczmarka zastąpił Konarskim, tak jakby już szykował się na piątego seta. W końcówce partii sędziowie znów się popisali, uznając kiwkę w boisko Janusza za autową. Ich błąd Polacy naprawili przy pomocy wideoweryfikacji, wcześniejszych błędów własnych naprawić już nie zdołali. Irańczycy spokojnie utrzymali wysoką przewagę do końca seta, wygrali 25:17 i doprowadzili do tie-breaka.

Na początku piątej partii Heynen musiał sprawdzać co drugą piłkę, żeby punkty trafiały na konto polskiego zespołu, ale tak czy inaczej więcej zdobywali ich Irańczycy. Marouf uspokoił swoją grę i oparł ją o Ghafoura, a ten był niemal bezbłędny. Mylił się za to dobrze grający wcześniej Kaczmarek. Po jego ataku w siatkę przy zmianie stron gospodarze prowadzili już 8:5, a chwilę później przy wyniku 10:6 irańscy fani włączyli już latarki w telefonach komórkowych, by przygotować się do świętowania zwycięstwa.

W końcówce Kochanowski nadział się jeszcze na blok Seyeda, a potem doszło do najdłuższej w całym meczu, komicznej kłótni jednych i drugich z sędzią głównym. Zaraz po niej Irańczycy wykorzystali pierwszego meczbola, wygrali 15:8 i cały mecz 3:2.

Biało-Czerwoni przegrali, ale w dalekim od najmocniejszego składu całkiem dobrze zaprezentowali się na przeciw najsilniejszemu zestawieniu Irańczyków. Mimo porażki, zasłużyli na dobre oceny za sobotni mecz.

Na pochwały zasłużyli też irańscy kibice, którzy ciepło przyjęli polską drużynę, a potem przez całe spotkanie zachowywali się kulturalnie i ładnie dopingowali swoim graczom. Test z gościnności zdali co najmniej na piątkę.

W niedzielę na koniec turnieju w Urmii Polacy zmierzą się z reprezentacją Kanady.

Liga Narodów 2019, Urmia:

Iran - Polska 3:2 (25:20, 21:25, 18:25, 25:17, 15:8)

Iran: Saeid Marouf, Amir Ghafour, Pourya Fayazi, Milad Ebadipour, Ali Shafiei, Mohammadreza Hazratpourtalatappeh (libero) oraz Farhad Ghaemi, Porya Yali, Javad Karimisouchelmaei.

Polska: Marcin Janusz, Łukasz Kaczmarek, Tomasz Fornal, Aleksander Śliwka, Jakub Kochanowski, Norbert Huber, Jędrzej Gruszczyński (libero) oraz Bartosz Kwolek, Dawid Konarski, Karol Kłos, Jakub Popiwczak, Artur Szalpuk, Piotr Łukasik.

Czy Polacy awansują do turnieju finałowego Ligi Narodów 2019?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×