Liga Narodów. Z Iranem trzeba się liczyć już od prawie dziesięciu lat

Materiały prasowe / FIVB / Na zdjęciu: reprezentacja Iranu
Materiały prasowe / FIVB / Na zdjęciu: reprezentacja Iranu

Dziesięć lat temu byli "jedną z wielu" reprezentacji, daleko od czołówki. Dziś nawet najlepsze drużyny na świecie muszą nastawiać się na trudne boje z ekipą Iranu. To wciąż jeszcze nowa siła w światowej siatkówce.

Rok 2011. Irańska federacja już dużo wcześniej stawiała na zagranicznych trenerów dla swojej kadry, ale poza Zoranem Gajiciem nie były to głośne nazwiska na świecie. Nagle pojawił się pomysł, by nad Zatokę Perską sprowadzić Julio Velasco. Argentyńczyk nie miał łatwo, bo musiał najpierw zyskać zaufanie zawodników, którzy wielką siatkówkę dotąd widzieli tylko w telewizji.

Iran po raz pierwszy w historii zostaje mistrzem Azji, co daje drużynie prawo gry w Pucharze Świata. Wtedy nikt jeszcze nie zna Mir Saeida Maroufa, Milada Ebadipoura, Amira Ghafoura czy Seyeda Mohammada Mousaviego. Ta drużyna na "dzień dobry" w najbardziej morderczym turnieju siatkarskim na świecie pokonuje Serbię, Argentynę czy Polskę, przez co nieco komplikuje nam drogę na Igrzyska Olimpijskie w Londynie. To był pierwszy błysk tej drużyny.

Czytaj też: Wróg in Rio. "Dlaczego Polacy tak bardzo nas nienawidzą?"
W efekcie w 2013 roku drużyna otrzymała zaproszenie do Ligi Światowej i - co za tym idzie - również prawo organizacji meczów lub turniejów. Organizowano je w dwunastotysięcznej hali w Teheranie, gdzie początkowo wpuszczano tylko mężczyzn. Poziom decybeli wydobywający się z trąbek kibiców przekraczał głośność startującego samolotu. Zawodnicy często nie słyszeli się na boisku. Wszyscy podkreślali, że gra się tam bardzo trudno.

ZOBACZ WIDEO El. Euro 2020. Polska - Izrael. Jerzy Brzęczek odgryzł się dziennikarzom. "Zawsze mówi to, co ma na sercu"

Głównym minusem był fakt, że gdy na boisku nie szło, zawodnicy potrafili się pokłócić między sobą. I to nie w hotelu, poza meczami, a często na boisku, na oczach wszystkich. Póki co jednak coraz więcej było meczów udanych, co przykrywało wszelkie niesnaski wewnątrz drużyny.

Julio Velasco miał poprowadzić Iran na Mistrzostwach Świata w Polsce w 2014 roku, ale otrzymał propozycję poprowadzenia reprezentacji Argentyny i postanowił z niej skorzystać. O kulisach tej decyzji mówił w wywiadzie dla WP SportoweFakty. Jego miejsce zajął Slobodan Kovac, który - bazując na tym, co zostało wypracowane - osiągnął z zespołem czwarte miejsce w Lidze Światowej. To był sygnał, że Iran będzie chciał włączyć się do walki o medale na mundialu w Polsce.

I było ku temu całkiem blisko. W drugiej rundzie Polacy rozegrali dramatyczny mecz w Atlas Arenie z Irańczykami, a ci dzień później pokonali Serbów i kosztem drużyny USA awansowali do najlepszej szóstki Globu. Ostatecznie zajęli szóstą lokatę, ale to i tak był najlepszy wynik w historii siatkówki w tym kraju.

To duże osiągnięcie, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że wszyscy zawodnicy nie chcieli opuszczać rodzimej ligi. Pierwszym, który spróbował swojej przygody za granicą był Marouf, lecz po nieudanym sezonie w Zenicie Kazań postanowił wrócić do ojczyzny. To jednak blokowało nieco rozwój zawodników, którzy doszli do pewnej granicy.

Trener Kovac w 2015 roku postawił sobie za cel wprowadzenie drużyny na Igrzyska Olimpijskie w Rio de Janeiro. Jednak już w trakcie sezonu reprezentacyjnego często mówiło się, że to siatkarze przejmują władze w zespole i nie chcą słuchać serbskiego szkoleniowca. Ostatecznie po ósmym miejscu w Pucharze Świata trenera zwolniono i rozpoczęto rozmowy z Raulem Lozano.

Przeczytaj też zapowiedź meczu Iran - Polska

Pod jego wodzą Iran awansował do Rio jako najwyżej sklasyfikowana drużyna kwalifikacji interkontynentalnych w Tokio. Zajął tam nawet piąte miejsce, ale cały czas atmosfera w zespole była napięta, co Lozano zdecydowanie nie odpowiadało, więc po roku pożegnał się z Persami. Jego miejsce zajął Igor Kolaković, który do dziś sprawuje tę funkcję.

Jemu w dużej mierze przypisuje się to, że przekonał kilku graczy, by jednak spróbowali swoich sił w ligach zagranicznych. Tak uczynił m.in. Milad Ebadipour, który w 2017 roku przyszedł do PGE Skry Bełchatów, ale również rok później Amir Ghafour, Farhad Ghaemi, Ali Shafiei czy Saber Kazemi. Efekty być może zobaczymy niebawem.

Komentarze (0)