Liga Narodów. Siatkówka chce do USA. Ale czy USA chce siatkówki?
Nie tylko tegoroczny turniej finałowy Ligi Narodów, ale również ten za rok i za dwa lata odbędzie się w Stanach Zjednoczonych. To odważny ruch FIVB. Czy ma szanse powodzenia?
Przeczytaj także: Gospodarze Final Six wystąpią w bardzo mocnym składzie
W tym roku FIVB na pewno trochę się "upiecze", bo Final Six odbędzie się w Chicago, a w związku z tym, że Polacy wywalczyli awans do najlepszej szóstki, na trybunach z pewnością pojawi się kilka tysięcy kibiców. Warto byłoby jednak przyjrzeć się temu, jak będzie wyglądała frekwencja i atmosfera na pozostałych spotkaniach, zwłaszcza tych z udziałem drużyny gospodarzy.
USA przypięto łatkę kraju, w którym siatkówka jest sportem akademickim. Jest tam bardzo silna liga NCAA, ale brakuje profesjonalnych rozgrywek ligowych. Dlatego wielu zdolnych amerykanów możemy oglądać m.in. w PlusLidze.
ZOBACZ WIDEO Szalpuk zadowolony z gry w reprezentacji. "Odbudowałem się po kontuzjach odniesionych w trakcie sezonu ligowego"- Wielu zawodników jest wszechstronnych i dobrze przygotowanych, ale nie mamy profesjonalnej ligi. W ostatnim czasie faktycznie trafiło nam się bardzo wielu środkowych i rozgrywających. Szczęście nie opuszcza nas również, jeśli chodzi o skrzydłowych - tłumaczy David Lee, mistrz olimpijski z 2008 roku z Pekinu - Ale borykamy się z innym problemem. Musieliśmy wyselekcjonować grupę 24 zawodników, którzy chcieli grać profesjonalnie. A nie wszyscy chcą iść tą drogą. Wielu zdolnych amatorów ucieka do świata biznesu, albo myśli już o rodzinie i jej się poświęca. Nie każdy chce podróżować po całym świecie przez całe życie, choć mnie ten styl życia bardzo odpowiadał - przyznał były środkowy reprezentacji USA.
Przed rokiem mecze Ligi Narodów w fazie interkontynentalnej odbywały się w Sears Centre na przedmieściach Chicago. Obiekt mogący pomieścić ponad 10 tysięcy widzów nie wypełnił się do końca ani razu, choć przy okazji meczu USA - Polska na trybuny przybyło 8 tysięcy widzów. Na pozostałych spotkaniach z drużyny trenera Johna Sperawa przychodziło po pół hali.
Czytaj również: Karol Kłos i Maciej Muzaj czekają na biało-czerwone Chicago
- Uważam, że to wynika z ekspozycji siatkówki. W Polsce ma ona naprawdę bogatą historię. W Stanach również, ale zatrzymała się raczej na poziomie akademickim. Większa widownia ma szansę zobaczyć ją raz, może dwa razy do roku przy okazji meczów Ligi Narodów. To za mało. Z tego powodu łatwiej o rozwój siatkówki w Europie, gdzie są silne ligi krajowe oraz Liga Mistrzów. W USA i tak zrobiono dużo pod tym względem, ale i tak jesteśmy daleko za Starym Kontynentem - ocenił Lee.
Nie ma więc raczej większych szans na to, że mecze siatkówki będą cieszyły się zainteresowaniem do NBA, NHL, NBL czy nawet piłkarskiej MLS. Choć zdarzają się sytuacje, w których kilkanaście tysięcy ludzi ogląda finał akademickiej ligi NCAA. Tu jednak bardziej chodzi o więzi studenckie i okazję do demonstracji "patriotyzmu lokalnego"
- To zależy też od regionu, w którym mecz jest rozgrywany. W Long Beach, gdzie chodziłem do szkoły, nie ma problemu z frekwencją. Rok temu finały ligi odbywały się w Los Angeles, a zakwalifikowały się dwa zespoły z Kalifornii, więc ludzie chętnie przychodzili. Co ciekawe, na ławkach trenerskich doszło do konfrontacji drużyny aktualnego trenera Johna Sperawa z byłym selekcjonerem kadry, Alanem Knipem - zaznaczył David Lee.
Amerykanie - jako naród - lubią, gdy wydarzenia sportowe mają bogatą otoczkę okołomeczową - z konkursami, nagrodami itd. A patrząc po choćby ubiegłorocznym turnieju finałowym Ligi Narodów na stadionie w Lille, FIVB jest skłonna do tego, by spotkania siatkarskie były pewnego rodzaju "imprezą sportowo-muzyczną". W Stanach Zjednoczonych jest potencjał, by z siatkówki zrobić show, ale... czy ktoś się tego podejmie?