Z Gdańska - Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty
Najważniejszy mecz tej drużyny w 2019 roku - tą opinię o sobotnim spotkaniu od wielu tygodni powtarzali zarówno Polacy, jak i Francuzi. Mecz o awans na igrzyska już teraz, ponad rok przed ich rozpoczęciem. O pewną przyszłość i o spokój.
Z obu obozów często można było usłyszeć, że trudniejszego przeciwnika w tym najważniejszym spotkaniu nie można było trafić. Biało-Czerwonym z Francją od zawsze gra się ciężko. Nawet w ubiegłym roku, gdy drużyna Vitala Heynena zmierzała po mistrzostwo świata, jedno z dwóch spotkań przegrała właśnie z "Trójkolorowymi". Z osiemnastu poprzednich pojedynków z tym przeciwnikiem nasi siatkarze wygrali tylko siedem. Jeśli jesteśmy teraz drużyną gwiazd, siatkarskim Supermanem, to naszym kryptonitem jest właśnie ekipa Laurenta Tilliego.
Z kolei Francuzi mogli pomstować na zły los nie tylko dlatego, że bilety o Tokio przyszło im bić się z mistrzami świata, i to jeszcze na ich terenie. Narzekali też na bardzo niewygodny terminarz - w piątek skończyli potyczkę ze Słowenią po godzinie 22, przeciwko Polakom musieli wyjść na boisko już 17 godzin później.
ZOBACZ WIDEO: Tokio 2020. Kwalifikacje do igrzysk. Benjamin Toniutti o Polakach: Nie mają wielu słabych stron
- To stanowi dla nas dodatkowe źródło motywacji. Laurent Tillie, gdyby Francja była organizatorem, nigdy by czegoś takiego nie zaakceptował - mówił przed spotkaniem Earvin Ngapeth, największy gwiazdor zespołu naszych rywali. Sam Tillie po wygranej ze Słowenią w szatni mówił zawodnikom, że z Polską nie wystarczy zagrać dobrze. - Musimy zagrać k***o dobrze - motywował swoją drużynę.
Heynen i polscy siatkarze ostatnie godziny przed meczem roku mieli dużo spokojniejsze. Tunezję pokonali bez żadnego kłopotu, zdążyli odpocząć i się wyspać. Ale w tej batalii miały decydować nie tylko wypoczęte mięśnie i dobra forma fizyczna. Wszystko wskazywało na to, że o zwycięstwie w starciu dwóch bardzo wyrównanych i bardzo mocnych drużyn zadecyduje głowa. I tak też było. A jak wiadomo polskie głowy są od francuskich mocniejsze.
W pierwszej partii krytykowani za poprzednie występy liderzy naszej drużyny, Michał Kubiak i Wilfredo Leon, pokazali, że głowy mają mocne. Kubańczyk z polskim paszportem już na samym początku popisał się kilkoma potężnymi uderzeniami, i choć potem nie skończył dwóch ataków z przechodzących piłek, cały czas był na tyle skuteczny, że Fabian Drzyzga to na nim opierał grę ofensywną.
Zobacz także:
- Nowe role Norberta Hubera i Pawła Halaby. Siatkarze reprezentacji Polski zostali dziennikarzami
- Cheerleaders Flex Sopot na kwalifikacjach olimpijskich w Gdańsku - zobacz zdjęcia
Kubiak razem z Pawłem Zatorskim i Damianem Wojtaszkiem solidnie wykonywał "czarną robotę" w przyjęciu, a gdy atakował, potrafił znaleźć luki w znakomitej francuskiej obronie i punktował sprytnymi kiwkami.
Francuzi byli mniej skuteczni, Stephen Boyer i Kevin Tillie szybko dostali po bloku, nie błyszczał też N'Gapeth. W efekcie Polacy dość szybko objęli wyraźne prowadzenie (12:8) i pilnowali go już do końca seta.
"Trójkolorowi" próbowali odrabiać straty, ryzykując w polu zagrywki, ale obok asów Boyera i Kevina Le Roux popełnili w tym elemencie sporo błędów, co pozwalało dobrze grającym Biało-Czerwonym utrzymywać bezpieczny dystans. Set zakończył się wynikiem 25:21, a ostatnia akcja była kwintesencją gry Polaków w tej części meczu - Kubiak świetnie przyjął "bombę" Boyera, Drzyzga wystawił do Leona, a ten ze spokojem ograł francuski blok.
Od początku drugiego seta Francuzi starali się wywrzeć na naszej drużynie jeszcze większą presję zagrywką, ale Polacy tę presję wytrzymywali. Gościom udało się co prawda uciec na dwa punkty, ale nie cieszyli się tym prowadzeniem długo. Po pierwszej przerwie technicznej sygnał do ataku dał Kubiak, który najpierw obił blok rywali, a potem posłał na drugą stronę cztery kolejne potężne serwisy. Z 5:7 zrobiło się 12:8 i mistrzowie świata znowu, tak jak w pierwszej odsłonie, mieli dobrą pozycję do kontrolowania gry.
I tym razem również pokazali, co oznacza całkowita kontrola. Raz po raz pokazywali jedną ze swoich najgroźniejszych broni, blok, odbierając ochotę do gry N'Gapethowi. Później francuskiego asa pognębił jeszcze Leon, posyłając w niego zagrywkę nie do odbioru. Polacy prowadzili wtedy 21:12 i było już pewne, że obejmą prowadzenie 2:0 w setach.
W końcówce mistrzowie świata spuścili trochę z tonu, kilka razy niedokładnie wystawił Drzyzga, kilku ataków nie skończył Mateusz Bieniek, ale potem do głosu doszedł Kubiak, który raz jeszcze potężnie huknął i asem serwisowym zakończył seta wynikiem 25:19.
W pierwszych dwóch setach Francuzi nie mieli nic do powiedzenia, ale to zespół, który zawsze jest w stanie podnieść się z kolan. Przed trzecią partią nasi rywale zebrali się w kółku, a trener Tillie długo do nich przemawiał. Najdłużej rozmawiał ze swoim synem Kevinem i z N'Gapethem, który do tego czasu nie prezentował się jak jeden z najlepszych graczy na świecie, a co najwyżej jak przeciętny ligowiec.
Rozmowa z selekcjonerem zmobilizowała gwiazdora "Trójkolorowych", który zaczął trzecią odsłonę od asa serwisowego, a potem w końcu zaczął robić to, co potrafi jak nikt inny na świecie - skutecznie obijać blok. Pary nie starczyło mu jednak na długo.
Starcie dwóch siatkarzy uważanych za numer 1 i 2 na świecie tym razem wyraźnie wygrywał Leon. Gdy z wielkim impetem wbił piłkę w boisko w kontrataku, Biało-Czerwoni objęli prowadzenie 11:9. Potem serwis w końcową linię posłał Maciej Muzaj i prowadziliśmy już różnicą trzech punktów. Kolejna akcja? Leon serwuje z prędkością 121 kilometrów na godzinę, piłka wraca na polską stronę, a Kubiak kiwa w martwą strefę obok bezradnych Francuzów i jest już 15:11.
Nasi rywale rozpaczliwie próbowali przedłużyć to spotkanie, Laurent Tillie posyłał na boisko kolejnych graczy szukając tego, który będzie w stanie dokonać cudu, ale nic to nie dawało. Kubiak do końca grał z wielką werwą i energią, Leon nie przestawał rozbijać szyków obronnych Francji. W ostatniej akcji te szyki rozbił kapitan Kubiak, wygraliśmy 25:20 i cały mecz, niesamowicie pewnie i efektownie, 3:0!
W niedzielę w swoim ostatnim meczu turnieju kwalifikacyjnego Polacy zagrają z reprezentacją Słowenii. Żeby awansować, nie muszą nawet tego spotkania wygrywać. Jeśli jednak zaprezentują się tak jak przeciwko "Trójkolorowym", Słoweńcy nie będą mieli wiele do powiedzenia, a nasz zespół przypieczętuje awans na przyszłoroczne igrzyska olimpijskie w Tokio.
Kwalifikacje do IO w Tokio, Gdańsk:
Polska - Francja 3:0 (25:21, 25:19, 25:20)
Polska: Fabian Drzyzga, Maciej Muzaj, Wilfredo Leon, Michał Kubiak, Piotr Nowakowski, Mateusz Bieniek, Paweł Zatorski (libero) oraz Damian Wojtaszek (libero), Grzegorz Łomacz, Dawid Konarski, Aleksander Śliwka.
Francja: Benjamin Toniutti, Stephane Boyer, Earvin N'Gapeth, Kevin Tillie, Barthelemy Chinenyeze, Kevin Le Roux, Jenia Grebennikov (libero) oraz Antoine Brizard, Jean Patry, Nicolas Le Goff.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)