Spośród całej palety drużyn występujących w grupie B Słowenię ulokowalibyśmy gdzieś w środku, jeśli chodzi o potencjalne zagrożenie dla reprezentacji Polski. Jednak dodatkowa otoczka związana z pierwszym spotkaniem mistrzostw Europy mogła zrobić swoje. Polki wygrały do 12, 22 i 23, choć zwłaszcza w ostatniej części gry miała problem ze skończeniem ataku i jednocześnie meczu.
Czytaj też: Maria Stenzel: Słowenki jakby zaczęły grać dopiero od drugiej partii
- Mogliśmy spodziewać się takiego początku. Gramy przecież w Polsce, przeciwko silnej drużynie i to na pewno wyzwalało emocje u zawodniczek. A musieliśmy je wyrzucić przed pierwszą piłką. Niestety, to się nie udało. Weszliśmy do hali, poczuliśmy atmosferę i trochę to sparaliżowało dziewczyny. Ale później weszliśmy już na odpowiednie tory. Opanowaliśmy stres, graliśmy już dużo swobodniej - ocenił Alessandro Chiappini.
Polki w trzecim secie prowadziły 24:18, ale wygrały dopiero 25:23. Mało brakowało, a naszym rywalkom udałoby się przedłużyć to spotkanie przynajmniej o walkę na przewagi w tej partii.
ZOBACZ WIDEO Tokio 2020. Dziennikarze WP SportoweFakty wskazali kluczowy element, który zadecydował o awansie. "Niby prosta rzecz"
- Muszę też przyznać, że cieszy mnie wola walki, którą mój zespół zaprezentował do samego końca w drugim i trzecim secie, które wydawało się, że Polki spokojnie wygrają. Ten mecz dał mi pozytywną odpowiedź, więc jest szansa, że w sobotę z Belgijkami zagramy już dużo lepszy mecz, z większą pewnością siebie na boisku - uważa selekcjoner reprezentacji Słowenii kobiet.
Kiedy jednak przychodziło co do czego, Biało-Czerwone, zdaniem włoskiego szkoleniowca, zaznaczały na boisku różnicę klasy.
- Trzeba też mieć świadomość, że nasze przeciwniczki to jednak ekipa wyżej notowana od nas. Niemal każda długa wymiana, czy sytuacja na styku jednak padała ich łupem. Nie grała może jeszcze na sto procent możliwości, ale była gotowa do walki - przyznał Chiappini.
Trener Jacek Nawrocki pokrzyżował nieco plany rywalkom wystawiając Natalię Mędrzyk i Martynę Grajber od początku. Magdalena Stysiak tym razem rozpoczęła mecz w kwadracie dla rezerwowych i na placu gry pojawiała się sporadycznie.
- Analizowaliśmy system gry Polek pod każdym kątem i właściwie nie spodziewaliśmy się, że Magdalena Stysiak rozpocznie mecz na ławce. Gdy zobaczyłem, że na przyjęciu w polskim zespole wybiegają Mędrzyk i Grajber, już musiałem "na szybko" zmieniać naszą taktykę. Myślę, że byliśmy w stanie ugrać co najmniej seta w tym meczu, ale musielibyśmy nasze błędy zredukować niemal do zera. A to jest trudne w pierwszym meczu, w związku z otoczką, jaka mu towarzyszy - powiedział trener Słowenek.
Sprawdź także: Malwina Smarzek: Podwójna motywacja czasami nam nie służy
Oczywiście turniej dopiero się zaczął i słoweńska ekipa ma jeszcze coś do udowodnienia. Według Chiappiniego, teraz będzie jej trochę łatwiej, bo odeszły już pierwsze turniejowe nerwy.
- W ostatnich dwóch latach obniżyła nam się bardzo średnia wieku zespołu. Ale podnieśliśmy średni wzrost naszej drużyny. Niestety odbyło się to takim kosztem, że wiele zawodniczek nawet nie jest podstawowymi siatkarkami w swoich klubach w Słowenii. Możecie sobie wyobrazić, co czują, gdy wychodzą na tak wielkiej imprezie i muszą zagrać przeciwko gospodyniom. Ale jestem przekonany, że zawodniczki okrzepną. Mamy na to jeszcze cztery mecze - zakończył.
Słowenki w sobotę czeka mecz z Belgią. Pierwsza piłka zaplanowana jest na godzinę 18:00.
Oglądaj siatkówkę kobiet w Pilocie WP (link sponsorowany)