Piotr Nowakowski: Będzie, co ma być

- Jak na razie Brazylijczycy pod względem czysto sportowym zwyczajnie nas przewyższają - mówił po drugiej potyczce z ekipą Bernardo Rezende środkowy polskiej kadry - Piotr Nowakowski. Polacy po raz drugi przegrali ze swoimi rywalami 0:3, przez co w nie najlepszych humorach wyjadą do Wrocławia na rewanżowe mecze z Wenezuelą.

W tym artykule dowiesz się o:

Piotr Nowakowski, środkowy polskiej reprezentacji, nie będzie miał najmilszych wspomnień po drugiej konfrontacji z ekipą Bernardo Rezende. Polski zawodnik ma nadzieję, że szybko uda mu się puścić ją w niepamięć. - Chcemy jak najszybciej zapomnieć o tym spotkaniu, lecz wcześniej także wyciągnąć z niego pozytywne wnioski - wyznał po meczu. - Nie chcę powiedzieć, że w drugiej potyczce się nie staraliśmy, bo tak nie było, ale w kolejnych konfrontacjach mamy nadzieję na pokazanie zdecydowanie większej części swoich umiejętności - dodał bez chwili zawahania. - Niestety jak na razie Brazylijczycy pod względem czysto sportowym zwyczajnie nas przewyższają - nie potrafił ukryć swojego rozczarowania młody siatkarz.

Polski zawodnik pokusił się też o ocenę całego spotkania. - Myślę, że zagraliśmy w drugim meczu dużo lepiej w przyjęciu. Natomiast nieco słabszą dyspozycję zaprezentowaliśmy w polu serwisowym - przyznał. - Chcieliśmy za wszelką cenę zdobywać punkty bezpośrednio z zagrywki. Wystarczyło jedynie trochę ustabilizować nasz serwis, spokojnie wprowadzać piłki do gry i liczyć na akcje blok - obrona, które wychodziły nam poprzednio nie najgorzej - tłumaczył Nowakowski.

Zapytany o grę środkiem, której w niedzielę było zdecydowanie za mało lub też zdawała się być ona mniej skuteczna niż zazwyczaj, stwierdził, iż błędy w ataku nie są wynikiem złego omówienia akcji z rozgrywającym. - Nieudane akcje środkiem, jakie mogliśmy zaobserwować w pojedynku, są po prostu wliczone w ryzyko gry. Taki jest sport - powiedział bez chwili zastanowienia. - Myślę, że jesteśmy już wystarczająco zgrani z naszymi rozgrywającymi, z którymi trenujemy już ponad miesiąc. Tego rodzaju błędy są niestety typowe - przyznał ze skruchą w głosie.

Nasz młody środkowy, który w ubiegłym sezonie zadebiutował w kadrze, lecz w praktyce odgrywa w niej kluczową rolę dopiero od rozpoczęcia tegorocznych rozgrywek Ligi Światowej, miał wiele zastrzeżeń co do swojej formy w pojedynku z ekipą "Canarinhos". - Jestem bardzo niezadowolony ze swojej postawy w drugim meczu z Brazylijczykami - mówił zły na siebie. - Popełniłem wiele niewymuszonych błędów. Nie wychodziła mi nawet zagrywka, która jest przecież indywidualnym elementem dla każdego zawodnika - nie mógł "przetrawić" zepsutych serwów. - W związku z tym nie mogę być szczęśliwy z powodu swojej gry - podsumował zawiedziony.

Polski środkowy znajdował jak dotąd uznanie w oczach trenera Daniela Castellaniego, który widział go w składzie na wszystkie dotychczasowe spotkania Ligi Światowej 2009. Był z drużyną zarówno w Brazylii, jak i w Wenezueli, dlatego też może dokonać porównania tamtejszych hal i widowni z polską rzeczywistością. - Mamy w Łodzi nową halę, w której grało się bardzo dobrze. W Wenezueli zaś było bardzo gorąco, ponieważ tamtejszy obiekt nie był klimatyzowany. Z kolei w Brazylii na odwrót - wszystkie drzwi zostały otwarte z powodu trudnego do zniesienia gorąca - próbował zestawić trzy obiekty, w których do tej pory grała reprezentacja Polski. - Oczywiście nie stanowiło to przyczyny naszych porażek w Sao Paulo - od razu zaznaczył, by nie wzbudzić podejrzeń, jakoby starał się usprawiedliwiać dwie przegrane w inauguracyjnych potyczkach z Brazylijczykami. - Natomiast widownie we wszystkich trzech krajach są pod niektórymi względami porównywalne. Przede wszystkim wszędzie trybuny zapełnione były do ostatniego miejsca - stwierdził po chwili namysłu.

Zapytany o podejście do kolejnych konfrontacji z Wenezuelą, wyraził się jasno - wiara w każde kolejne zwycięstwo to podstawa. - Zawsze trzeba wychodzić na boisko z pozytywnym nastawieniem i chęcią zdobycia kolejnych punktów. Nie jest ważne, czy gra się przeciwko Wenezueli czy Brazylii - podkreślił. - Jesteśmy podbudowani przed kolejnymi spotkaniami, gdyż dwa razy wygraliśmy już z Wenezuelczykami na wyjeździe, więc przy własnej publiczności powinno być jeszcze łatwiej - wyraził nadzieję na pozytywne zakończenie spotkań we Wrocławiu.

Sam zawodnik nie zastanawiał się też nad ewentualnymi szansami na wyjazd do Belgradu. Mówi się, że Polacy, mając jedynie matematyczne szanse na bezpośredni awans do finałów Ligi Światowej, mogą liczyć na "dziką kartę" od FIVB. Jednak w opinii Piotra Nowakowskiego liczy się tylko i wyłącznie każdy kolejny mecz. - Nie mogę wypowiadać się za swoich kolegów z drużyny, ale ja osobiście nie myślę o ewentualnym wyjeździe na Final Six do Belgradu. Koncentruję się po prostu przed każdym meczem. Będzie, co ma być - skwitował z uśmiechem sympatyczny zawodnik.

Komentarze (0)