Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Przed Rio biliście się o przepustki na igrzyska do samego końca. Żeby je dostać musieliście rozegrać mnóstwo spotkań. Tym razem wystarczyły trzy mecze i na prawie rok przed Tokio jesteście pewni swego. Jak się z tym czujecie?
Michał Kubiak, kapitan siatkarskiej reprezentacji Polski: Dobrze, to chyba jasne. Tym bardziej, że w Gdańsku wywalczyliśmy awans dzięki swojej dobrej grze. Nikt nam nie podarował punktów, nie dał nic za darmo. Graliśmy bardzo dobrze w momentach, w których powinniśmy grać dobrze. Ja cieszę się również z tego, że nie będę musiał zostawiać drużyny klubowej w środku sezonu i przyjeżdżać z Japonii do Europy.
Od miesięcy słyszeliśmy, że w tym sezonie najważniejsze są kwalifikacje olimpijskie. Nie ma pan wrażenia, że umniejsza się znaczenie tegorocznych mistrzostw Europy?
Nie wiem. Wiem tyle, że kwalifikacje do Tokio były najważniejsze. Wygraliśmy je, osiągnęliśmy cel i do kolejnych turniejów możemy podejść z trochę większym luzem i z większą pewnością siebie. Mistrzostwa Europy od wielu lat są imprezą, na którą przyjeżdżamy po zwycięstwo. Rok 2015 był trochę niefartowny, przed ME był ten nieszczęsny Puchar Świata, który przegraliśmy w ostatnim meczu z Włochami. Rok 2017 to piękne zorganizowane mistrzostwa u nas, w Polsce, tylko my byliśmy bez formy. A teraz? Wydaje się, że wszystko jest na dobrej drodze, żebyśmy osiągnęli sukces. Musimy to jednak udowodnić na boisku, bo nikt nic nam nie da za darmo.
Przed zgrupowaniem w Arłamowie Vital Heynen mówił, że wielkim wyzwaniem będzie dla niego odbudowanie skupienia zespołu na konkretnym celu po tym, jak ten najważniejszy cel został zrealizowany. I że budowanie takiego skupienia dwa razy w ciągu jednego sezonu nie jest normalne.
Normalne to nie jest to, że prosto z jednego turnieju jedzie się na drugi. I coś z tym trzeba zrobić. Moim zdaniem to skandal, że w niedzielę kończą się mistrzostwa Europy, a w poniedziałek niektóre zespoły będą musiały lecieć do Japonii, żeby już we wtorek zacząć Puchar Świata. Trzeba powiedzieć głośno, że to niedopuszczalne, ja się tego powiedzieć nie boję. Chcielibyśmy wszyscy dokończyć sezon reprezentacyjny zdrowi. Miejmy nadzieję, że mimo wszystko nam się to uda.
ZOBACZ WIDEO Paweł Zatorski narzeka na kalendarz rozgrywek. "Co roku działacze nam to fundują. Balansujemy na krawędzi ryzyka"
Zagra pan w tym Pucharze Świata? Wcześniej mówił pan, że szkoda panu zdrowia na tak wyczerpujący turniej, który w tym roku nie daje nic poza punktami do rankingu FIVB i nagrodami finansowymi.
Trener dał nam wybór, sami mogliśmy zdecydować, czy chcemy wystąpić w tym turnieju czy nie. Ja powiedziałem, że jechać nie chcę, ale jeżeli trener uzna, że powinienem tam być, to oczywiście pojadę. Na razie ustalenia są takie, że mam dołączyć do drużyny 7 października (turniej startuje 1 października - przyp. WP SportoweFakty) i być z nią do końca Pucharu Świata. Jeżeli trener Heynen nie zmieni zdania, a z moim zdrowiem wszystko będzie w porządku, pojawię się w Japonii w drugim tygodniu turnieju.
Zanim polecicie do Japonii, pojeździcie trochę po Europie. Najpierw trzy różne miasta w Holandii, potem ewentualnie Słowenia i na koniec Francja.
Do tego nie wiadomo gdzie zagramy ćwierćfinał i półfinał, bo w pewnych specyficznych sytuacjach mogą nam w ostatniej chwili zmienić miejsce rozegrania tych spotkań. To są jednak rzeczy, na które my zawodnicy nie mamy wpływu. Mam wrażenie, że jesteśmy trochę takim "mięsem armatnim". Nie ma jednak sensu się tym przejmować, bo niczego nie zmienimy. Wystarczająco dużo energii tracimy na boisku, żeby poza nim tracić ją jeszcze na coś, co nie zależy od nas.
Jak podejść do turnieju, w którym pierwszy naprawdę trudny mecz z naprawdę silnym rywalem zagracie zapewne dopiero w ewentualnym półfinale?
Uważam, że nie powinniśmy deprecjonować żadnego z przeciwnika. Nie ma już w Europie takich drużyn, po których można się było "przejechać". Poziom siatkówki się wyrównał, co pokazały chociażby mistrzostwa świata 2014, gdy najpierw niewiele brakowało, żebyśmy zagrali tie-breaka z Kamerunem, a potem zdobyliśmy złoto. Teraz jak grasz słabo, to na mistrzostwach Europy możesz dostać w łeb od każdego.
To dlatego Bartosz Kurek nie znalazł się w kadrze >>
Obecność na turnieju takich ekip jak Macedonia Północna, Czarnogóra czy Rumunia to pana zdaniem właściwy sposób na popularyzację dyscypliny na kontynencie?
Dla takich zespołów udział w mistrzostwach to coś niezwykłego. Widziałem, jak Macedończycy cieszyli się z pierwszego, historycznego awansu. Myślę sobie, że z jednej strony nie można ludziom zabierać możliwości spełniania marzeń, ale z drugiej popularyzacją siatkówki nie są mecze na przeciętnym poziomie, a takich w pierwszej rundzie może być sporo. Nie wypromujemy też naszego sportu, jeśli będziemy zaczynać Puchar Świata dzień po finale mistrzostw Europy. Ktoś musi w końcu pójść po rozum do głowy i trochę to pozmieniać, bo jest masakra.
Nie obawiacie się, że dla was ta pierwsza faza może być dość nużąca? Poza meczem z gospodarzami turnieju Holendrami pozostałe spotkania będą pewnie rozgrywane w dość chłodnej atmosferze. A i rywale teoretycznie nie powinni sprawić wam większych problemów.
My przede wszystkim nie możemy się doczekać, żeby zagrać jakiś mecz. Turniej kwalifikacyjny nie był długi, trwał tylko trzy dni. Od Ligi Narodów nie zagraliśmy dużo spotkań, zdecydowanie więcej było treningów. A my chcielibyśmy w końcu "sprzedać" to, co na tych treningach wypracowaliśmy i pobawić się siatkówką. Teraz dostajemy ku temu okazję i chcemy grać w tym turnieju jak najdłużej.
Pan w tym sezonie reprezentacyjnym grał dość mało. Zaledwie kilka meczów w Lidze Narodów, kilka sparingów, kwalifikacje do igrzysk. Na razie na przemęczenie nie może pan narzekać.
Jestem zadowolony z tego, ile grałem. Liga Światowa przez 20 lat była bardzo prestiżowa i każdy chciał ją wygrać, jednak kiedy stała się Ligą Narodów, straciła na znaczeniu i z tego względu stała się turniejem, który można odpuścić. Zwłaszcza, że jest imprezą najdłuższą, z największą liczbą podroży, niosącą największe ryzyko kontuzji. Dla takich graczy jak ja, którzy nie są już najmłodsi, im mniej grania w tego typu rozgrywkach tym lepiej.
Oceniliśmy potencjał uczestników turnieju >>
Trzy poprzednie mistrzostwa Europy były dla reprezentacji Polski nieudane. Czy w związku z tym teraz jest dla was punktem honoru, żeby w końcu coś na nich zdziałać?
Dawno nie było nas na podium mistrzostw Europy. Chcielibyśmy przerwać tę złą passę. Na pewno jesteśmy w stanie zdobyć medal, ale musimy to udowodnić na boisku. Wszystko w naszych rękach. Na pewno fakt, że od dawna nie udało się osiągnąć na ME sukcesu jest dla nas jakąś motywacją, ale nie rozmawiamy między sobą, że 2, 4, 6 lat temu się nie udało i teraz już musi się udać. Chcemy odegrać w tym turnieju kluczową rolę i jeśli zdrowie pozwoli, to myślę, że będziemy wysoko.
Jesteście już w hotelu, w którym będziecie mieszkać przez cały swój pobyt w Rotterdamie, zapoznaliście się z halą. Wszystko wam odpowiada?
Hala jest ok, pokoje w hotelu też, są duże. Będziemy tu jednak tylko tydzień, potem przenosimy się na kilka dni do Amsterdamu, po kolejnych kilku dniach znowu w inne miejsce. W czasie tych mistrzostw będziemy dużo podróżować, ale chcemy tych podróży, bo naszym celem jest gra w turnieju do samego końca. A tym drużynom, które dojdą do strefy medalowej, organizatorzy zapewnili dużo wycieczek. Miejmy nadzieję, że zwiedzimy kawałek Europy.
Czujecie się faworytami do złota? Jeden z najlepszych rosyjskich siatkarzy ostatnich lat Aleksiej Wierbow powiedział, że po dołączeniu do was Wilfredo Leona jesteście krok przed wszystkimi innymi reprezentacjami.
To tylko jedna opinia. Oczywiście, wyszła od człowieka, który zjadł zęby na siatkówce i sporo w tym sporcie widział. Ale to wciąż jedynie słowa, teoria. Powiedzieć można wszystko, a jak jest naprawdę zweryfikuje boisko. Na pewno nie będzie tak, że teraz w trudnych momentach, w końcówkach setów, Wilfredo zawsze wyratuje nas z opresji. Wszyscy musimy być gotowi, żeby w takich chwilach pomóc drużynie.
Mecze o medale ME 2019 zostaną rozegrane w Paryżu. Marzy się panu starcie o złoto z Francją? To drużyna, z którą macie sobie wiele do udowodnienia.
Nie marzę o żadnym konkretnym finałowym rywalu. Jeśli już dotrzemy do tego etapu, jest mi wszystko jedno, kto będzie naszym przeciwnikiem. Jeśli zagramy tak, jak potrafimy, nie ma na świecie wielu drużyn, które są w stanie się nam przeciwstawić.
Ryszard Bosek, nasz mistrz olimpijski z 1976 roku, przeanalizował sytuację w światowej czołówce i wyszło mu, że w przyszłym roku w Tokio to nasz zespół będzie w najlepszym momencie. Wasze szanse na złoto ocenia aż na 70 procent. Pan też ma wrażenie, że jesteście w swoim "punkcie mocy", albo za chwilę do niego dojdziecie?
Nie wiem. Do Tokio jeszcze rok. Jak będziemy zdrowi, powinniśmy zajść daleko. Wydaje mi się, że nasza siatkarska reprezentacja jeszcze nigdy nie grała tak dobrze. Przynajmniej jeśli chodzi o czasy, które pamiętam, bo drużyny Huberta Wagnera pamiętać nie mogę, a poza tym wtedy ten sport był zupełnie inny. Mam jednak porównanie choćby z kadrą, która w 2014 roku wygrała mistrzostwo świata i według mnie nawet tamta drużyna nie grała na tak wysokim poziomie, jak ta obecna. Uważam, że pokazujemy niezwykle ciekawą siatkówkę.
W przyszłorocznych igrzyskach znów zagrają tylko cztery drużyny z Europy...
A trzy z Ameryki Południowej, w tym Kolumbia, Wenezuela, Peru albo Chile. Z Chile czy Peru nie znam ani jednego siatkarza, bo nigdy z żadnym nie rywalizowałem. To co robi FIVB to żart i powtarzam to po raz kolejny, za co pewnie znowu oberwę po głowie. Działania światowej federacji są karygodne. Jak tak dalej pójdzie, to zamiast rozwinąć siatkówkę, zwiększyć jej popularność, FIVB ją zgnębi, doprowadzi do tego, że jej poziom będzie coraz gorszy. Na igrzyska zakwalifikuje się Wenezuela albo Chile, a może zabraknąć na nich Serbii, Francji, Bułgarii, Słowenii czy Niemiec. Drużyny z siatkarskimi tradycjami zastąpi w Tokio taka, która sprawi, że pan Ary Graca (prezydent FIVB - przyp. WP) dostanie z Ameryki Południowej trochę więcej głosów. Dla mnie to totalna pomyłka.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)