Z Amsterdamu - Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty
- Macie różne powody, żeby wygrać ten mecz. Sportowe i pozasportowe. Jednak kiedy wyjdziecie na boisko, od razu będziecie wiedzieli, dla kogo chcecie wygrać
- powiedział swoim siatkarzom Vital Heynen przed spotkaniem z Holandią. - Za to, co ci ludzie robią dla was, wy dla nich wygrajcie - dodał.
Na meczu z gospodarzami siatkarskich mistrzostw Europy hala została całkowicie opanowana przez polskich fanów. Holenderscy w ogóle nie doszli do głosu, a przecież mecz był rozgrywany w Rotterdamie. Siedem tysięcy naszych rodaków sprawiło jednak, że atmosfera w olbrzymiej Ahoy Arenie bardziej przypominała Gdańsk, Kraków czy Łódź, gdzie Biało-Czerwoni rozgrywają swoje domowe mecze.
Okrzyk "gramy u siebie" niesie się po tutejszych halach w każdym meczu mistrzów świata. Choć turniej tak naprawdę dopiero się zaczyna, już mówi się, że ma nie czterech, a pięciu gospodarzy. Poza Holandią, Belgią, Słowenią i Francją również Polskę.
ZOBACZ WIDEO: Mistrzostwa Europy siatkarzy. Marcin Komenda znokautowany piłką. Heynen przerwał jego wywiad: "On nie wie, co mówi"
- Przecież my czujemy się właśnie tak, jakbyśmy grali u siebie. Tylu naszych kibiców, świetna atmosfera. W takich okolicznościach nie możemy przegrać - mówił po jednym ze spotkań Wilfredo Leon.
- Ja nie spodziewałem się aż tylu Polaków. Gdy podjeżdżamy pod halę, widzimy biało-czerwony tłum. Ciepło się robi na sercu, że choć jesteśmy za granicą, mamy takie wsparcie - wtórował mu Maciej Muzaj.
Kibice, którzy pojawiają się na meczach naszych siatkarzy, to przede wszystkim emigranci. W Holandii mieszka na co dzień co najmniej kilkadziesiąt tysięcy ludzi, którzy wyjechali z kraju za pracą i lepszymi zarobkami. Najwięcej jest ich w okolicach Rotterdamu i Hagi. - Oficjalnie zarejestrowanych w Rotterdamie jest około 2,5 tysiąca. Nieoficjalnie mieszka nas tu ze trzy razy tyle. A przecież tak naprawdę na te mecze zjeżdża się cały polski Beneluks - mówi jeden z kibiców.
Kamil pochodzi z Podkarpacia, od trzech lat pracuje w hotelu jako "złota rączka". Jego dziewczyna jest w tym hotelu menadżerką. W niedzielę zobaczyli w telewizji mecz Holandia - Polska. Zachwycili się atmosferą na trybunach i uznali, że muszą wziąć w czymś takim udział. Namówili na wyjście Karola i Karolinę, swoich sąsiadów, Ślązaków, i przyszli.
- Ale tu w Amsterdamie nie będzie już tak pięknie. Hala jest dużo mniejsza, Polaków też mamy tu mniej. Powód jest prosty - życie w stolicy jest dużo droższe - tłumaczy Kamil, który na siatkówkę przyszedł po raz pierwszy. Na co dzień częściej wybiera piłkę nożną, po starciu Biało-Czerwonych z Czarnogórą obejrzał mecz Ligi Mistrzów pomiędzy Ajaksem Amsterdam a francuskim Lille. W telewizji, bilety trudno dostać i są bardzo drogie. - Ze 20 razy droższe, niż te na siatkarzy - mówi. Dodaje, że Holendrzy niespecjalnie interesują się mistrzostwami, a jak o nich mówią, to właśnie w kontekście show, które robią polscy kibice.
Z perspektywy trybun futbol częściej ogląda również Łukasz. Koszulka z numerem 17, nazwisko "Peszko" i napis "będzie się działo" to pamiątka z wyprawy do Podgoricy. Mieszka pod Amsterdamem, na siatkówkę przyszedł po raz pierwszy. Tak jak Paweł, Ania i Marcin, którzy przyjechali z grupą przyjaciół z oddalonego o 45 kilometrów Utrechtu. Wyglądają na studentów, ale nie przyjechali na wymianę. Pracują, i to już od 5 lat. - Logistyka - mówi Paweł, zapytany o swoje zajęcie.
Józek też jest tutaj już od dłuższego czasu. Pracuje u lokalnego artysty-malarza, zresztą w kowbojskim kapeluszu, biało-czerwonej koszulce i z flagami wymalowanymi na policzkach sam wygląda trochę jak artysta. Razem z córką Basią są na wszystkich meczach Polaków w Holandii. Byli w Rotterdamie, są w Amsterdamie, będą też w Apeldoorn.
Basia specjalnie przyjechała do taty z Polski, żeby razem z nim uczestniczyć w mistrzostwach. To jej prezent urodzinowy. Naszej drużynie kibicuje od dawna, ale nigdy wcześniej nie oglądała jej meczów na żywo. - Fajnie jest - rzucam w jej stronę. Basia nic nie mówi. Wystarczy, że energicznie kiwa głową z oczami pełnymi szczęścia.
- My się bardzo cieszymy, że na mecze przychodzi tylu Polaków. Zapełniają puste miejsca na trybunach, robią świetną atmosferę. Każdy zawodnik powie wam, że woli grać dla kibiców, niż dla pustych krzesełek - mówi nam Bas van de Goor, mistrz olimpijski z 1996 roku, teraz dyrektor holenderskiej części turnieju.
- Inni organizatorzy zazdroszczą nam Polaków. Zarówno fantastycznej drużyny, jak i kapitalnych kibiców - dodaje van de Goor, gdy rozmawiamy w Amsterdamie w otoczeni biało-czerwonych flag z napisami "Jastrzębie Zdrój", "Rzeszów", "Górzno" czy "Nysa". Niektórzy wypisują na flagach dwie miejscowości - tę polską, z której pochodzą i tę, w której zamieszkali w Holandii.
Ewa i Heniek, który na koszulce ma napisane "Bodo", z Holandii nie przyjechali. Są z rodzaju tych najwierniejszych fanów, bo po raz czwarty w ciągu kilku dni przemierzyli trasę z Zagłębia Ruhry, 220 kilometrów w jedną stronę. Choć mieszkają w Niemczech od 30 lat, mówią bez śladu obcego akcentu. - Tego się nie zapomina - podkreślają.
Mają już nawet bilety na czwartek, na spotkanie z Ukrainą, ale niestety tym razem nie będą w stanie przyjechać. W odwiedziny przyjeżdża do nich znajoma, muszą ją ugościć. Oddają wejściówki na cały dzień mnie. Mówią, żebym przekazał je dobrym ludziom.
Bilety trafiły do halowego "wodzireja". Poprosiłem, żeby powiedzieli o nich kibicom na hali, żeby wspomniał o ładnym geście Ewy i Heńka. We wtorek tego nie zrobił, wejściówki wciąż czekają. Jeśli chcecie obejrzeć czwartkowy mecz, znajdźcie mnie gdzieś pod halą. Powiedzcie o Ewie i Heńku.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)