Słoweńska kadra narodowa plasuje się obecnie na 17. miejscu w światowym rankingu FIVB oraz na 8. w europejskim zestawieniu drużyn federacji CEV. Jej obecność w ścisłej "czwórce" mistrzostw Europy 2019 dla wielu jest zaskoczeniem. Postawa tej reprezentacji na międzynarodowych zawodach w ostatnich latach potwierdza jednak, że ta drużyna z roku na rok staje się coraz lepsza, a jednocześnie groźniejsza dla kolejnych rywali i jest niesłusznie pomijana przy wskazywaniu faworytów większych imprez sportowych.
Czytaj także: CEV wydała oświadczenie i zmienia plany. To pokłosie problemów komunikacyjnych Polaków
Występy na mistrzostwach Europy w ostatnich latach pokazały, że reprezentacja Słowenii lubi ten turniej. W 2011 roku bez problemu wyszła z grupy, potykając się dopiero w kolejnej fazie i zajmując w klasyfikacji końcowej wysokie 9. miejsce. Dwa lata później powiodło się jej nieco gorzej (13. miejsce), jednak następną edycję ME zakończyła już z medalem na szyi (2. miejsce). W 2017 roku uplasowała się na 6. pozycji. Trwający turniej o tytuł najlepszej drużyny na Starym Kontynencie jeszcze przed rozpoczęciem zapisał się w historii tej drużyny, która przystępowała do niego jako dumny współgospodarz. Teraz wiadomo już, że Słoweńcy mogą dołożyć do tego medal.
W historii narodowej ekipy Słowenii przełomowym był z pewnością rok 2015, kiedy odniosła największe sukcesy. To właśnie wtedy ekipa pod wodzą włoskiego trenera Andrei Gianiego zajęła 1. miejsce w Lidze Europejskiej, a także wywalczyła wicemistrzostwo Europy na turnieju rozgrywanym w Bułgarii i we Włoszech. To była sensacja. W ćwierćfinale turnieju, po emocjonującym boju i grze na przewagi w ostatniej partii, zawodnicy ze Słowenii pokonali drużynę mistrzów świata, reprezentację Polski, 3:2.
ZOBACZ WIDEO: Mistrzostwa Europy siatkarzy. Drzyzga o współpracy z Leonem. "Jest jednym z najlepszych na świecie"
W tym meczu Słoweńcy prowadzili już 2:0, po czym polska ekipa Stephane'a Antigi przebudziła się i doprowadziła do tie-breaka. W nim walka rozgorzała już na śmierć i życie. W ostatniej akcji dwóch piłek w ataku nie skończył jednak Michał Kubiak, a kontrę bez problemu wykorzystał Tine Urnaut. To spowodowało, że z awansu do kolejnej fazy cieszył się słoweński zespół. Na tym jednak nie zakończyła się jego zwycięska droga. W półfinale ME 2015 Słoweńcy rozprawili się ze współgospodarzami turnieju, Włochami, których pokonali 3:1. Zatrzymali ich dopiero Francuzi, z którymi przegrali w finale 0:3, ale ostatecznie i tak cieszyli się wówczas z pierwszego medalu na mistrzowskiej imprezie.
Polacy najlepiej przekonali się, że reprezentacji Słowenii nie można lekceważyć i wciąż mają w pamięci dwie niezwykle bolesne porażki poniesione, nomen omen, na turniejach, których stawką był siatkarski prymat na Starym Kontynencie. Oprócz wspomnianego spotkania na ME w 2015 roku, niesatysfakcjonującym dla Biało-Czerwonych wynikiem zakończyła się także potyczka obu drużyn podczas europejskiego turnieju mistrzowskiego w 2017 roku. W niej dominacja Słoweńców była już jednak bardziej widoczna. Ówczesny zespół pod wodzą Ferdinando De Giorgiego przed własną publicznością zgromadzoną w krakowskiej hali poległ 0:3, nie stawiając rywalowi zbyt dużego oporu.
Czytaj także: Ryszard Bosek chwali drużynę Vitala Heynena. "Tylko Polska trzyma poziom"
O rosnącej sile słoweńskiej reprezentacji świadczą także ligi, w których grają jej zawodnicy. Tacy siatkarze, jak Klemen Cebulj czy Jan Kozamernik występują obecnie we włoskiej Serie A. Niektórzy mają na swoim koncie występy w PlusLidze. W polskich rozgrywkach brali już udział przyjmujący Tine Urnaut (w przeszłości gracz ZAKSY Kędzierzyn-Koźle) oraz atakujący Mitja Gasparini (były zawodnik Jastrzębskiego Węgla). Obecnie dwóch słoweńskich siatkarzy - środkowy Alen Pajenk i rozgrywający Dejan Vincić - gra w Cerradzie Enei Czarnych Radom. Od przyszłego sezonu dołączy do nich kolejny z reprezentantów Słowenii, Alen Sket. Warto także dodać, że od kilku lat najlepszy klub słoweński, ACH Volley Lublana, na stałe wpisał się w rozgrywki Ligi Mistrzów, w których z powodzeniem bierze udział.
W obecny sezon reprezentacyjny zespół ze Słowenii wkroczył z nowym dowodzącym. Pierwszym trenerem został bowiem Włoch, Alberto Giuliani. Zmiana ta okazała się korzystna, ponieważ ważny cel drużyny został szybko zrealizowany. Słoweńcy wygrali turniej Challenger Cup, który stanowi formę przepustki do siatkarskiej elity rywalizującej w Lidze Narodów. Dzięki temu już w przyszłym roku będą grać z najlepszymi drużynami na świecie. Tym samym spełniło się ich wielkie marzenie, o które walczyli od kilku sezonów. Wcześniej plany te zostały przekreślone przez FIVB. W 2017 roku reprezentacja Słowenii wygrała bowiem II Dywizję Ligi Światowej i sportowo wywalczyła awans do elity, jednak tuż po tym federacja zmieniła przepisy. Na ich skutek powstała Liga Narodów, a Słoweńcy nie zostali wpuszczeni do grona uczestników rozgrywek. Za rok będą mieli jednak szansę ponownie pokazać, na co ich stać.
Czytaj także: Mistrzostwa Europy siatkarzy. "Heynen to prawdziwy dowódca". Kapitan samolotu wspomina lot
Chociaż w sierpniu tego roku słoweńskiej kadrze nie udało się awansować na igrzyska olimpijskie podczas turnieju kwalifikacyjnego rozgrywanego w Polsce, to na kolejnych zawodach już jest o niej głośno. Słoweńcy w ćwierćfinale trwających ME znów pokazali charakter i sprawili niespodziankę. Wygrywając z reprezentacją Rosji 3:1, pozbawili ją szansy na obronę mistrzowskiego tytułu. W półfinale ponownie zagrają z polską drużyną, a ich niewątpliwym atutem będzie własna publiczność - mecz zostanie rozegrany w stolicy Słowenii, Lublanie. Czy po raz trzeci reprezentanci Słowenii pokonają na ME polską ekipę i wciąż będą dla niej "pechowym" rywalem? Odpowiedź na to pytanie poznamy w czwartek wieczorem. Początek meczu o godzinie 20:30.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)