Niewiele jest na świecie miejsc, do których mamy z Polski dalej, niż do Australii, jednak mimo wielkiej odległości dzielącej oba kraje ich siatkarskie starcia są od pewnego czasu spotkaniami dobrych znajomych.
Mark Lebedew, selekcjoner Australijczyków, pracuje w plusligowym klubie z Zawiercia i ma u nas opinię znakomitego fachowca. Zawodnikiem zawierciańskiej drużyny jest rozgrywający Arshdeep Dosanjh, libero Luke Perry gra w Resovii Rzeszów, a atakujący Lincoln Williams część ubiegłego sezonu spędził w MKS-ie Będzin. Do tego na arenie reprezentacyjnej Biało-Czerwoni i "Volleyroos" spotykają się w ostatnich latach dosyć często.
Wnioski wypływające z tej stosunkowo bliskiej relacji na odległość były do tej pory jasne: Australijczycy potrafią dobrze grać w siatkówkę, ale nie na tyle dobrze, by naszym asom, czy to ligowym, czy reprezentacyjnym, mieszać szyki. Mogą ich co najwyżej postraszyć. W piątek w Hiroszimie nie wzbudzili jednak u Polaków żadnego strachu.
ZOBACZ WIDEO: El. ME 2020. Łotwa - Polska. Kamil Glik: Jestem "zagrzany". Każdy grał pod siebie. Powiedziałem to w szatni
W Hiroszimie spodziewaliśmy się spokojnego, pewnego zwycięstwa Polaków w trzech, może czterech partiach. Bardziej liczyliśmy jednak na wygraną do zera, bo dla walczącej o triumf w Pucharze Świata 2019 drużyny Vitala Heynena zaczyna się liczyć każdy set, a Australijczyków widywano już w lepszej formie. Japoński turniej zaczęli co prawda nieźle, niespodziewanie ograli Rosję 3:2, ale wszystkie pozostałe spotkania przegrali dość gładko.
Na boisku szybko można było rozpoznać, który zespół ma na koncie już sześć zwycięstw, a który tylko jedno. Biało-Czerwoni, bez Wilfredo Leona, za to z Michałem Kubiakiem i Bartoszem Kurkiem w wyjściowym składzie, rozpoczęli od dwóch asów serwisowych tego ostatniego. Potem dzięki świetnej grze w obronie zdobyli pięć punktów w jednym ustawieniu i przy wyniku 9:2 emocje w pierwszej partii się skończyły.
Czytaj także:
- Nieprofesjonalne zachowanie kapitan reprezentacji Argentyny. Zrezygnowała z występów w Radomiu.
- Jak będzie wyglądał skład ONICO Warszawa? Dwa możliwe rozwiązania
Rozgrywający Marcin Komenda korzystał z tego, że sytuacja na parkiecie jest w pełni opanowana i szlifował swoje zgranie z Kubiakiem i Kurkiem. To do nich wystawiał najwięcej piłek, a liderzy polskiej ekipy spisywali się bardzo dobrze, zdobywając w tym fragmencie meczu po 6 punktów. Po secie bez historii mistrzowie świata wygrali 25:18.
W drugiej partii Polacy też uciekli rywalom już na samym początku po blokach Kurka i Artura Szalpuka (5:1), ale tym razem Australijczycy od razu odpowiedzieli trzema kolejnymi asami serwisowymi Williamsa i doprowadzili do remisu (5:5). To był jednak jedyny moment, gdy nasz zespół miał kłopoty.
Biało-Czerwoni wyraźnie przewyższali jakością popełniających sporo błędów rywali, a bezpieczną przewagę zbudowali głównie dzięki świetnej grze w bloku. Po "czapie" rezerwowego Macieja Muzaja objęli prowadzenie 20:15 i choć później Kurek dwa razy z rzędu pomylił się w ataku, wygrana polskiej ekipy ani przez moment nie była zagrożona. Tym razem skończyło się na 25:20.
Trzecia odsłona była najbardziej jednostronna. Znów szybki "odskok" Polaków, konsekwentne powiększanie przewagi kolejnymi dobrymi akcjami, coraz większa bezradność Australijczyków w walce z polskim blokiem, coraz gorsza jakość ich przyjęcia. W efekcie Polacy prowadzili 8:3, potem 14:4.
Gdy Karol Kłos pojedynczym blokiem na środku zatrzymał Nehemiaha Mote'a, wygrywaliśmy aż 19:7. To nie był jednak koniec rozbijania przeciwnika, którego gra całkowicie się rozpadła. Kolejne podbite ataki i skuteczne bloki (w całym meczu aż 12 punktowych, w czym 4 Kłosa) sprawiły, że Biało-Czerwoni wygrali rekordowym w tym Pucharze Świata i zawstydzającym dla rywali wynikiem 25:9.
Polski zespół w stu procentach wykonał plan na mecz z Australią - wygrał niewielkim nakładem sił, z ogromnym spokojem i bez straty seta. Ten mecz, podobnie jak poprzedni z Egiptem, trzeba było rozegrać, zgarnąć trzy punkty, i zapomnieć.
Meczem do zapomnienia na pewno nie będzie starcie ze świetnie prezentującą się w Japonii Brazylią. Zespół trenera Renana Dal Zotto wygrał póki co wszystkie spotkania i tylko Polacy mogą zatrzymać "Canarinhos" w drodze po końcowy triumf w całym turnieju i sami wygrać Puchar Świata po raz pierwszy w historii.
W niedzielę Vital Heynen pośle zapewne do boju wszystkich swoich najlepszych graczy. Siatkarski bój Polaków z Leonem, który w piątek przez cały mecz nie zdjął nawet dresu, Kubiakiem i Kurkiem w składzie z brazylijskimi asami takimi jak Ricardo Lucarelli, Joandry Leal czy nowy bohater tej drużyny Alan Souza zapowiada się rewelacyjnie. Pobudka na polsko-brazylijski hit w niedzielę o 8 rano.
Puchar Świata 2019, Hiroszima
Polska - Australia 3:0 (25:18, 25:20, 25:9)
Polska: Marcin Komenda, Bartosz Kurek (13), Artur Szalpuk (11), Michał Kubiak (9), Jakub Kochanowski (8), Karol Kłos (8), Paweł Zatorski (libero) oraz Maciej Muzaj (3), Aleksander Śliwka (2).
Australia: Benjamin Bell (1), Lincoln Williams (11), Jordan Richards (8), Samuel Walker (8), Nehemiah Mote (3), Trent O'Dea (2), Luke Perry (libero).
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)