Grę przeciwko takim rywalom jak Brazylia młody atakujący odbiera jako wielką naukę i bardzo ważne doświadczenie. Taka rywalizacja daje mu bowiem możliwość robienia postępów.
Jednak ostatnie mecze z Brazylią pokazały, że w szeregi odmłodzonej kadry w końcówkach setów wdziera się zbytnia nerwowość. Jakub Jarosz ma inną teorię. - To nie nerwy, raczej brak ogrania. Kiedy spotykamy się z zespołami pokroju Brazylii, stykamy się z legendami, z wielką filozofią siatkówki. Tacy rywale znają wiele sztuczek, umieją podporządkować sobie piłkę tak, żeby wróciła do nich i by mogli rozwiązać akcję inaczej. My niestety się tego dopiero uczymy - tłumaczy na łamach Super Expressu.
Mówi się jednak, że Jarosz ma duze szanse zostać następcą Mariusza Wlazłego. Sam siatkarz nie chce na razie o tym myśleć. - Gram w Lidze Światowej, nabieram rutyny, staram się robić, co do mnie teraz należy. A to, co się dzieje wokół Mariusza i dyskusje, kto będzie jego następcą, to zupełnie inne sprawy, nad którymi się nie zastanawiam. Wolę, żeby to było poza mną - twierdzi młody zawodnik.
Bardzo cenne są dla debiutantów wskazówki, jakie otrzymują po meczach. Dla Jakuba Jarosza ważne są sugestie ojca, Macieja Jarosza. - Czasami krytykuje, ale robi to w dobrej intencji, chcąc mnie wspierać, a nie dodatkowo stresować. Jeśli mecz był dobry, to pochwali, ale nawet jak poszło nieźle, zawsze wynajdzie jakieś wpadki. Odczuwam to tak, że próbuje mi przede wszystkim pomóc, poradzić, podtrzymać na duchu. Bo nigdy nie jest tak dobrze, by nie mogło być lepiej - kończy Jarosz junior.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)