Kinga Popiołek: Gratuluję zwycięstwa, ale czy nie jest ci trochę żal, że nie pojawiłeś się na boisku?
Zbigniew Bartman: To zwycięstwo jest zasługą całego zespołu, także mam w nim taki malusieńki procent, jak też pozostali, którzy w spotkaniu nie grali.
W tym roku w kadrze jest wielu debiutantów, którzy prezentują się bardzo obiecująco.
- Jest i będzie kim grać. Bartek Kurek pokazał, że zasługuje na to, żeby stawiać na niego. W pierwszym spotkaniu demolował rywali nie tylko atakiem, ale i również zagrywką czy blokiem. I tylko pozostaje cieszyć się z tego, że coraz więcej takich zawodników nam wyrasta.
W pierwszym spotkaniu z Wenezuelą debiut zaliczył Karol Kłos. Ledwo wszedł a już zdobył punkt (śmiech).
- Tak. To też po części zasługa Grześka Łomacza, który od razu chciał go dobrze wprowadzić. Nie zapominajmy też o Pawle Zatorskim, który odwalił kawał dobrej roboty - nie dość, że dobrze przyjmował, to jeszcze dawał duże zabezpieczenie w obronie. Pokazał, że jest już zawodnikiem, który na bardzo wysokim poziomie potrafi sobie bardzo dobrze poradzić.
A jak tobie gra się z Grześkiem Łomaczem?
- Bardzo dobrze. Widać, że trener stawia na Grześka. Nabrał dzięki temu pewności i jest coraz lepszy.
Wracając do debiutów - jak wyglądał twój?
- Mój debiut w reprezentacji odbył się 13 czerwca ubiegłego roku w Egipcie. Także nie miałem takich owacji. Co prawda była wówczas grupka polskich kibiców, ale nieliczna.
W rozmowie na początku sezonu powiedziałeś, że bałeś się Rosji. Czy teraz ten strach minął?
- Czy strach minął? Na pewno minął rok, cały sezon. Dojrzałem jako zawodnik i osoba, nabrałem siły fizycznej. To z pewnością będzie zupełnie inny sezon, niż poprzedni.
Jakie są twoje plany na najbliższe dni i tygodnie?
- Przede wszystkim jest mi potrzebne dużo zdrowia, chciałbym w końcu wyleczyć bark, bo wciąż dokucza mi uraz, którego nie mogę doleczyć. Chciałbym też wygrać jak najwięcej spotkań w Lidze Światowej i zakwalifikować się do Final Six.
A jakie szanse są na to?
- Żeby marzyć o zagraniu w Final Six musimy wygrać drugie spotkanie z Wenezuelą i przynajmniej dwa spotkania przeciwko Finlandii. Najlepiej byłoby wygrać trzy, bo wtedy bylibyśmy pewni drugiego miejsca w grupie. Jestem pewien, że na dziką kartę możemy liczyć. Czyli trzeba wygrać jeszcze cztery z pięciu spotkań.
Wygraliście w trzech setach. Chyba ważne jest, aby podczas tak długich turniejów tracić jak najmniej sił?
- To nie jest też tak, że im krócej dany mecz trwa to mniej energii tracimy. Jeśli pojedynek jest bardzo intensywny to też tracimy dużo sił. Nie chodzi tylko i siły fizyczne, ale również o psychikę. Wiele też zależy od stopnia koncentracji. Jeśli jest się cały czas skoncentrowanym, to człowiek szybciej się męczy niż wtedy, kiedy ma przestoje i rozluźnienia.
W sobotę kolejny pojedynek z Wenezuelą. Jak myślisz, czy trener da ci pograć?
- Zasada jest taka, że zwycięskiego składu się nie zmienia. Myślę, że trener będzie się właśnie tego trzymał. Poza tym wiemy też, że Wenezuela udowodniła swoją postawą, iż te drugie mecze zawsze gra słabiej. Nie wiem czy da się zagrać jeszcze słabiej niż w piątek, ale o tym się przekonamy już w sobotę.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)