LŚ grupa B: Ciężki bój w Argentynie

W pojedynku Argentyńczyków i Koreańczyków trudno było wskazać przed meczem faworyta. Ostatecznie gospodarze ulegli przyjezdnym 2:3, przez co na ich występie przed własną publicznością pojawiły się drobne rysy. Zgromadzeni w hali kibice z pewnością liczyli na więcej, kiedy ich ulubieńcy wychodzili z opresji, wyrównując stan meczu na 2:2. W konsekwencji jednak górą byli Koreańczycy.

Joanna Seliga
Joanna Seliga

Argentyna - Korea Południowa 2:3 (30:32, 20:25, 25:21, 25:22, 10:15)

Argentyna: Gabriel Adri n Arroyo, Gustavo Federico Scholtis, Rodrigo Daniel Quiroga, Alejandro Spajic, Guillermo Gabriel Garcia, Luciano De Cecco, Pablo Meana (libero) oraz Javier Filardi, Lucas Samuel Ocampo, Nicol s Uriarte, Facundo Conte.

Korea Południowa: Si-Hyoung Lim, Chul-Woo Park, Young-Min Kwon, Sung-Min Moon, Kyoung-Min Ha, Yung-Suk Shin, Oh-Hyun Yeo (libero) oraz Hyun-Yong Ha, Yo-Han Kim, Sun-Soo Han, Hak-Min Kim, Kang-Joo Lee.

Na ten mecz kibice w Argentynie czekali od dawna. Chętnych na bilety nie brakowało, co musiało być odebrane jako najlepsza rekomendacja dla pojedynku pomiędzy gospodarzami spotkania a reprezentantami Korei Południowej. Mimo to Argentyńczycy nie zdołali zdobyć kompletu punktów. Co więcej - udało im się jedynie wyrwać swoim rywalom jeden punkt, przez co nie mogą być w pełni usatysfakcjonowani wynikiem, choć kapitan teamu, Rodrigo Quiroga, nie był na pomeczowej konferencji załamany. - Korea Południowa zagrała bardzo dobrze, przez co nie mogliśmy w tie-breaku przechylić szali zwycięstwa na naszą korzyść, lecz musimy myśleć o pozytywnej stronie tej konfrontacji i dopisaniu kolejnego oczka do tabeli - podkreślił.

Już sam początek meczu nie zwiastował niczego dobrego. Pierwsze trzy punkty powędrowały do przyjezdnych. Owa przewaga, utrzymująca się niemalże do pierwszej przerwy technicznej, zmusiła selekcjonera reprezentacji Argentyny, Javiera Webera, do wzięcia czasu na żądanie. Mimo to na pierwszej przerwie technicznej trzema oczkami prowadzili przyjezdni. Gospodarze wciąż nie mogli zniwelować przewagi, jaką wypracowali sobie ich przeciwnicy, choć z pewnością nie można było odmówić im woli walki i poświęcenia. Najlepszym tego dowodem był Pablo Meana, który broniąc piłkę, skakał przez bandy reklamowe. Jednak Argentyńczycy zdołali wyrównać dopiero przy stanie 18:18. Od tego momentu mogliśmy zaobserwować grę na przewagi. W tym fragmencie meczu więcej szczęścia i zimnej krwi mieli goście, którzy wygrali premierowego seta 30:32.

Druga partia ponownie zaczęła się od prowadzenia Koreańczyków (2:5). Przyjezdni świetnie bronili i blokowali, co otworzyło im drogę do wygrania owej odsłony spotkania. Argentyńczycy popełniali liczne niewymuszone błędy i byli mniej skoncentrowani niż ich rywale. Wprawdzie w pewnym momencie udało im się zniwelować straty (15:15, 17:17), lecz na niewiele się to zdało, gdyż w końcówce seta goście ponownie przejęli inicjatywę. Nie pomogły nawet przerwy brane przez trenera gospodarzy. Koreańczycy objęli w meczu prowadzenie 0:2.

Trzecia odsłona meczu lepiej rozpoczęła się tym razem dla Argentyńczyków. To oni zapisali na swoim koncie pierwsze oczka. Mniej więcej do stanu10:9 dla gospodarzy mieliśmy przyjemność obserwowania gry bardzo zaciętej i wyrównanej. Później jednak do głosu doszli wreszcie podopieczni Javiera Webera. Azjaci mieli jeszcze co prawda swoje szanse na zakończenie pojedynku w trzech partiach, lecz zabrakło im odrobiny precyzji. Niesiona dopingiem fanów Argentyna wygrała więc 25:21.

Czwarty set również należał do siatkarzy z Ameryki Południowej. Pełna koncentracja i niezłomna wiara w odwrócenie losów tego meczu dawała im bezcenną energię do gry, lecz Korea również nie przestawała walczyć, chcąc zgarnąć całą pulę w postaci trzech oczek. W środkowej fazie partii prowadzenie zmieniało się niczym w kalejdoskopie. Szkoleniowcy co chwila wybijali przeciwników z uderzenia, prosząc o przerwy na żądanie. Ostatecznie jednak ogromna chęć Argentyńczyków na doprowadzenie do tie-breaka dała im setbola i w jego efekcie zwycięstwo w czwartej partii.

Pierwsze cztery punkty w tie-breaku powędrowały na konto gości. Mimo to Argentyna nie zamierzała odpuszczać. Szybko zdobyła pięć kolejnych oczek i wyszła na prowadzenie. Kiedy Gabriel Adrian Arroyo zaserwował na stronę przeciwników asa, szkoleniowiec gości poprosił o czas. Okazało się to strzałem w dziesiątkę, gdyż po przerwie Koreańczycy odzyskali trzypunktową przewagę (5:8). Jak się później okazało, Azjaci nie oddali już prowadzenia do końca. Dodatkowo podjęcie ryzyka na zagrywce nie pomogło Argentyńczykom, którzy popełnili w tym elemencie zbyt wiele błędów. Koreańczycy wygrali tego seta 10:15 i całą konfrontację 2:3.

Koreański kapitan, Yung-Min Kwon, był bardzo dumny ze swojego teamu. -Byliśmy zdenerwowani, gdyż Argentyna grała przed własną publicznością, lecz jednocześnie wiedzieliśmy, co zrobić, by wygrać - powiedział na pomeczowej konferencji.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×