PlusLiga. Indykpol AZS Olsztyn wyszarpał zwycięstwo z GKS-em Katowice

PAP / Tomasz Waszczuk / Na zdjęciu: radość siatkarzy Inydkpolu
PAP / Tomasz Waszczuk / Na zdjęciu: radość siatkarzy Inydkpolu

Indykpol AZS Olsztyn po raz drugi w tym sezonie rozegrał pięciosetowy mecz przed własną publicznością w Hali Urania. Ponownie zwyciężył, pokonując tym razem GKS Katowice.

Nie było łatwo wskazać faworytów piątkowego starcia, które otwierało czwartą kolejkę zmagań PlusLigi. Indykpol AZS Olsztyn w ostatnim starciu zainkasował trzy punkty w Rzeszowie, natomiast siatkarze z Katowic przegrali we własnej hali z Treflem Gdańsk.

Szybko jednak okazało się, że gospodarze mają pomysł na ten mecz Przede wszystkim lepiej radzili sobie w ofensywie, bo bardzo dobrze dysponowany obok Jana Hadravy był także Wojciech Żaliński. Paweł Woicki dokonywał dobrych wyborów, przez co przeciwnicy, mimo nie takiej złej gry, nie byli w stanie wejść na podobne tempo.

Akademicy utrzymali do końca przewagę, którą uzyskali na początku seta, GKS nie postawił się już do końca, na niewiele się zdała podwójna zmiana, ostatecznie partię zakończyła zepsuta zagrywka Jakuba Jarosza.

ZOBACZ WIDEO: Bartosz Kwolek wspomina finały Ligi Narodów. "Zebraliśmy się jak chłopacy z SKS-u i dwa razy pokonaliśmy Brazylię"

W drugiej odsłonie AZS zdawał się mieć znów inicjatywę po swojej stronie. Zespół Dariusza Daszkiewicza wskoczył jednak na wyższy poziom. Opłaciło się więcej ryzyka w polu zagrywki, doszło do wyrównania, spotkanie stało się znacznie bardziej zacięte.

Czytaj także: LSK: Bank Pocztowy Pałac - Grupa Azoty Chemik. Bydgoszczanki straszą potentatki. Faworyt wygrał na przewagi w tie-breaku

Kolejnymi ciosami wymieniali się Jakub Jarosz i Jan Hadrava, kibice ożywili się, bo w końcu było więcej emocji. Ostatecznie set padł łupem konsekwentnie grających gospodarzy. Atak czeskiego siatkarza nie zostawił wątpliwości i Indykpol AZS zbliżył się do zwycięstwa w meczu.

Po kilkuminutowej przerwie zawodnicy wrócili na boisko. W miejsce Adriana Buchowskiego w szóstce pozostał wprowadzony kilka minut wcześniej Kamil Kwasowski, a Jana Nowakowskiego zmienił Emanuel Kohut. Nie mający nic do stracenia katowiczanie zaczęli grać odważniej i przede wszystkim czujniej na siatce.

Czytaj także: Serie A kobiet: Stysiak i Smarzek-Godek znów imponują. Postawa biało-czerwonych najlepszym "oświadczeniem"

Pojawiła się nerwowość w szeregach gospodarzy. Paolo Montagnani wprowadził szybko Tomasza Kowalskiego i Remigiusza Kapicę, a po chwili również, ku uciesze kibiców - Mateusza Mikę. Na wiele się to nie zdało, bo strata była za duża. Seta zakończył atakiem z drugiej linii Rafał Szymura.

Czwarta partia zapowiadała się bardzo emocjonująco. Włoski trener wrócił do swojego wyjściowego składu. Mnożyły się jednak błędy zespołu, a GKS rozkręcał się z każdą kolejną akcją. Zmiany Dariusza Daszkiewicza okazały się trafione. Katowiczanie budowali przewagę i wszystko zmierzało ku tie-breakowi. Tak też się stało.

Wydawało się, że po dwóch przegranych, pełnych błędów setach, AZS już się nie podniesie. Wystarczyła długa, wygrana akcja. Kibice w Uranii powstali z miejsc. Akademicy odjeżdżali, a wynik próbował odmienić Adrian Buchowski. Bezskutecznie. Spotkanie zakończył obiciem bloku Robbert Andringa.

Indykpol AZS Olsztyn - GKS Katowice 3:2 (25:20, 25:22, 18:25, 20:25, 15:9)

AZS: Hadrava, Andringa, Woicki, Seyed, Poręba, Żaliński, Żurek (libero) oraz Sokołowski, Kowalski, Kapica, Mika.

GKS: Nowakowski, Zniszczoł, Firlej, Jarosz, Buchowski, Szymura, Watten (libero) oraz Fijałek, Musiał, Kwasowski, Kohut.

MVP: Andringa (AZS).

Źródło artykułu: