LŚ grupa C: Niespodziewane sobotnie rozstrzygnięcia

Duże niespodzianki przyniosły sobotnie spotkania Ligi Światowej w grupie C. Kubańczycy przegrali z Bułgarią 2:3, czego jednak nie potrafili wykorzystać Rosjanie, którzy ulegli Japonii 1:3. Sprawa pierwszego miejsca wciąż jest otwarta, ale jeżeli w niedzielę Kuba wygra z Bułgarią za trzy punkty, to pojedzie do Belgradu.

W tym artykule dowiesz się o:

Rosja - Japonia 1:3 (23:25, 23:25, 25:22, 21:25)

Rosja: Połtawski, Siwożełez, Kazakow, Bierieżko, Butko, Wołkow (libero) oraz Grankin, Michajlow, Janutow (libero).

Japonia: Usami, Maeda, Matsumoto, Fukuzawa, Tomimatsu, Yoneyama, Inoue (libero) oraz Matsuta, Ishijima.

W piątek, w ramach pierwszego spotkania pomiędzy oboma zespołami Rosjanie pokonali Japończyków 3:1. Azjaci tylko w jednym secie przekroczyli granicę 20 punktów. Można było się spodziewać, że podobny przebieg będzie miało drugie spotkanie pomiędzy tymi drużynami. Ku zaskoczeniu wszystkich, w sobotę warunki gry dyktowali Japończycy, którzy nie pozwolili grającym przed własną publicznością Rosjanom na zdobycie nawet punktu.

Sborna zaczęła sobotni mecz z Semenem Połtawskim, który nie grał w piątek. Wobec przebiegu spotkania, w trzecim i czwartym secie na boisku w wyjściowej szóstce wybiegł Michajlow. W drużynie japońskiej w porównaniu do piątkowego meczu zaszła zmiana na pozycji libero - Tanabe Osabu został zastąpiony przez Inoue Yusuke, który spisał się całkiem dobrze.

Mecz lepiej rozpoczęli Rosjanie, którzy na pierwszej przerwie technicznej inauguracyjnej odsłony prowadzili 8:5. Później u gospodarzy zaczęło jednak szwankować przyjęcie zagrywki i w rezultacie kilka minut później był remis po 12. Gra długo toczyła się punkt za punkt, aż wreszcie, niemal w samej końcówce, po bloku na Maksimie Michajlowie, który pojawił się na boisku, Japończycy odskoczyli rywalom na dwa punkty (22:20). Po czasie na żądanie trenera Rosjan, miejscowi wyrównali stan seta na 23:23. Ostatnie słowo należało jednak do Japończyków, którzy zdobyli kolejne dwa oczka i wygrali seta pierwszego.

O większej części drugiego seta sobotniego spotkania Rosjanie chcą chyba jak najszybciej zapomnieć. Japończycy od początku uzyskali wysokie prowadzenie - 8:3, 16:11. Siatkarze Sbornej byli zupełnie nieskuteczni w bloku, gdyż Japończycy braki wzrostowe rekompensowali szybkością i sprytem. Sytuacja zmieniła się dopiero kiedy na boisku w miejsce Wołkowa pojawił się Kuleszow. Rosjanie wyrównali na 19:19, ale rozpędzeni Japończycy nie dali odebrać sobie zwycięstwa w tym secie.

Mimo że Rosjanie przegrywali w meczu 0:2, Daniele Bagnoli zdecydował się nie rotować składem, licząc na przełamanie swoich siatkarzy. Włoski trener nie pomylił się, bo w partii trzeciej gra Sbornej wyglądała już znacznie lepiej. Rosjanie prowadzili nieznacznie niemal przez całego seta, chociaż Japończycy dzięki świetniej obronie i - o dziwo - dobrej grze blokiem, nie pozwolili rywalom uzyskać większego prowadzenia. W końcówce nie ustrzegli się jednak błędów, co pozwoliło Rosjanom wygrać 25:22.

Jak się później okazało, było to tylko odroczenie siatkarskiego wyroku. W secie czwartym Japończycy świetnie zagrali na zagrywce i w bloku, co pozwoliło im wygrać tą partię do 21 i cały mecz 3:1. - Ta porażka bardzo nas boli, zwłaszcza że praktycznie przekreśla nasze szanse na zajęcie pierwszego miejsca w grupie - mówił rosyjski kapitan Siergiej Tietiuchin, który z powodu kontuzji nie mógł wspomóc swoich kolegów na boisku. - Decydująca była pierwsza partia. Fatalnie spisywaliśmy się w niej na zagrywce, co dodało Japonii pewności siebie - komentował Jurij Bierieżko, zdaniem którego to najgorszy występ Rosjan, jaki on pamięta.

- Przeanalizowaliśmy piątkowy mecz bardzo dokładnie i dokonaliśmy pewnych zmian w naszej grze - wyjaśniał trener Japonii Tatsuya Ueta. - To dla nas historyczna wygrana - dodał. Znacznie gorszy humor, co zrozumiałe, miał Daniele Bagnoli, który wziął na siebie odpowiedzialność za sobotnią porażkę. - Jeśli zaczęlibyśmy taką samą szóstką jak w piątek, jestem pewien, że wygralibyśmy. Zdecydowałem się jednak na pewne zmiany w składzie. To jedna z moich ostatnich szans na rotowanie składem i testowanie zawodników. Dlatego też pozwoliłem siatkarzom grać, chociaż prezentowali się słabo. Zrobiłem to jednak, ponieważ możemy w Rosji zbudować dziesięć drużyn, z których każda będzie w stanie pokonać reprezentację Japonii - dodał nieco buńczucznie.

Najskuteczniejsi w sobotnim spotkaniu byli Maeda i Fukuzawa, którzy zdobyli po 18 punktów. Warto dodać, że w sobotę Japończycy aż 10 punktów zdobyli blokiem (tyle samo co Rosja), co na tak niską drużynę jest dużym osiągnięciem.

Bułgaria - Kuba 3:2 (13:25, 23:25, 25:23, 26:24, 15:10)

Bułgaria: Cwetanow, Żekow, Kazijski, Iwanow, Nikołow, Penew, Sałparow (libero) oraz Bratojew, Gajdarski, Ananiew, Aleksiew, Sokołow.

Kuba: Leon, Leal, Camejo, Sanchez, Simon, Hierrezuelo, Alvarez (libero) oraz Dalmau, Gutierrez, Dominico, Diaz.

Porażka Rosjan z Japonią stawiała Kubańczyków w komfortowej sytuacji. Gdyby podopieczni Orlando Samuelsona wygrali w sobotę z Bułgarią, w kolejnych trzech spotkaniach LŚ wystarczyłoby im zdobycie jednego oczka, by zapewnić sobie awans do Final Six. Wszystko było na jak najlepszej drodze, bo Kubańczycy po dwóch stosunkowo łatwo wygranych setach prowadzili w meczu już 2:0. Wtedy jednak bułgarscy siatkarze chyba przypomnieli sobie o oglądających ich poczynania osobistościach (na trybunach hali w Warnie zasiedli między innymi prezydent FIVB Jizhong Wei oraz bułgarscy prezydent, premier i minister sportu) i - zawstydzeni - wyrównali stan meczu, a później wygrali potyczkę po tie-breaku.

Pierwsza partia sobotniego meczu była prawdziwym pogromem. Młodziutcy Leon i Sanchez brylowali w drużynie kubańskiej, a Bułgarzy nie mieli właściwie nic do powiedzenia i przegrali inauguracyjną odsłonę do 13. W drugim secie gospodarze podjęli już walkę. Przebudzili się Kazijski i Nikołow, ale jak się później okazało, to było za mało do pokonania reprezentacji z Ameryki Środkowej. Wobec stanu meczu 0:2, w trzeciej partii Bułgarzy rzucili wszystko na jedną szalę. Nie do zatrzymania był Kazisjki, a Żekow często gubił kubański blok, uruchamiając na środku Cwetanowa i Gajdarskiego. Również w czwartym secie lepsi okazali się miejscowi, którzy "kropkę nad i" postawili wygrywając w tie-breaku 15:10.

- Nie zagraliśmy najlepiej - narzekał pomimo wygranej trener Bułgarii Silvano Prandi. - Ten mecz miał jednak na celu poprawę naszej kondycji psychicznej i przywrócenie wiary w siebie, co na pewno udało się zrealizować - dodał. - Na początku zupełnie oddaliśmy Kubie inicjatywę. Zagrywka była ich najmocniejszą bronią. Wtedy jednak zmieniliśmy naszą twarz - z przegranych na zwycięzców - mówił kapitan Plamen Konstantinow. - Ta wygrana była dla nas bardzo ważna, chociaż wiemy, że nie mamy już praktycznie szans na awans do Final Six. Dla nas ważne jest jednak, by jak najlepiej zakończyć fazę grupową. To będzie dobry wstęp do kwalifikacji mistrzostw świata - podkreślił.

Kazijski i Nikołow byli najlepiej punktującymi zawodnikami, zdobywając odpowiednio 22 i 21 punktów. 19 oczek zapisał na swoim koncie Sanchez, który aż cztery punkty zdobył w bloku. Ogółem w całym spotkaniu Kubańczycy zdobyli blokiem 15 punktów (wobec 11 Bułgarów), posłali również więcej asów serwisowych (10 do 4). Ustępowali jednak rywalom siłą ataku.

Komentarze (0)