Robert Wójcik może wyrzucić giganta z Ligi Mistrzów. Siatkarz dwa razy zmagał się z zapadnięciem płuca

- Gdy przyjechała karetka, usłyszałem od ratowników, że już nigdy nie zagram w siatkówkę. Rozpłakałem się wtedy - opowiada Robert Wójcik. Dziś jego klub gra z Jastrzębskim Węglem w siatkarskiej Lidze Mistrzów.

Filip Korfanty
Filip Korfanty
Robert Wójcik odbiera nagrodę dla MVP meczu z Halkbankiem Ankara Materiały prasowe / CEV / Robert Wójcik odbiera nagrodę dla MVP meczu z Halkbankiem Ankara
Robert Wójcik zagra dziś (godz. 20.30) przeciwko klubowi z Polski. Jastrzębski Węgiel już awansował z grupy Ligi Mistrzów do dalszej fazy. Jeśli dziś przegra w Belgii z Greenyardem Maaseik, w którym występuje nasz rodak, wydarzy się sensacja na niebywałą skalę. Gigant europejskiej siatkówki, występujący w tej samej grupie, Zenit Kazań nie awansuje dalej, co dotąd w trzynastu edycjach jeszcze się nie wydarzyło.

Trwające ponad dwadzieścia lat wesele

- Moi rodzice wyjechali z Polski przed upadkiem bloku wschodniego - mówi nam 27-letni Wójcik. - Zawsze mówili mi, że byłem dla nich upragnionym dzieckiem i opuścili kraj, żeby ich przyszły potomek miał możliwie najlepszą sytuację. Podziwiam ich i nie potrafię sobie wyobrazić, jak trudno było im się przenieść na inny kontynent.

Siatkarz opowiada, że oboje rodzice do dziś żyją w Kanadzie, niedaleko Toronto. Mają się dobrze.

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: Miły gest koszykarza z NBA doprowadził małych fanów do łez

Mariusz Wójcik, ojciec siatkarza, opowiada: - Choć w latach osiemdziesiątych dla sportowców istniały dodatkowe korzyści, przebywanie w Polsce było niebezpieczne. Zwłaszcza gdy Solidarność rzuciła wyzwanie komunistycznemu reżimowi - uważa. - Z biegiem czasu na ulice wyszło wojsko, zablokowane zostały skrzyżowania, pojawiły się czołgi... Postanowiliśmy z żoną opuścić ojczyznę w 1987 roku - wspomina.

W tamtym czasie nie można było ubiegać się o emigrację z Polski do żadnego kraju zachodniego. Wójcikowie wyjechali do Niemiec Zachodnich. Uzasadniali to zaproszeniem na wesele znajomego.

- Jechaliśmy z bardzo małym bagażem, nikt nie wiedział o naszym właściwym planie, nawet rodzice. Nie było mnie w Polsce przez ponad 20 lat, wesele okazało się dość długie - śmieje się Wójcik senior. - Po dwóch latach we Frankfurcie przenieśliśmy się do Toronto.

Gracz belgijskiego klubu rozumie polski język, potrafi płynnie czytać, ale pomimo tego jest bardzo nieśmiały. Rozmawia jednak po polsku. Trudniej mu idzie z pisaniem.

- Rodzice w domu mówili do mnie w ich języku, ale gdy byłem młodszy, pozwalali mi odpowiadać po angielsku. Z łatwością mogę się porozumiewać, ale bywa, że zabiera mi to trochę czasu - wyjaśnia.

W Toronto żył do piątego roku życia. Potem rodzina przeniosła się do domu w Whitby, na przedmieścia. - Będąc młodszy, byłem kilka razy w Polsce, aby poznać resztę mojej rodziny. Za każdym razem dużo podróżowaliśmy i poznawaliśmy kraj. Interesuję się Polską i czuję z nią silną więź - kontynuuje.

Niedoszły pływak i spełniony student

- Nie mam pewności, czy gdyby nie rodzice, to pokochałbym sport, który teraz uprawiam. Sądzę, że musiałbym się zastanowić... Niestety, jak dotąd, siatkówka w Kanadzie nie jest czołową dyscypliną - żałuje atakujący.

- Moi rodzice zawsze śmiali się, że pływać nauczyłem się wcześniej niż chodzić. Po prostu uwielbiałem wodę i przebywanie w niej, tak naprawdę niemal od bycia niemowlakiem. Wspominałem, że rodzice chcieli zapewnić mi wszystkie możliwości, a skoro tak uwielbiałem pływanie, to umożliwili mi uprawianie tej dyscypliny - wspomina.

Jak się okazało, przygoda z pływaniem nie trwała długo. - Mój tata grał w polskiej lidze w Toronto, a ja uwielbiałem chodzić na jego turnieje. Gdy zrezygnowałem z pływania, siatkówka stała się dla mnie naturalnym wyborem - mówi.

Od 12 do 18 roku Wójcik grał w klubie Durham Attack. Ojciec był tam trenerem  seniorów. Klub zawsze był jednym z najlepszych w kraju.

- W końcu zdecydowałem się na Uniwersytet Alberty w Edmonton, ponieważ tamtejszy trener miał niesamowitą reputację, a zespół świetną historię. Niestety, moja mama zachorowała, dlatego po roku wróciłem do Toronto, na szczęście wszystko jest już w porządku - uspokaja Wójcik.

Z rurką w klatce piersiowej

W 2016 roku, po skończeniu studiów, siatkarz rozpoczął zawodową karierę w Europie. Zaczął od CV Mitteldeutschland z niemieckiego Spergau.

- Zależało mi przede wszystkim na zdobyciu doświadczenia za granicą. Niemcy to świetne miejsce do życia, z jasnymi zasadami traktowania graczy. Dotyczy to terminowości wypłacania wynagrodzenia i spraw związanych z ubezpieczeniem zdrowotnym - opowiada. Zwłaszcza ten drugi aspekt okazał się później dla niego bardzo ważny.

Po dwóch tygodniach w Niemczech jego dalsza kariera stanęła pod znakiem zapytania.

- Siedziałem z kolegą z drużyny na kanapie, oglądając film, zacząłem kaszleć i poczułem ostry ból w klatce piersiowej. Pomyślałem, że to może zgaga lub nadwyrężenie kręgosłupa - wspomina Robert. - Kolega nawet próbował rozprostowywać mi plecy - dodając ze śmiechem.

- W końcu pojechaliśmy do szpitala, po prześwietleniu okazało się, że to odma, samoistne zapadnięcie płuca. Dwa tygodnie spędzone w szpitalu i kilka pierwszych tygodni później nie były najlepsze - wraca pamięcią syn Polaków.

- Poruszanie się jest bardzo trudne, ponieważ masz przymocowaną rurkę w klatce piersiowej, która utrzymuje ciśnienie w płucach podczas gojenia. Oddychanie jest wtedy uciążliwe. Sądzę, że najtrudniejsze w tym wszystkim był ciągły stres, że ten koszmar przytrafi się ponownie - wyjaśnia zawodnik.

Koszmar przytrafił się ponownie

Był koniec listopada, kilka miesięcy później. - Gdy przyjechała karetka, lekarz powiedział mi, że już nigdy nie zagram w siatkówkę. Usłyszenie tego było naprawdę trudnym przeżyciem, rozpłakałem się wtedy - wyjawia Robert.

Siatkarz miał szczęście, że doktor zespołu znał chirurga klatki piersiowej, który specjalizował się w takich problemach i wykorzystał sposób mniej inwazyjnej operacji.

- Po tym, jak moje płuco zapadło się po raz drugi i wysłuchaniu wszystkiego na ten temat, miałem wiele wątpliwości, ale po operacji i usłyszeniu dobrych wieści o jej pomyślnym przebiegu i możliwości powrotu do gry, jeszcze nigdy w swoim życiu nie byłem tak zdeterminowany. Najbliższego lata po razy pierwszy zostałem powołany do reprezentacji Kanady - nawiązuje do odwracającego się losu zawodnik.

Owoce determinacji

Po operacji płuc pod koniec 2016 roku, jeszcze w tym samym sezonie Robert wrócił do gry i pomógł zespołowi awansować do Bundesligi. Wtedy zgłosił się belgijski Axis Guibertin, a w międzyczasie przyszło powołanie do reprezentacji Kanady.

Z nowym klubem w Belgii udało się zająć 6. miejsce w sezonie 2017/2018, chociaż indywidualnie był to sezon Roberta Wójcika, który głosami trenerów został wybrany MVP rozgrywek.

Dobra gra przyczyniła się do przyjęcia oferty, która przyszła z Greenyardu Maaseik (wcześniej pod nazwą Noliko Maaseik), zdecydowanie jednego z najlepszych belgijskich klubów, z którym Wójcik w ubiegłym sezonie zdobył mistrzostwo kraju i drugi raz z rzędu występuje w Lidze Mistrzów.

Mistrzowie Belgii są w tej edycji Ligi Mistrzów sprawcami jednej z największych sensacji w fazie grupowej. 11 grudnia pokonali 3:2 we własnej hali Zenit Kazań, wieloletniego hegemona, sześciokrotnego zwycięzcy całych rozgrywek.

- Ogranie Zenitu było czymś niesamowitym! Nie każdego dnia spotyka cię mecz ze światowej klasy graczami i tak utytułowanym klubem, nie wspominając już o wygranej w piątym secie - opowiada Polak.

W rewanżu wicemistrzowie Rosji wygrali bez straty seta, ale ich szanse na wyjście z grupy wciąż mogą pogrzebać siatkarze z Maaseik. Warunkiem koniecznym jest ogranie  Jastrzębskiego Węgla, który ma pewny awans i pierwsze miejsce w grupie.

Czytaj także: 
Nikola Grbić: Aleksander Śliwka? Takich jak on, nie ma wielu na świecie
Siatkówka. Piotr Nowakowski miał wypadek samochodowy

Czy Robert Wójcik powinien trafić do klubu PlusLigi?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×