[b]
Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: W polskiej lidze grasz od października 2019 roku, ale z Iranu mogłeś przecież wyjechać dużo wcześniej. Dlaczego zrobiłeś to dopiero w wieku 32 lat?[/b]
Sejjed Mohammad Musawi siatkarz reprezentacji Iranu i Indykpolu AZS-u Olsztyn: W przeszłości oferty składały mi najlepsze kluby włoskie czy rosyjskie. Wszystkie odrzuciłem, nie chciałem wyjeżdżać z kraju, zostawiać rodziny i przyjaciół. Jestem rodzinnym człowiekiem. Przed tym sezonem postanowiłem jednak, żeby spróbować. Propozycji z czołowych zespołów z Włoch nie miałem, ale chciał mnie Olsztyn. Podpytałem o Plusligę Milada Ebadipoura, który gra w PGE Skrze Bełchatów. O organizację, poziom sportowy. Także o to, jak się żyje w Polsce. Zapewnił, że tu jest naprawdę świetnie, więc się zdecydowałem.
W Iranie jest teraz bezpiecznie? W czasie styczniowego kryzysu politycznego mówiono o możliwym wybuchu wojny, w amerykańskim ataku zginął generał Sulejmani, a wojska Iranu w odwecie ostrzelały bazy armii USA w Iraku. Na dodatek w wyniku tragicznej pomyłki irańska obrona przeciwlotnicza zestrzeliła pod Teheranem cywilny samolot linii lotniczych z Ukrainy i spowodowała śmierć 180 osób.
Przede wszystkim jest mi bardzo przykro z powodu katastrofy ukraińskiego samolotu. To wydarzenie bardzo zasmuciło mnie i wielu moich rodaków, którzy w akcie protestu wyszli na ulice. Chciałbym, żeby nie dochodziło do konfliktów pomiędzy moim krajem a USA. Gdy tak się dzieje, ludzie martwią się o przyszłość.
Teraz w Iranie wojny nie ma. Sytuacja jest ustabilizowana. Ludzie żyją spokojnie. Mam nadzieję, że już nigdy nie zdarzy się podobna tragedia jak ta, która miała miejsce pod Teheranem. Oby w mojej ojczyźnie żyło się coraz lepiej. Oby ludzie cieszyli się pokojem i nie cierpieli przez politykę.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: co za umiejętności! Tę akcję w futsalu można oglądać w nieskończoność
Łukaszowi Żygadle, jedynemu jak na razie Polakowi, który występował w lidze irańskiej, żyło się u was dobrze.
Trzy sezony grałem z nim w Sarmajeh Bank Teheran. Zdobyliśmy trzy mistrzostwa kraju. To bardzo dobry rozgrywający. Mówiliśmy na niego Lukas, ale teraz słyszę, że wymawiasz jego imię inaczej. Łukasz, zgadza się?
Zgadza.
To dobry kolega, wciąż jesteśmy w kontakcie. Miał ulubioną irańską potrawę - abgoosht, tradycyjny gulasz z baraniną. Bardzo często zamawiał ją w restauracjach. No i bał się grać w mieście Varamin ze względu na tamtejszych szalonych fanów. W czasie meczu siedzieli przy samym boisku i bardzo żywiołowo reagowali na to, co działo się na parkiecie. Zawsze z niego żartowaliśmy, gdy mieliśmy tam jechać. Zwykle nie grał w tych meczach najlepiej.
Czasem do siebie dzwonimy. Radziłem się go przed podpisaniem kontraktu w Olsztynie i wtedy zachęcił mnie, żebym przyjechał do Polski. Zresztą, już rok wcześniej proponował mi grę w klubie, którego nazwy teraz nie pamiętam. Chyba Stocznia. Wtedy się jednak nie zdecydowałem i jak się okazało to była dobra decyzja, bo klub dzisiaj nie istnieje.
Wy mówiliście na Żygadłę Lukas, z kolei na ciebie wszyscy mówią Sejjed, choć przecież na imię masz Mohammed.
Sejjed jest OK. W języku perskim to znaczy "pan" albo "wódz". Coś jak angielskie "sir". Nie wiem dlaczego w naszej rodzinie przed nazwiskiem Mousavi jest właśnie ten tytuł. I przyjęło się, że ten tytuł to taki mój przydomek.
Dobrze się czujesz w Polsce, Sejjed?
Przed przyjazdem do Polski wydawało się, że Europejczycy nie są zbyt serdeczni, że myślą głównie o sobie. Jednak, gdy przyjechałem do was, przekonałem się, że jesteście do nas bardzo podobni. Pod względem nastawienia ludzi do innych czuję się tak, jakbym wciąż mieszkał w Iranie. Lubię chociażby spotkania z kibicami. Po meczach fani wchodzą na boisko, proszą o zdjęcia i zawsze zachowują się bardzo przyjaźnie. To są dla mnie miłe chwile.
W Iranie myśli się, że w Polsce żyją smutni, zamknięci w sobie ludzie bez poczucia humoru?
Zanim przyjechałem, tak myślałem. Przez kilka miesięcy zdążyłem jednak zmienić zdanie. My kochamy gości. Gdy przyjeżdżają do nas obcokrajowcy, chcemy, by czuli się u nas jak najlepiej. Lubimy z nimi rozmawiać, nawet jeśli nasz angielski nie jest perfekcyjny. Chcemy pokazywać, że w Iranie żyją dobrzy ludzie. Jeśli będziesz potrzebował pomocy, pomożemy ci. Skąd jesteś, nie ma dla nas znaczenia. Wydaje mi się, że wasze podejście jest bardzo zbliżone.
Może dlatego polsko-irańskie stosunki były zwykle bardzo dobre. Najnowszy przykład to historia Fardina Kazemiego. Słyszałeś o niej?
Tak! Mówisz tym o kierowcy ciężarówki, któremu w Polsce zepsuło się auto, a wy go ugościliście i zebraliście pieniądze na nowy samochód dla niego. W Iranie to była prawdziwa bomba. Telewizje i gazety śledziły jego historię, ludzie rozmawiali o tym, co się stało, o tym jak serdeczni byli wobec niego Polacy. Mi o Kazemim powiedział Wojtek Żaliński. Nie mogłem uwierzyć gdy usłyszałem, że zebrano dla niego 50 tysięcy euro na nowe auto. Niesamowita sprawa, dziękuję tym wspaniałym ludziom, którzy pomogli.
O tym, że Irańczycy też lubią pomagać, w zeszłym roku przekonał się Vital Heynen. Gdy w czasie turnieju Ligi Narodów trener naszej kadry szedł z hotelu na halę w Urmii, na kilkukilometrowej trasie non stop proponowano mu podwózkę.
Możliwe, zwłaszcza że Urmia to miasto zakochane w siatkówce. Na mecze ligowe regularnie przychodzi tam 8 tysięcy widzów. A w czasie turnieju Ligi Narodów, który był tam rozgrywany, miasto wręcz oszalało. Po naszych meczach na ulice wychodzili chyba wszyscy mieszkańcy, tworzyły się wielkie korki. Polska ekipa bardzo długo wracała przez to do hotelu, otoczona przez fanów trochę się przestraszyła. Było mi przykro z tego powodu, ale wiem, że ci ludzie nie mieli złych zamiarów. Oni po prostu żyją siatkówką, cieszyli się z naszej wygranej i tego, że przyjechała do nich reprezentacja Polski. W pełni jednak rozumiem, że wasz zespół nie był zadowolony. Jeśli przegrasz mecz gdzieś w obcym kraju, nie chcesz później utknąć na kilka godzin w tłumie ludzi.
Zazwyczaj dobrze się dogadujemy, ale akurat w siatkówce relacje na linii reprezentacja Polski - kadra Iranu są napięte. Jesteś w stanie wyjaśnić dlaczego?
To nie jest relacja między reprezentacjami. Chodzi o konkretnych zawodników. Jeden, dwóch polskich siatkarzy zawsze zrobi coś, żeby podnieść napięcie, podgrzać atmosferę meczu. My nie mamy problemów z żadną drużyną, z Polską też. W przeszłości graliśmy z wami wiele razy i nic się nie działo. To się chyba zaczęło od igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro. Ktoś - nie chcę mówić kto, ale z pewnością widziałeś gesty tych dwóch graczy (chodzi o Bartosza Kurka i Michała Kubiaka - przyp. red.) - po meczu zachował się nie w porządku. Wtedy zareagowaliśmy nerwowo, może trochę za bardzo. Ale nie jest tak, że się z Polakami nie lubimy. Milad Ebadipour, który gra w Pluslidze już długo, ma w Polsce wielu przyjaciół. Z wieloma zawodnikami waszej reprezentacji znamy się i lubimy.
Po meczu w Rio, o którym mówisz, rozmawiałem z rozgrywającym waszej ekipy Mehdim Mahdavim. Widziałem i słyszałem, że był oburzony.
Ja też byłem. Widać to zresztą na zdjęciu, które wtedy zrobiono - stoję zdenerwowany na pierwszej linii, pod samą siatką. Nie lubię do tego wracać i mam nadzieję, że taka sytuacja się nie powtórzy.
Jak zareagowałeś na głośne słowa Michała Kubiaka o waszej drużynie z czerwca ubiegłego roku?
Do nich też nie chciałbym wracać.
- Oni zawsze grają takie niewiniątka, że są super i fajni, a my najgorsi. Ale moje zdanie jest takie, że to są fatalni, złośliwi i chamscy ludzie. Dla mnie ten naród jest skreślony, mimo że oni dumnie nazywają się Persami, a nie Arabami. A tak naprawdę są zwykłymi leszczami. Czasem musimy z nimi zagrać, ale oni dla mnie nie istnieją - Michał Kubiak w "Prawdzie Siatki" w maju 2019 roku.
Gdy znów będziesz grał przeciwko Kubiakowi uściśniesz mu rękę?
Oczywiście. Jesteśmy zawodowcami i w tym zawodzie zasada jest taka, że przeciwnikowi podaje się rękę. Nie zamierzam się jednak z nim zaprzyjaźniać. Szanuję Kubiaka, bo to dobry siatkarz, ale czasami nie zachowuje się profesjonalnie.
Nie uważasz go zatem za wroga?
Nie. Ma mój szacunek, bo potrafi grać w siatkówkę naprawdę świetnie, ale powinien zmienić nastawienie. Nie tylko przeciwko nam robi rzeczy, których robić nie powinien. Widziałem jego podobne zachowania również w spotkaniach z innymi drużynami. Uważam, że jako doświadczony gracz powinien zachowywać się inaczej.
Trudno jednak uwierzyć, że wy zawsze jesteście na boisku grzeczni i nigdy nie zachowujecie się prowokacyjnie. Łukasz Żygadło mówił, że irańscy siatkarze to uwielbiają. Kochają sprawdzać, na ile pozwoli im przeciwnik.
A ja tak nie uważam. My po prostu walczymy. Nie jesteśmy najlepszą drużyną na świecie, ale nie padamy na kolana przed żadnym przeciwnikiem. Jeśli przegrywamy, to po walce. Nas łatwo się nie pokonuje. Niektórym nasze podejście do gry może się nie podobać. Może im się wydawać, że robimy coś więcej. Ale jest to tylko walka o zwycięstwo. Zawsze do samego końca.
Żeby jednak nie było: ja lubię grać przeciwko Polakom. Lubię grać przeciwko drużynom, które prowadzi Vital Heynen, bo on zawsze walczy, zawsze próbuje znaleźć sposób na zwycięstwo. A przy tym bywa zabawny i nigdy nie jest z nim nudno. Tak go odbierałem, gdy prowadził kadrę Niemiec, później Belgii, tak odbieram go również teraz. Czasami mam wrażenie, że rozgrywa swój własny mecz z rywalami. Dużo mówi, rozmawia z zawodnikami przeciwnej drużyny. Można pomyśleć, że zajmuje go to bardziej, niż to co dzieje się po jego stronie siatki. Jest trochę dziwny, ale jak już mówiłem, ja go lubię.
Niedawno powiedział, że szczęśliwy z igrzysk w Tokio wróci tylko ze złotem na szyi. A ty?
Dla nas pierwszy cel to wyjście z grupy. Jeśli się uda, czeka nas jeden kluczowy mecz - ćwierćfinał. Trafimy w nim na bardzo mocny zespół, bo w drugiej grupie igrzysk zagrają Brazylia, Stany Zjednoczone, Rosja i Francja. Trzeba będzie zagrać na 150 procent, żeby pokonać jedną z tych drużyn. Na igrzyskach każdy jest gotów zabić za zwycięstwo.
Od kilku miesięcy jesteś w Polsce, ale wcześniej przez całą karierę grałeś w Iranie. Jak odnalazłeś się w nowym kraju i innej kulturze?
W wielkich miastach w moim kraju - Urmii czy przede wszystkim Teheranie - wszędzie jest dużo ludzi, zatłoczone ulice, smog. A w Olsztynie jest zupełnie inaczej, dużo spokojniej. I to mi się podoba, łatwiej się skoncentrować na pracy, no i nie traci się czasu w korkach. Dobrze mi się tu żyje.
Szybko przyzwyczaiłem się do nowego miejsca. Byłem przyzwyczajony do życia w wielkim mieście, więc tutaj czasem trochę mi się nawet nudzi. Ale nie narzekam, jest naprawdę w porządku. Koledzy z zespołu od samego początku są dla mnie bardzo mili, czasem wychodzimy całą drużyną na kolację.
Indykpol AZS to klub na miarę twoich ambicji? Od kilku lat jesteś uważany za jednego z najlepszych środkowych na świecie, z kolei Olsztyn nie uchodzi za topowy polski zespół.
Tak, ale przez to, że nigdy wcześniej nie grałem poza Iranem, w tym momencie jest to dla mnie dobre miejsce. Klub jest solidny, wywiązuje się ze wszystkich obietnic. Może nie jesteśmy najmocniejszym zespołem w Pluslidze, ale w każdym meczu, niezależnie od tego z kim się mierzymy, celujemy w zwycięstwo i walczymy do końca. Nawet mimo faktu, że przegraliśmy ostatnio dziesięć meczów z rzędu. Nigdy wcześniej nie miałem takiej serii, dlatego że w Iranie zawsze grałem w jednym z najlepszych zespołów.
Od kilkunastu dni trenerem Indykpolu AZS-u jest Daniel Castellani, były selekcjoner reprezentacji Polski. Wyciągnie was z kryzysu?
Od kiedy przejął zespół, zmienił dużo rzeczy. Ma plan jak poprawić naszą grę, jakość jego treningów jest bardzo wysoka. Potrzebujemy jednak czasu, żeby wprowadzić zmiany, które zarządził i zacząć grać lepiej.
Mateusz Mika powiedział, że z Castellanim zaczęliście robić rzeczy, które powinniście zacząć robić o wiele wcześniej.
Zgadza się. Od początku sezonu powinniśmy pracować jak teraz. Dziś mamy konkretny pomysł na to, jak chcemy grać, a wcześniej tego brakowało. Musimy się przełamać, odzyskać pewność siebie i znów zacząć wygrywać, żeby wejść do play-offów.
Czytaj także:
Kwalifikacje olimpijskie Tokio 2020. Iran z biletem na igrzyska
Czytaj także:
Purja Fajjazi wspomina spięcie z Michałem Kubiakiem