Vital Heynen: Pokonanie Polski będzie cholernie trudnym wyzwaniem (wywiad)

Materiały prasowe / FIVB / Na zdjęciu: Vital Heynen
Materiały prasowe / FIVB / Na zdjęciu: Vital Heynen

- Jadę na igrzyska po medal, nie lubię brązu, a srebro jest trochę głupie. Z medalu będzie satysfakcja, taki stawiałem przed zespołem cel. Jednak tylko złoto mnie uszczęśliwi - mówi selekcjoner siatkarskich mistrzów świata z 2018 roku.

[b]

Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: To prawda, że Święta Bożego Narodzenia w tym roku dla pana nie istniały?[/b]

Vital Heynen, selekcjoner reprezentacji siatkarzy: Po prostu zaczęły się później niż dla innych, bo w czasie świąt miałem mecz ligowy. Poprosiłem, żeby w Belgii przełożyli je na 27 grudnia, ale jakoś nie chcieli. W poprzednich latach zwykle Boże Narodzenie spędzałem w domu, za to nie było mnie w Nowy Rok. Teraz pierwszy raz od 6-7 lat nie mogłem być z rodziną w wigilię.

Jak wyglądają święta u Heynenów?

Tak jak u większości rodzin na świecie - spędzamy czas razem i dużo jemy. Są też prezenty, ze mną zawsze jest problem, bo nigdy nie wiem, co chciałbym dostać. Zwykle kończy się na skarpetach, portfelu, pasku do spodni albo butach. Dlatego mam dużo nieużywanych portfeli. Czasem odwiedzamy też mojego brata, który mieszka w Szwajcarii.

Jaki był dla pana rok 2019?


Najbardziej zapracowany w moim życiu. Co roku mam wrażenie, że osiągnąłem swoje maksimum, a potem okazuje się, że jestem w stanie do tego coś jeszcze dołożyć. W 2018 roku był złoty medal mistrzostw świata, w 2019 trzy medale z reprezentacją Polski, do tego zostałem trenerem całkiem niezłego zespołu klubowego i z Perugią również wywalczyłem już trofeum.

ZOBACZ WIDEO: Wilfredo Leon świetnie czuje się w reprezentacji Polski. "To wszystko posłuży za rok"

Dla reprezentacji Polski rok 2019 był lepszy niż 2018?

Na pewno bardzo się od siebie różniły. Jeden był jak żeglowanie w czasie sztormu, drugi jak rejs po spokojnym morzu. Pierwszy rok pracy ze mną nie jest łatwy. To czas, w którym staram się pchnąć zespół w konkretnym kierunku. Jeśli spytacie zawodników, zapewne powiedzą, że w 2018 roku pracowało im się ze mną trudniej niż w 2019. Więcej było kłótni, dyskusji. Mój drugi rok pracy z kadrą był pod tym względem "gładki". Kłótni nie było prawie wcale. W 2019 prezentowaliśmy wyższy poziom gry, przegraliśmy mniej spotkań. Myślę, że nasz procentowy współczynnik zwycięstw był większy. Mieliśmy mniej słabych spotkań, tyle że przegraliśmy jeden mecz w ważnym momencie - ze Słowenią na mistrzostwach Europy.

Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę osiągnięcia, to nie było lepiej. Zdobyliśmy trzy medale - Ligi Narodów, mistrzostw Europy i Pucharu Świata, lecz zabrakło jednego spektakularnego triumfu, jakim w roku 2018 było mistrzostwo świata. Wtedy zdarzały nam się wpadki, jak z Argentyną czy Francją, ale koniec końców nikt o nich nie mówił, mieliśmy złoto.

Który z siatkarzy pracował najciężej w sezonie 2019? W poprzednim przyznał pan ten tytuł Arturowi Szalpukowi.


To trudne pytanie. Na tej liście zawsze wysoko będzie Michał Kubiak, także Bartosz Kurek, który jest niezwykle pracowity. Przez większość roku był jednak poza kadrą, więc nie może dostać tej nagrody. Zastanawiam się nad tym…. Poddaję się. Nikt nie pracował ciężko, wszyscy się lenili!

Czytaj także: plebiscyt na sportowca roku. Małgorzata Leon odebrała nagrodę i błyszczała na gali

To dobry znak, że nie potrafi pan wybrać jednego zawodnika?


Myślę, że bierze się to z lepszego zrozumienia przez graczy moich wymagań. Teraz wiedzą, jakiej pracy od nich oczekuję i jak ją wykonywać. Muszę przyznać, że nie pamiętam, żebym w poprzednim roku musiał mówić któremuś z siatkarzy, że powinien bardziej przykładać się do pracy. Naprawdę poległem, nie jestem w stanie wskazać jednego największego pracusia. W zeszłym roku wyróżniłem Artura dlatego, że na początku miałem z nim konflikt, a nasza relacja stopniowo się poprawiała, aż stała się dobra. A teraz z większością graczy miałem dość dobre stosunki.

Skoro pan poległ, to zadam to pytanie inaczej - który z zawodników zrobił największy postęp?

Duży krok do przodu zrobili rozgrywający Marcin Komenda i Marcin Janusz, bardzo duży zrobił Damian Wojtaszek, także Mateusz Bieniek, Maciej Muzaj i Aleksander Śliwka. To oni przychodzą mi na myśl w pierwszej kolejności.

Jest pan w stanie wskazać najważniejszy dla reprezentacji moment minionego roku?


To akurat bardzo łatwe - turniej w Gdańsku, w którym wywalczyliśmy awans na igrzyska olimpijskie. To był nasz główny cel. Pracowaliśmy niesamowicie ciężko.
Gdy w 2016 roku szykowałem się z reprezentacją Niemiec do turnieju o igrzyska, przygotowywałem się do niego najciężej w życiu. Przed Gdańskiem to był ten sam poziom. Wykonaliśmy ogromną pracę, zrobiliśmy absolutnie wszystko, by zdobyć bilety do Tokio już tam. Niedawno wysłałem moich dwóch Serbów z Perugii, Aleksandra Atanasijevicia i Marko Podrascanina, na europejski turniej kwalifikacyjny do Berlina. Każdego dnia się cieszę, że nie muszę tam jechać z reprezentacją Polski. Ależ to będzie turniej!

Czytaj także: Milena Sadurek: Konflikty nie służą oczyszczaniu atmosfery

Z jakim nastawieniem będzie pan oglądał te rozgrywki? Będzie pan współczuł zawodnikom i trenerom innych reprezentacji, czy raczej patrzył na te "igrzyska śmierci" z satysfakcją?


Jestem egoistą. Dla mojej Perugii najlepszy byłby awans Serbii, bo wtedy Atanasijević i Podrascanin wrócą do klubu z dużą dawką pozytywnej energii. Heynenowi trenerowi reprezentacji Polski jest wszystko jedno, kto się dostanie na igrzyska, bo ktokolwiek wygra w Berlinie, będzie mocny. Jednak Heynenowi trenerowi Perugii na rękę jest awans Serbów i to im będę kibicował.

Czyli nie współczuje pan innym trenerom?


Nie. Ja się cieszę, że mnie tam nie ma, bo to piekielnie trudny turniej, przede wszystkim dla faworytów.

Jak dogaduje się pan z prezesem Perugii Gino Sircim? Na początku sezonu szybko się zdenerwował, gdy przegraliście dwa spotkania. Teraz wygrywacie, więc pewnie się uspokoił.


Na początku były między nami różnice zdań, ale im dłużej współpracujemy, tym lepiej się rozumiemy. Sirci jest bardzo zaangażowany, chce wszystko wiedzieć. Myślę, że żaden prezes nie wyciągał ode mnie tak wielu informacji o tym, co się dzieje w zespole i wokół niego. No i oczywiście chce wygrywać, więc bardzo nas motywuje. Zresztą podobnie jak kibice. Niedawno na spotkanie z nami przyszło pół tysiąca ludzi. Tańczyli, śpiewali, bawili się z zespołem przez cały wieczór.

Czy jako trener Perugii ma pan dość czasu, żeby zajmować się sprawami reprezentacji Polski?


Pierwsze półtora miesiąca było pod tym względem bardzo trudne, ale już na przykład grudzień dużo łatwiejszy. Do tego graliśmy z Vervą Warszawa w Lidze Mistrzów. Prześwietliłem ten zespół od góry do dołu i od prawej do lewej. Razem z Wilfredo Leonem uznaliśmy, że dla nas to bardzo ważne spotkanie, którego nie możemy przegrać. Inne drużyny też obserwuję, nie martwcie się. Nic mi nie umknie.

A co pan widzi, gdy ogląda mecze PlusLigi?


Że polska liga jest dobra, choć nie najlepsza, a ciekawe jest w niej to, że różnica pomiędzy pierwszym a trzynastym zespołem nigdy nie była tak mała. Nie ma oczywistych zwycięzców, ostatni zespół jest w stanie odebrać punkty liderowi. We Włoszech poziom też jest wyrównany, choć nie tak jak w Polsce.

We Włoszech pewnie często ma pan okazje śledzić Bartosza Bednorza, który rozgrywa znakomity sezon w barwach Modeny. W sezonie reprezentacyjnym dużo mówiło się o tym graczu po tym, jak nie zabrał go pan na mistrzostwa Europy. Miał pan z nim konflikt?


Nie, w 2019 roku nie miałem konfliktu z żadnym zawodnikiem. Nie zgadzał się ze mną, gdy postanowiłem nie wziąć go na mistrzostwa, ale konfliktem bym tego nie nazwał. To dobry znak, gdy pominięty przez trenera zawodnik nie zgadza się z jego decyzją. Rozmawialiśmy o tym. Bartosz podjął wyzwanie. Wskazując pięciu najlepszych graczy w Serie A w tym sezonie, po prostu nie możesz pominąć "Bendżiego". Wśród pięciu najlepszych siatkarzy ligi jest teraz dwóch reprezentantów Polski - Bednorz i Leon.

Bednorz to w tej chwili nie tylko zawodnik, który powinien znaleźć się w kadrze na igrzyska, ale też taki, który może zagrozić Wilfredo Leonowi i Michałowi Kubiakowi - tak pan to widzi?


To logiczne. Jeśli jesteś jednym z pięciu najlepszych graczy Serie A, to zagrażasz wszystkim. Naszym celem jest medal na igrzyskach, a do tego będzie potrzebne stworzenie możliwie najlepszego zespołu z najlepszych graczy, jakich będę miał do dyspozycji.

A kiedy widzi pan występy Bartosza Kurka w Vero Volley Monza często się pan uśmiecha? Jego forma jest w tym sezonie dość nierówna.


W przypadku Bartka czasem się uśmiecham, czasem jest mi smutno. Raz śmiech, raz łzy. To jednak bardzo normalne, że Kurek ma wahania formy po kilkumiesięcznej przerwie spowodowanej kontuzją w poprzednim roku. Nie martwię się jednak o niego, zdąży się odbudować.

Wilfredo Leona obserwuje pan na co dzień, bo gra w klubie, który pan prowadzi. Mówił, że pracując z panem zrobił wyraźne postępy w przyjęciu i w obronie.


Tak, wystarczy spojrzeć na statystyki włoskiej ligi z zeszłego sezonu i z obecnego. Zobaczycie, że Wilfredo zrobił postęp. Z tego co pamiętam poprawił się z niespełna 20 do niespełna 30 procent idealnego przyjęcia.

Leon to zawodnik trudny w prowadzeniu?


Nie, na pewno nie. Każdy zawodnik ma jednak dni, gdy coś nie idzie po jego myśli i wtedy trzeba z nim porozmawiać. Ja podchodzę do siatkarzy różnie, bo każdy jest inny. Jednym trzeba dać wyzwanie, innych przycisnąć, dla trzeciego być przyjacielem.

Wielu uważa Leona za najlepszego gracza na świecie, ale nawet on nie jest pewien miejsca w kadrze na igrzyska. Powiedział pan, że jedynym zawodnikiem, który może być już tego pewny, jest Michał Kubiak.


Kubiaka biorę na igrzyska, bo potrzebuję w Tokio mojego kapitana, lidera zespołu. Pół żartem, pół serio mówię, że gdyby Michał złamał dwie nogi, to wahałbym się, czy go wziąć, ale z jedną złamaną i tak by pojechał. Chodzi o jego mentalność, zawsze był na pierwszej linii, gdy działo się coś ważnego, pomagał organizować wiele rzeczy. Jest kimś znacznie więcej niż po prostu zawodnikiem. To dusza zespołu, a przecież nie mogę reprezentacji Polski tej duszy pozbawić. Jak będzie z innymi zobaczymy, nie dokonam żadnych wyborów do czerwca. W kwietniu powołam szeroką kadrę i każdy z trzydziestu graczy będzie miał szansę pojechać na igrzyska.

Na medal olimpijski w siatkówce czekamy od 1976 roku. Trener Hubert Wagner, który wtedy prowadził nasz zespół, powiedział przed startem turnieju: "Jedziemy po złoto". Czy teraz powtórzy pan te słowa?


Wydaje mi się, że powtarzam to od samego początku: Jadę na igrzyska po medal, nie lubię brązu, a srebro jest trochę głupie. Jeśli wrócimy z medalem, powinniśmy być usatysfakcjonowani, taki stawiałem przed zespołem cel. Jednak szczęśliwy będę tylko ze złota.

Porównuje pan swoją drużynę z innymi czołowymi ekipami? Ocenia, w czym jesteście lepsi, a w czym słabsi od Brazylii czy Stanów Zjednoczonych?

Nie. Jeżeli będziemy w pełnym składzie, a każdy z zawodników będzie na igrzyskach w wysokiej formie, pokonanie Polski będzie cholernie trudnym wyzwaniem dla każdego. Wiadomo jednak, że doprowadzenie dwunastu gości do życiowej formy w tym samym momencie jest niemożliwe. Jedni będą trochę lepsi, inni trochę słabsi. Musimy zatem doprowadzić wszystkich graczy, którzy pojadą na igrzyska, do najwyższej możliwej dyspozycji. Jeśli jednak się zdarzy, że każdy z nich będzie grał na maksimum swoich możliwości, nie widzę zespołu, który nas pokona.

Powinniśmy zatem "pompować balonik"?

Dla mnie to nie pompowanie, to realna ocena możliwości. Proszę przypomnieć moje słowa sprzed dwóch lat, sprzed roku i powiedzieć mi, gdzie się pomyliłem. Do tej pory zawsze miałem rację, gdy mówiłem o tym, czego możemy dokonać. Przez cały 2019 roku graliśmy bez naszego głównego atakującego, a zdobyliśmy trzy medale. Jeśli w roku 2020 będziemy w pełnym składzie i wysokiej formie, to jestem święcie przekonany, że mamy najlepszy zespół na świecie. Myślę, że wszyscy inni trenerzy reprezentacji będą przed igrzyskami mówić, że głównym faworytem do złota jest Polska i odsuwać presję od swoich zespołów. Nie znoszę gadania bzdur, że wcale nie jesteśmy faworytem. Jesteśmy bardzo dobrym zespołem, który powinien celować w złoto. I tak robimy. Nie pompujemy balona, oceniamy, na co nas stać.

Jako media powinniśmy pisać o tym złocie? Żeby pana zawodnicy przyzwyczaili się do związanej z nim presji?


Oczywiście. Moi gracze już od dawna wiedzą, że ja chcę złota. Nie jest tak, że srebro lub brąz uznamy za zawód, ale chcemy wrócić do Polski ze złotymi medalami.

Wie pan już, co będzie pan robił po igrzyskach? Pozostanie pan trenerem naszej reprezentacji?


Po igrzyskach wezmę kilka tygodni wolnego i będę siedział w domu. A jeśli chodzi o całą resztę, to jeszcze nie wiem.

Źródło artykułu: