Mateusz Bieniek: Koronawirus nie wpływa na nasze życie. Ale dobrze, że odwołano kolejkę

Materiały prasowe / FIVB / Na zdjęciu: siatkarze Cucine Lube Civitanova (Mateusz Bieniek z numerem 16)
Materiały prasowe / FIVB / Na zdjęciu: siatkarze Cucine Lube Civitanova (Mateusz Bieniek z numerem 16)

- Dobrze, że odwołano kolejkę, bo gralibyśmy w Monzie, blisko włoskiego ogniska koronawirusa. Występuje tam Bartosz Kurek. Muszę zapytać, czy wszystko u niego w porządku - mówi Mateusz Bieniek, gracz Cucine Lube Civitanova i reprezentacji Polski.

[b]

Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Jesteś zdrowy?[/b]

Mateusz Bieniek, siatkarz reprezentacji Polski i Cucine Lube Civitanova: Pytasz o to czy nie mam żadnych urazów, czy o koronawirusa?

O jedno i o drugie.

Jeśli chodzi o urazy, mam drobne problemy z kolanem, zwapnienia. Teraz dostałem kilka dni wolnego, podleczę się i mam nadzieję, że będzie lepiej.

Co do wirusa, gorączki nie mam, więc chyba jest dobrze. Wydaje mi się, media za bardzo podkręcają sytuację. Poza tym mieszkam pięć godzin drogi od Lombardii, Mediolanu, gdzie zachorowań jest najwięcej. U nas nie odczuwa się, żeby choroba wpływała jakoś na nasze życie.

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: miało być efektownie, wyszedł fatalny kiks z rzutu karnego

Wpływa jednak na cały włoski sport. W obawie przed epidemią przełożono najbliższą kolejkę siatkarskiej Serie A.

Tak, choć oficjalnego potwierdzenia z klubu jeszcze nie mamy. Ale w sumie dobrze, bo w ten weekend gralibyśmy w Monzie, a to Lombardia, blisko włoskiego ogniska wirusa.

W Monzie gra Bartosz Kurek. Kontaktowałeś się z nim ostatnio? Pytałeś, czy wszystko w porządku?

Dziś do niego napiszę i zapytam, jak wygląda sytuacja.

Jego narzeczona Anna Grejman napisała na Instagramie, że zamknięto szkoły, mecze odwołano, a regały w sklepach opustoszały. Dodała jednak, że niektórzy przesadzają i żeby nie panikować.

To fakt, panika jest duża.

Klub nie dał wam żadnych wytycznych co robić, żeby nie zachorować?

Nie, nie dostaliśmy takich informacji.

W Bolonii, tam gdzie rozgrywaliście finał Pucharu Włoch, życie też toczyło się normalnie? Miasto leży stosunkowo blisko Lombardii.

Finał się odbył, nic złego się nie działo. Słyszałem jednak o różnych obostrzeniach w kraju, choćby o zaostrzonych kontrolach na lotniskach.

Dobrze, że spotkania nie odwołano, bo poziom meczu, który rozegraliście przeciwko Perugii Vitala Heynena i Wilfredo Leona był kosmiczny.

Genialny. Nie mogło być inaczej, skoro spotkały się ze sobą dwie najlepsze moim zdaniem klubowe drużyny na świecie. Wygraliśmy 3:2, mogliśmy zamknąć mecz w czterech setach, ale Perugia bardzo walczyła. Najważniejsze, że zdobyliśmy kolejne trofeum w tym sezonie. Mamy nadzieję, że pozostałe dwa, czyli mistrzostwo Włoch i Liga Mistrzów, też będą nasze.

W rywalizacji z Perugią jest jak na razie 2:0 dla was. Wygraliście z nią w lidze, teraz w finale pucharu.

I oby ta tendencja się utrzymała. Choć Perugia to bardzo mocny zespół, z którym ciężko się gra. Mają Wilfredo, który w finale dwoił się i troił. Sam ciągnął grę, zdobył 30 punktów, ale jeden zawodnik nie wygra meczu. Wilfredo potrzebuje trochę wsparcia, a w spotkaniu w Bolonii trochę mu tego wsparcia brakowało.

Podpowiadałeś kolegom z zespołu jak zatrzymać Leona? Znasz go przecież dobrze ze zgrupowań kadry Polski.

Takich zawodników jak Leon, Leal czy Juantorena nie da się zatrzymać. Można ich trochę ograniczyć. Już przed meczem było niemal pewne, że Wilfredo zdobędzie 25-30 punktów, ale można zagrać tak, żeby skuteczność w ataku miał o kilka procent niższą. Niby niewiele, ale czasem właśnie to decyduje o wygranej.

Vital Heynen jak zwykle szalał przy linii bocznej. Napędzał tym twoją drużynę?

Nie byłby sobą, gdyby nie dostał żółtej kartki. Vital żyje meczem, swoim zachowaniem stara się też ściągnąć trochę presji z zawodników i to jest fajne. A czy nas napędzał? Myślę, że nie musiał. Sam fakt gry na Perugię jest wystarczającą motywacją.

Rozmawiałeś z Heynenem w Bolonii?

Przed meczem, ale dosłownie przez chwilę. To był jeden z najważniejszych meczów w sezonie, w którym byliśmy po dwóch stronach siatki, więc na kawę przed takim spotkaniem nie pójdziemy. Nie rozmawialiśmy o niczym konkretnym, o moim zdrowiu, o tym jak się czuję. Zwyczajowe "co słychać".

Szkoda, że ty w finale grałeś krótko. W całym sezonie też dużo czasu spędzasz w kwadracie dla rezerwowych.

Mogę albo się obrazić, że mało gram, albo cieszyć się ze zwycięstw i ciężko pracować na treningach, żeby być coraz lepszym. Kiedy dostaje szanse, gram dobrze. Nie widzę, żeby moja forma czy pewność siebie się obniżyły. Staram się czerpać pełnymi garściami z tego co dostaję.

Słyszysz od Ferdinando De Giorgiego, że w końcówce sezonu tych szans będzie więcej?

Fefe mówi, żebym był cierpliwy i go słuchał. Zagrałem jak na razie 22 spotkania, nie tak mało. To nie jest 5 spotkań w 5 miesięcy. Regularnie pojawiam się na boisku. Zobaczymy, jak będzie w decydującej części sezonu, która właśnie się zaczyna.

Może mniejsza intensywność sezonu klubowego wyjdzie ci na dobre, gdy zacznie się reprezentacja?

Mam nadzieję. Oby świeżość przyszła na najważniejszy czas - ten olimpijski.

Widziałem, ze po finale Pucharu Włoch wstawiłeś na Instagrama zdjęcie, na którym pozujesz razem z atakującym Lube Kamilem Rychlickim. To twój najlepszy kolega w zespole?

Wiadomo, że jest raźniej kiedy masz w drużynie kogoś ze swojego kraju. Kamil gra dla Luksemburga, ale jest Polakiem. Dużo mi pomaga, bo dobrze dogaduje się po włosku. Na pewno to właśnie z nim mam najlepszy kontakt.

Mówisz mu czasem, że niepotrzebnie zaczynał grać w reprezentacji Luksemburga?

Mówię, ale on tak naprawdę nigdy nie miał propozycji od naszego związku, nikt się z nim nie kontaktował. Przecież sam nie będzie dzwonił i mówił, żeby dać mu szansę, bo inaczej zacznie występować w kadrze innego kraju. Teraz możemy żałować, bo to bardzo dobry siatkarz, a przy tym wciąż młody zawodnik. Silny "koń", wysoko skacze, ma ciężką rękę. I potencjał, żeby stać się znakomitym atakującym.

Dobrze się dogadujesz także z Bruno Rezende, słynnym rozgrywającym reprezentacji Brazylii.

Zgadza się. Bruno jest dobrym duchem drużyny. "Trzyma" zespół na boisku i poza nim, dba o to, żeby atmosfera była jak najlepsza. To najbardziej doświadczony zawodnik w Lube, wygrał w siatkówce wszystko co się dało i dalej kolekcjonuje medale. Wie jak się buduje "team spirit".

Źródło artykułu: