W Rzeszowie jeden problem goni drugi, a zza rogu już wyłania się kolejny. Mimo zmian w zarządzie oraz w sztabie szkoleniowym, Asseco Resovia wciąż nie może odbić się od dna. Nic więc dziwnego, że w środowym starciu w roli faworyta występowała ekipa z Warszawy, która jak dotąd przegrała zaledwie dwa spotkania.
Chociaż oba zespoły w tabeli dzieliła ogromna przepaść, to świadomi swej pozycji rzeszowianie wyszli na boisko niezwykle zdeterminowani. Kilka udanych ataków oraz czujna praca pod siatką pozwoliła im wyjść na skromne prowadzenie (6:4). Siły gospodarzy jednak osłałby, co natychmiast wykorzystali podopieczni Andrei Anastasiego. Warszawianie z Bartoszem Kwolkiem na czele sukcesywnie ostrzeliwali rzeszowską defensywę, a po efektownym bloku na Rafale Buszku odskoczyli na trzy punkty (19:16). Na wynik nie miała nawet wpływu słaba dyspozycja Artura Udrysa, który w pierwszej partii skończył zaledwie 1 z 8 ataków.
Siatkarze Asseco Resovii pokazali w końcówce wole walki i za sprawą udanych zagrań Zbigniewa Bartmana doszli rywali na jedno "oczko", jednak błąd w polu serwisowym Nicolasa Marechala dał zwycięstwo warszawianom.
ZOBACZ WIDEO: Orlen szuka następców Kubicy. Umowa z Alfą gwarantuje młodym Polakom szkolenie
Krótka przerwa i rozmowa z trenerem dodały pewności siebie rzeszowskiej ekipie. Od początku kolejnego seta podopieczni Emanuela Zaniniego prezentowali całkiem inną jakość gry. W ofensywie dawali o sobie znać Tomas Rousseaux wraz z rozpędzonym Bartmanem, a udane obrony Luke Perrego pozwalały na wyprowadzanie kolejnych kontr. Zaskoczeniem zarówno dla kibiców jak i rywali była zmiana na pozycji środkowego. Za Tomasza Kalembkę na boisku pojawił się bowiem... Damian Schulz.
Tym razem to warszawianie musieli gonić wynik, i choć dzięki kąśliwej zagrywce Andrzeja Wrony udało im się doprowadzić do remisu (17:17), to już po chwili przegrali walkę ze szczelnym, rzeszowskim murem. Efektowne "czapy" w końcówce otrzymali bowiem Kevin Tillie i Kwolek. Seta zaś zakończyła wygrana walka na siatce Schulza.
Przez pierwsze minuty trzeciej odsłony w rzeszowskim Podpromiu trwało przeciąganie liny. Oba zespoły zaskakiwały skutecznymi atakami, a w efekcie żadna z ekip nie potrafiła wysforować się na większe, niż jednopunktowe prowadzenie. Warszawianie zaczęli jednak pilnować rozegrań Marcina Komendy i konsekwentnie skakali do pipe'a.
Ciekawie zrobiło się dopiero, gdy przy stanie 14:13 za linią 9. metra zameldował się Udrys. Atakujący miał okazję zagrywać aż sześć razy (20:14). W tym czasie sporo krwi napsuł rzeszowianom Igor Grobelny. Chociaż Pasom udało się wyrwać z tego chwilowego marazmu, to ostatecznie zabrakło im sił by zatrzymać rozpędzonych siatkarzy VERVY.
Wicemistrzowie Polski niemal od początku czwartego seta kontrolowali przebieg gry na boisku. Z rytmu nie były ich w stanie wybić nawet spektakularne zagrania Damiana Schulza. Antoine Brizard umiejętnie rozdzielał piłki w ataku, często gubiąc przy tym rzeszowski blok. Podobnie jak w poprzedniej odsłonie, popis w polu zagrywki dał Udrys. Dwa asy serwisowe zawodnika sprawiły, że na tablicy pojawił się wynik 20:13. Mimo prób odrobienia strat przez gospodarzy, ekipa Anastasiego nie dała sobie już wydrzeć zwycięstwa i zainkasowała komplet punktów.
Asseco Resovia Rzeszów - VERVA Warszawa Orlen Paliwa 1:3 (23:25, 25:21, 20:25, 18:25)
Asseco Resovia: Komenda, Krulicki, Buszek, Bartman, Kalembka, Marechal, Perry (libero) oraz Rousseaux, Hoag, Shoji, Schulz, Mariański (libero).
VERVA: Brizard, Wrona, Kwolek, Udrys, Nowakowski, Tillie, Wojtaszek (libero) oraz Niemiec, Jaglarski, Grobelny, Kowalczyk.
MVP: Piotr Nowakowski
Czytaj także -> PlusLiga. PGE Skra - Jastrzębski Węgiel: hit, który nie rozwinął nawet skrzydeł. Pewne trzysetowe zwycięstwo gości
Czytaj także -> Koronawirus może wpłynąć na organizację chińskich turniejów Ligi Narodów. "Przyglądamy się sytuacji w tym kraju"