Siatkówka jest niewątpliwie grą nieprzewidywalną. Jeśli dodatkowo w jednej grupie umieści się razem Stany Zjednoczone, Włochy, Holandię oraz Chiny, otrzyma się z całą pewnością wybuchową mieszankę, bowiem przed ostatnim weekendem Ligi Światowej nic nie jest jeszcze przesądzone. Holendrzy, którzy przez pewną fazę rozgrywek prowadzili w tabeli, mogą spaść na ostatnie miejsce, zaś na pierwszą lokatę wciąż szansę mają Włosi. O ostatecznej kolejności zdecydują więc bezpośrednie starcia pomiędzy Chińczykami i Włochami oraz Amerykanami i Holendrami.
Kolejna niespodzianka wisi w powietrzu?
Niech nikogo nie zdziwi fakt, że Chińczycy sprawiają coraz więcej niespodzianek. Dziewięć punktów na koncie, a także zwycięstwa w potyczkach z każdą z ekip w grupie A (3:0 w siatkarzami z Italii, 3:2 z Amerykanami oraz 3:0 z Pomarańczowymi) mogą budzić szacunek rywali. Choć ich gra faluje i nie zawsze jest ustabilizowana na wystarczająco wysokim poziomie, to trzeba podkreślić, iż Azjaci przestali już być drużyną "do bicia". Podczas gdy w poprzedniej edycji Ligi Światowej zdarzały im się sporadyczne i szczęśliwe wygrane, w tym roku są one przekonujące i w pełni zasłużone. Chińczycy poczynili znaczny progres. Wprawdzie trudno jest ich nazwać teamem w czołówki, lecz niesprawiedliwy byłby osąd, w którym podopieczni Zhou Jianana uważani byliby za ekipę, która nie jest w stanie pójść dalej i jeszcze bardziej rozwinąć swoich siatkarskich umiejętności. Wiele osób postawiło na nich przysłowiową kreskę, gdy w sprzyjających okolicznościach dotarli do ćwierćfinału Olimpiady w Pekinie. Owszem, okazali się wtedy zdecydowanie najsłabszą reprezentacją spośród ośmiu drużyn, lecz od tamtej pory pracują nad sobą jeszcze mocniej, co owocuje cennymi dla tego zespołu zwycięstwami.
Z kolei Włosi to team, który kilka lat temu odnosił znaczące sukcesy na arenie międzynarodowej. Co prawda ostatnimi czasy nie wiodło im się najlepiej, lecz wyniki w rozgrywkach World League pokazują, że siatkarze pod batutą Andrei Anastasiego powoli odbudowują swoją formę. Początek tegorocznej edycji "Światówki" okazał się dla nich dosyć pechowy, gdyż w pierwszych czterech pojedynkach górą byli jedynie w jednym (co warte podkreślenia - w konfrontacji z Chińczykami), lecz im dłużej trwała ich przygoda z XX edycją Ligi Światowej, tym na parkiecie prezentowali się lepiej. Od trzeciego weekendu World League ich dorobek punktowy powiększył się aż o czternaście oczek, dzięki czemu wciąż mają realną szanse na awans na Final Six z pierwszego miejsca w grupie. Stało się to za sprawą czterech wygranych meczów z Holendrami, a także jednego zwycięstwa z Amerykanami. Tym samym przed ostatnią kolejką spotkań Azzuri tracą jedynie cztery punkty do wyprzedzających ich rywali.
Dla obu ekip dwumecz w Nanjing będzie miał zupełnie inny wymiar. Reprezentanci Italii powalczą o objęcie przewodnictwa w grupie A lub przynajmniej postarają się utrzymać miejsce drugie, dające spore nadzieje na otrzymanie "dzikiej karty", zaś zadaniem Azjatów będzie po raz kolejny zbieranie niezbędnego do rozwoju doświadczenia i optymistyczne pożegnanie się ze swoimi kibicami. Jeśli więc "wyższe" cele weźmiemy za prognostyk przed nadchodzącymi potyczkami, tym razem dwukrotnie lepsi powinni być Włosi. Jednak nie należy zapominać, że to właśnie na ich barkach spoczywa większy ciężar, który być może się okaże się nie do udźwignięcia.
Decydującym czynnikiem, który może przesądzić o wyniku obu spotkań, jest blok. Wszystkie azjatyckie ekipy charakteryzuje niesamowita walka w obronie, zaś skuteczną bronią przeciwko ich defensywie jest szczelny blok. W zespole Andrei Anastasiego część zawodników z pewnością dysponuje odpowiednimi predyspozycjami do tego właśnie elementu. Szczególnie groźny może być Andrea Sala, który plasuje się obecnie na drugim miejscu wśród najlepszych blokujących. Jednak jeśli stawianie zapory nie będzie Włochom wychodziło zbyt dobrze, swoją szansę na zwycięstwo zwietrzyć mogą coraz lepiej spisujący się Chińczycy.
Dwie drużyny - dwa różne cele do zrealizowania
Na drugą parę grupy A składają się drużyny ze Stanów Zjednoczonych i Holandii. Jeszcze do niedawna wydawało się, że to właśnie te zespoły powalczą o pierwsze miejsce w grupie. Po kilku kolejkach spotkań okazało się jednak, że Holendrzy nie ustabilizowali swojej formy. Dodatkowo pogrążyli ich Włosi, którzy w czterech potyczkach wywalczyli sobie aż jedenaście punktów. Pomarańczowi z meczu na mecz coraz bardziej oddalali się od przewodnictwa w grupie, by przed VI weekendem spotkań spaść na trzecią lokatę. Trudno nawet wskazać tego przyczynę, lecz należy jasno postawić sprawę - Oranje nie wytrzymali ciśnienia w meczach z zawodnikami z Italii, w wyniku czego stracili pewność siebie i nie najlepiej zaprezentowali się w pojedynkach z Chińczykami. Z Nanjing wywieźli bowiem tylko dwa oczka, co nie dodaje im z pewnością animuszu w grze z aktualnie najlepszymi w stawce Amerykanami.
Natomiast triumfatorzy ubiegłorocznej edycji Ligi Światowej całkiem dobrze poczynają sobie w rozgrywkach. Na chwilę obecną na ich koncie znajduje się dwadzieścia jeden punktów, co daje im komfort pracy. Na dziesięć potyczek wygrali siedem, z czego aż sześć za trzy oczka. Za ich "kandydaturą" do zwycięstwa w zbliżających się meczach przemawia duże doświadczenie, a także wyrównany skład. Mimo że szeregi Amerykanów uległy zmianom w stosunku do tych, które mieliśmy okazję oglądać jeszcze rok temu, to nie zmienia to faktu, iż ekipa Alana Knipe to obecnie wciąż jedna z czołowych ekip świata. Pod nieobecność w teamie m.in. Williama Priddiego i Lloya Balla pozycję lidera przejęli tacy siatkarze jak choćby Evan Patak czy dotychczas "żelazny rezerwowy", wchodzący w ubiegłym sezonie raczej tylko na zagrywkę - Sean Rooney.
Amerykanie stawiają przed sobą tylko jeden cel - utrzymanie pierwszego miejsca w grupie. Stanie się to faktem, jeśli w przynajmniej jednym pojedynku zdobędą komplet punktów. Jednak w sytuacji teamu Alana Knipe najważniejszą rolę odgrywa to, iż ich przyszłość leży tylko i wyłącznie w ich rękach. Mówi o tym sam selekcjoner siatkarzy USA. - Przed ostatnim weekendem Ligi Światowej każdy chce móc o coś grać, mając jednocześnie wszystko pod kontrolą. Naszym zadaniem jest dbanie o rzeczy, które kontrolujemy - podkreślił przed spotkaniami z Holendrami Knipe. Są to bardzo ważne słowa, bowiem z jednej strony przed Amerykanami jest duża szansa na bezpośredni awans do Belgradu, którą za wszelką cenę będą chcieli zrealizować, zaś z drugiej strony cały ich los jest zależny tylko i wyłącznie od nich samych. Takiej sytuacji pozazdrościć im może niejedna ekipa, która przed VI kolejką może jeszcze zarówno wszystko zdobyć, jak i wszystko stracić.
Drużynie Oranje pozostała z kolei tylko i wyłącznie walka o zajęcie drugiej lokaty w grupie, która może gwarantować bilet do Serbii. Jednak po zmianie zasad przyznawania "dzikiej karty" przez prezydenta FIVB, a także zwycięstwie Finów w meczu z Polakami za trzy oczka, ich szanse znacząco zmalały. Może to spowodować pewną rezygnację. Dodatkowo ostatnia klęska z Chińczykami 0:3 również nie wpłynęła na Pomarańczowych pozytywnie. Trudno jest więc wyrokować, w jakiej formie mentalnej i fizycznej przystąpią do ostatnich konfrontacji. Czy nie zabraknie im mobilizacji ani chęci? Zapewne zależeć to będzie od pierwszych partii premierowej potyczki. Jeśli Holendrzy dobrze wejdą w mecz, morale drużyny podbuduje się na tyle, by móc całkiem poważnie postraszyć Amerykanów. Jeśli jednak coś w ich postawie zawiedzie, może to oznaczać tylko i wyłącznie pewny awans siatkarzy Alana Knipe do Belgradu.
Terminarz spotkań VI weekendu grupy A:
17 lipca (piątek)
Chiny - Włochy, godz. 13:15
USA - Holandia, godz. 2:00
18 lipca (sobota)
Chiny - Włochy, godz. 13:15
USA - Holandia, godz. 2:00