Do 15. lipca kluby chętne do gry w pierwszej lidze miały zgłaszać się do Polskiego Związku Piłki Siatkowej, zarówno te, które mają zapewnioną grę z racji zajętego miejsca w ostatnim sezonie, jak i zdecydowani na wykupienie "dzikiej karty" uprawniającej do występów w rozgrywkach klubu, który nie zapewnił sobie awansu drogą sportową. Prawo do gry na zapleczu ekstraklasy miało Stowarzyszenie Siatkówka Kaliska Calisia Kalisz, które zajęło ostatnie miejsce w PlusLidze Kobiet i musiało pogodzić się z degradacją. Jednak narastające długi zmusiły działaczy do rozwiązania klubu. W jego miejsca ma postać Sportowa Spółka Akcyjna, która miałaby zająć miejsce zlikwidowanej drużyny w gronie pierwszoligowców.
- Nie jestem reprezentantem dziś, ani stowarzyszenia, ani nowego podmiotu, jakim, miejmy nadzieję, będzie Sportowa Spółka Akcyjna Calisia. Znaleźliśmy się w dość kłopotliwej sytuacji, którą określiłbym jako patową - powiedział Lechosław Ochocki, który tymi słowami powitał zgromadzonych dziennikarzy na konferencji prasowej, na której omówiono sprawy związane z kaliską siatkówką. Od momentu rozwiązania stowarzyszenia do środowej konferencji do opinii publicznej nie docierały żadne sygnały pozytywne, czy też negatywne. Razem z byłym dyrektorem Calisii "zaprezentowali się" ludzie dążący do powstania SSA, czyli pozostałe… trzy osoby. Był to przede wszystkim wiceprezydent miasta Kalisza, Daniel Sztandera. Poza tym był jeszcze Piotr Szymański, kaliski dziennikarz związany z klubem od wielu lat oraz… Mariusz Pieczonka, były trener, który w ostatnim sezonie spadł z kaliszankami do pierwszej ligi. Teraz ma pomóc nowemu podmiotowi skompletować skład na kolejne rozgrywki, a nie będzie to sprawą prostą.
Na początek rozdane zostały informacje prasowe, które zawierały w sobie esencję tego, dlaczego dziennikarze zostali zaproszeni (do przeczytania na końcu artykułu – przyp. M.M.). Spokojne czytanie zakończyło się w czwartym akapicie, gdy można było przeczytać o roszczeniach MKS Calisia, klubu będącego osobnym stowarzyszeniem, działającym oddzielnie od dawnego SSK Calisia. Zapis był niejasny, dlatego poproszono o rozwinięcie tej myśli. - Faktycznie ten zapis jest dość enigmatyczny, ponieważ, tak naprawdę, do końca nie jest to wyjaśnione. Ani MKS, ani PZPS wprost nie skierował do nas pytania czy innych zarzutów, na które moglibyśmy odpowiedzieć. Natomiast w mojej rozmowie z panią Angeliką Miś padło dwukrotnie stwierdzenie, że po pierwszym moim telefonie odpowiedziała mi, że związek otrzymał zawiadomienie od MKS, który wniósł roszczenia wobec stowarzyszenia, według których wynika, że działało ono nielegalnie. Dla mnie było to wręcz bulwersujące, bo nie bardzo mogłem sobie tą nielegalność wyznaczyć, ale była to tylko rozmowa telefoniczna, wyraziłem swoje zdziwienie, bo jakoś nie mogłem sobie wyobrazić, że przez dziesięć lat legalnie zarejestrowane stowarzyszenie, mające postanowienie sądu o jego rejestracji i swój statut działało nielegalnie. Domyślam się jedynie, że pani Angelice Miś chodziło, że nie miało ono zgody PZPS na granie w lidze, ale to jest absurdalne, bo grało dziesięć lat i odnosił znaczące sukcesy - powiedział o całej sytuacji Ochocki. - Potwierdziła to w mojej ostatniej, poniedziałkowej rozmowie, kiedy długo czekamy na odpowiedź wobec naszej sprawy. Ona odwoływała się do tego, że związek nie ma jeszcze opinii prawnej. Załączyliśmy opinie naszej kancelarii. We wspomnianej rozmowie, pani Angelika potwierdziła, że tak długo nie odpowiadają na nasze pismo, ponieważ długo czekali na wyciąg z KRS-u MKS-u. To daje mi do myślenia, że ten MKS jest ważony ze stowarzyszeniem, i to jest tylko i wyłącznie według mojego myślenia powodem, bo żadnego oficjalnego pisma w tej sprawie nie ma. Według opinii prawnej, wykonanej na zlecenie przez starających się kaliszan, nie ma żadnych związków pomiędzy MKS Calisią, a byłym stowarzyszeniem - kończy wątek MKS były dyrektor SSK.
Ochocki twierdzi, że najważniejszą dla powstania nowego podmiotu jest decyzja PZPS. Pozytywna odpowiedź da odpowiedź kaliszanom czy i kiedy ma zostać powołana spółka. - Fakt jest taki, że wystosowaliśmy do związku pismo, w którym pytamy, czy dostaniemy zgodę, albo chociaż przyrzeczenie, na mocy którego będziemy mogli grać, bo to warunkuje moment utworzenia spółki. To jest istotą sprawy - powtarza. Podczas spotkania pokazane zostały wszystkie niezbędne dokumenty do zawiązania spółki.
Sam działacz nie chce mówić o procentowych szansach gry zespołu na zapleczu ekstraklasy. Twierdzi, że sytuacja jest rozwojowa, natomiast ciągle wierzy w powodzenie całej akcji. - Na dzień dzisiejszy nie wiem. Natomiast gdybym nie wierzył w to, że to się da zrobić, gdybym nie rozmawiał wielokrotnie z panem prezydentem (Danielem Sztanderą - przyp. M.M.), który wiem, że trzyma akcjonariuszy, gdybym nie rozmawiał z panem trenerem Pieczonką o tym, że da się jeszcze, chciałbym powiedzieć inaczej, sklecić drużynę, no to już bym tego nie robił, ale wiem, że mam w nich prawdziwe oparcie i wiem że wszystko jest możliwe, ale to zależy od PZPS. W ostatniej rozmowie dowiedzieliśmy się, że jeśli ta opinia będzie pozytywna, zarząd ją zatwierdzi, to wydłuży, dla nas wyłącznie, termin zgłoszenia do pierwszej ligi - twierdzi.
W informacji pojawiła się kolejna nieścisłość. W rozmowie z jednym z internetowych portali Marek Bykowski, członek zarządu PZPS powiedział, że dla Kalisza nie będzie żadnego wydłużonego terminu w kontekście składania zgłoszeń do I ligi. W oświadczeniu możemy przeczytać: - Po dwóch tygodniach kolejnych rozmów telefonicznych na pytanie zbliżającego się terminu zgłaszania drużyn do rozgrywek, co miało miejsce w poniedziałek 13. lipca, uzyskaliśmy odpowiedź, że termin ten może dla nas zostać przesunięty. Komunikacja w związku jest więc nie najlepsza, a co o tej wypowiedzi wie Ochocki? - To zapewnienie dostaliśmy od pani Angeliki Miś, która jest szefem wydziału rozgrywek w PZPS. Nie wiem co odpowiedzieć - zakończył.
- Naprawdę nie chciałbym powiedzieć, że PZPS ma wobec nas jakąś złą wolę. Jestem od tego daleki - kontynuuje swoją wypowiedź działacz niezwykle starający się o to, żeby kaliscy kibice mięli możliwość oglądania swojej ekipy w pierwszoligowych rozgrywkach. - Ujawnię jeszcze rozmowę, która odbyła się u pana prezydenta, kiedy rozmawialiśmy o dalszych losach siatkówki, prezes Wiesław Kostera (były prezes SSK Calisia - przyp. M.M.) zapytał telefonicznie pana prezesa Przedpełskiego co dalej. Ten powiedział, że trudno, żeby Kalisz, historia żeńskiej siatkówki, nagle zniknęła, aczkolwiek zastrzegł się, że decyzję podejmie zarząd - kończy optymistycznie brzmiącą wypowiedź.
Działacze ujawnili, że nie siedzieli bezczynnie, podczas gdy czekali na werdykt związku. Klub prowadził rozmowy z trzema trenerami oraz wieloma zawodniczkami. Negocjacje z wszystkimi zakończyły się fiaskiem. Zawsze dochodziły do pytania o termin, w którym SSA będzie mogło powiedzieć, kiedy będzie wiadomo w jakiej lidze zagrają w Kaliszu. - Jesteśmy po rozmowach z trzema trenerami. Teraz możemy zdradzić nazwiska, bo wiemy, że u nas ich nie zobaczymy. Byli to pan Mierzwiński, który będzie prowadził Murowaną Goślinę, trener Legionowa, pan Janusz Patriak i jeszcze trener z Torunia. Była też pani Owczynnikowa, która deklarowała chęć pomocy, nawet formalnie złożyła swoją ofertę - z żalem wspomniał Ochocki, który zdaje sobie sprawę, że na rynku pozostaje coraz mniej trenerów oraz zawodniczek.
Głos zabrał również wiceprezydent Kalisza, który również jest mocno zaangażowany w powołanie spółki akcyjnej. Podkreśla, że nie chce, aby wielkie siatkarskie tradycje w najstarszym mieście mogły zostać zapomniane. - Mamy wielkie tradycje, ale muszę powiedzieć z ubolewaniem: kończy się jakiś etap siatkówki w Kaliszu. Czy to jest koniec, to się jeszcze okaże, bo przerwa może trwać rok czy dwa. Od przyszłego sezonu (2010/2011 - przyp. M.M.) w PlusLidze Kobiet będą mogły występować jedynie sportowe spółki akcyjne, więc postanowiliśmy utworzyć taką już teraz, ale co zrobić, żeby siatkarki mogły grać w lidze? Dlatego SSK miało wejść udziałami w SSA. Podczas jednego ze spotkań w moim gabinecie pan prezes Kostera zadzwonił do prezesa Przedpełskiego, pytając, czy w przypadku utworzenia spółki zawodniczki mogłyby grać w pierwszej lidze. Po 10-15 minutach prezes oddzwonił i powiedział, że na pierwszy rzut oka będzie taka możliwość, więc przystąpiliśmy do działań. Przygotowaliśmy różne koncepcje i umowę spółki. Chcieliśmy wprowadzić tzw. "złotą akcję", którą miało kupić miasto. Złota akcja miała dawać uprawnienia do ingerowania we wszystkich decyzjach, łącznie z obsadą zarządu, ale też nakazuje przekazywać pieniądze i być sponsorem strategicznym. Nie może dojść do sytuacji, w której ktoś daje pieniądze, a ktoś inny nimi rządzi, bo na przykładzie Winiar możemy zobaczyć jak to się skończyło. Ten kto daje pieniądze, musi nimi rządzić, by sytuacja była czysta i przejrzysta. Jako miasto byliśmy gotowi tą jedną złotą akcję objąć. Miała ona kosztować tak jak każda inna, ale miała dawać przywileje, ale też nakładać obowiązki. Byliśmy gotowi przekazać znaczne środki, ale chcieliśmy mieć pewność, że przeznaczymy je na siatkówkę, rozgrywki, a nie na spółkę - opowiedział.
Kaliski prezydent jest bardzo ważną osobą. To on znalazł akcjonariuszy, którzy są gotowi założyć nowy podmiot.- Rozmawiałem z wieloma osobami o udziale w akcie założycielskim spółki i miałem potwierdzenie, że zbierzemy te pieniądze, gdzie wymagany minimalny kapitał założycielski spółki to 100 tys. zł., takie pieniądze zebraliśmy i moglibyśmy spółkę zarejestrować. Jednakże ja powiedziałem panu dyrektorowi Ochockiemu, że musimy być pewni, że zawodniczki będą mogły grać, bo jeśli nie, to jaki jest sens zakładania SSA? Ja będę namawiał, żeby ludzie wydali swoje pieniądze, a założymy coś, co po prostu będzie martwe, bo nie może grać. Wysłaliśmy pismo do PZPS, powołujące się też chyba na rozmowę z panem prezesem, a odpowiedzi nie było. Zaraz mija termin trzech tygodni, od kiedy spotkaliśmy się w Warszawie z panem Przedpełskim. Też prosiłem pana prezesa o odpowiedź, nie ważne jaką, nie sugerując odpowiedzi, bo czas upływa. Jeśli chcielibyśmy tę drużynę mieć to potrzebny jest czas na zdobycie zawodniczek. Pan prezes obiecał, że da mi odpowiedź za kilka dni. Trzy dni później zadzwonił o przedłużenie terminu, obiecując, że pod koniec tygodnia zadzwoni. Tak też się stało, ale powiedział, że nie da nam odpowiedzi, bo sprawa się komplikuje ze względu MKS Calisia. Po raz kolejny obiecał mi, że w następnym tygodniu się odezwie, ale ten już minął, a odpowiedzi wciąż nie ma. Ja nie chcę mówić, że to wina pana prezesa bądź związku, ale jakiś problem jest i też zdają sobie z tego sprawę. Jest nim na pewno to, że ktoś może sobie pomyśleć, że powstaje klub, który omija zobowiązania. Do tej pory nie mam żadnego pisma, które dawałoby nam prawo startu - tłumaczy. Mieszkańców najstarszego miasto może cieszyć, że miasta zainteresowane jest sportem wyczynowym i utożsami się z klubem nie tylko w momencie sukcesów, ale także trudnych chwilach.
Dość niespodziewanym gościem konferencji był trener, który prowadził SSK Calisia w ostatnim w historii sezonie. Jego kontakty i znajomości mają pomóc w znalezieniu zawodniczek w trudnym już okresie, gdzie większość klubów ma podpisane kontrakty i zaczyna już przygotowania do sezonu. - Z góry powiem, że ja nie będę decydował o tym, kto zagra w tym klubie w kolejnym sezonie. Nie będę pracował tu jako trener, tylko po prostu pomagam panu dyrektorowi, tak jak każdy mógłby to robić. Znam kilku trenerów i zawodniczek, które mogłyby tu ewentualnie pracować. Myślę, że jest tu szansa. Do końca lipca można budować zespół, ale czy będzie on grał w pierwszej czwórce czy o utrzymanie, to można stwierdzić w momencie, kiedy powstanie klub i będziemy rozmawiać z dziewczynami. Nie ukrywam, że będzie bardzo trudno, problem jest taki, że ostatnie dwa sezony klub był winien pieniądze pracownikom. Jedynym pozytywem będzie nowy klub, który nie będzie miał żadnego zadłużenia, a to będzie bardzo dobra karta przetargowa do rozpoczęcia negocjacji. Ja powtarzam, jest szansa, dużo zawodniczek szuka jeszcze klubów, nawet trzy dziewczyny w kadrze, które nie mają podpisanych kontraktów - komentuje. Czyżby to oznaczało, że chce sprowadzić je do Kalisza? Na pewno nie. - Nie mówię, że miałyby trafić do Kalisza, ale w drugiej lidze jest kilka dziewczyn, które zawsze czekają na sam koniec z podpisywaniem kontraktów - kończy swoją wypowiedź.
Co zamierzają zrobić działacze, gdy PZPS negatywnie rozpatrzy ich wniosek? - Ja nawet dzisiaj myślałem, co będzie, jeżeli odpowiedź PZPS będzie negatywna. Ja myślę, że są jakieś procedury odwoławcze, ale nie zagłębiałem się w ten temat. Myślę, że warto z nich korzystać. Tak jak powiedział przed chwilą pan prezydent, chciałoby się oglądać rozgrywki od tego sezonu. Jeśli okazałoby się że nie to mięlibyśmy rok na poukładanie tego wszystkiego. Pozytywny wynik odwołania dałby możliwość rozpoczęcia tego wszystkiego za rok - twierdzi Ochocki.
Przyszłe czołowe postacie w SSA Calisia nie widzą możliwości gry w niższych ligach. Mają jasny cel, jakim jest gra w pierwszej lidze. - Chciałem powiedzieć, że w II lidze mamy kaliski zespół i jest nim MKS Calisia i myślę, że trzeba im przyklasnąć- przypomina. - Powiem tak, jestem za tym, żeby MKS zawsze był naturalnym zapleczem dla klubu w ekstraklasie. Te kluby powinny z sobą współpracować. Także w II lidze jest zespół MKS-u, więc niżej mierzyć nie ma co. Natomiast my chcemy występować w pierwszej lidze. Co się uda zrobić, to zobaczymy. Na dzień dzisiejszy nie wiemy kto będzie grał i kto będzie trenował drużynę, więc na dzisiaj skupmy się na tym, żeby uzyskać licencję na grę w pierwszej lidze - zakończył.
- Tak naprawdę, jeśli do końca miesiąca nie podjęte zostaną żadne decyzje to cóż, spróbujemy za rok - mówi Ochocki. - Trzeba zacząć dużo wcześniej, trzeba znać zasady i odpowiednio się przygotować - dopowiada Sztandera. Kolejny termin decyzji PZPS to 20. lipca. Do tego czasu kibice w Kaliszu muszą uzbroić się w cierpliwość.
Informacja prasowa wystosowana przez działaczy na konferencję:
W dniu 15. lipca minął termin zgłaszania drużyn do rozgrywek I ligi piłki siatkowej kobiet. Wolą Stowarzyszenia Siatkówka Kaliska Calisia, które uległo likwidacji z końcem maja br., było przekazanie miejsca w rozgrywkach ligowych nowemu zespołowi, jaki miał powstać w ramach Sportowej Spółki Akcyjnej. Podjęte zostały więc kroki, mające na celu powstanie takowej spółki, jak i drużyny.
24. kwietnia prezes SSK Calisia Wiesław Kostera porozumiał się telefonicznie z prezesem PZPS Mirosławem Przedpełskim w sprawie możliwości przekazania praw do rozgrywek nowo utworzonej Sportowej Spółce Akcyjnej, której Stowarzyszenie będzie jednym z akcjonariuszy, uzyskując odpowiedź pozytywną, z zastrzeżeniem, że ostateczną decyzję podejmie zarząd PZPS.
Wobec powyższego wiceprezydent Miasta Kalisza Daniel Sztandera podjął starania, mające na celu pozyskanie akcjonariuszy - założycieli SSA Calisia, co ostatecznie zakończyło się powodzeniem.
W maju na wniosek wiceprezydenta Daniela Sztandery wystąpiliśmy do PZPS o wyrażenie zgody, bądź uzyskanie promesy na udział w rozgrywkach I ligi, co było niezbędnym warunkiem do podpisania przez akcjonariuszy-założycieli aktu założycielskiego SSA Calisia. Po monitach telefonicznych pani Angeliki Miś, specjalista do spraw rozgrywek w PZPS , poinformowała, że sprawa jest złożona, co związane jest z roszczeniami MKS Calisia Kalisz, i wymaga opinii prawnej, prosząc jednoznacznie o przesłanie niezbędnych dokumentów. Tak rozpoczęła się urzędnicza karuzela.
Po dwóch tygodniach kolejnych rozmów telefonicznych na pytanie zbliżającego się terminu zgłaszania drużyn do rozgrywek, co miało miejsce w poniedziałek 13. lipca, uzyskaliśmy odpowiedź, że termin ten może dla nas zostać przesunięty. Na kolejną odpowiedź mamy czekać do 20. lipca.
W tej sytuacji można mieć tylko nadzieję, że doczekamy się w końcu pozytywnej decyzji i przystąpimy, pamiętając, że z dużym opóźnieniem, do zakładania SSA Calisia i budowania od podstaw nowej drużyny, gdy inne rozpoczynają już przygotowania do nowego sezonu 2009/2010.