Kamil Rychlicki: Czuję się Polakiem, a każdy polski sportowiec marzy o reprezentacji

Getty Images / Emmanuele Ciancaglini / Na zdjęciu: Kamil Rychlicki w ataku
Getty Images / Emmanuele Ciancaglini / Na zdjęciu: Kamil Rychlicki w ataku

- Gdy byłem młodszy, nie myślałem, że mógłbym kiedyś występować w kadrze Polski. Gdyby 10 lat temu ktoś mi powiedział, że będę na tyle dobry, żeby grać w Civitanovie, pewnie podjąłbym inne decyzje - mówi Kamil Rychlicki, gracz Cucine Lube Civitanova.

[b]

Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Kiedy wróciłeś z Włoch do Luksemburga?
[/b]
Kamil Rychlicki, siatkarz Cucine Lube Civitanova i reprezentacji Luksemburga, syn Jacka Rychlickiego, 126-krotnego reprezentanta Polski: Przed tygodniem. Nie przechodzę jednak kwarantanny, ponieważ w tym kraju nie ma takiego wymogu po powrocie z zagranicy. Mieszkam teraz w domu moich rodziców.

Kraj, który reprezentujesz, chce jako pierwszy na świecie przebadać całą swoją populację testami na koronawirusa. Ponad 600 tysięcy ludzi.


Faktycznie, jest taki pomysł. Luksemburg nie jest wielkim krajem, więc przeprowadzenie ogólnonarodowego testu będzie tu dużo łatwiejsze, niż w Polsce czy w sąsiedniej Belgii. Poddanie się testowi będzie jednak dobrowolne. Jako pierwsi przebadani zostaną nauczyciele i uczniowie ostatnich klas licealnych, którzy za kilka dni mają wrócić do szkół. 20 tysięcy testów dziennie, bo tyle chcą przeprowadzać władze, to imponująca liczba jak na stosunkowo niewielki kraj. Nie jestem jednak zaskoczony. Luksemburgowi trzeba przyznać, że jest świetnie zorganizowanym państwem i władze panują nad sytuacją. Nasz rząd zawsze dobrze sobie radzi z takimi kryzysami i myślę, że tym razem będzie podobnie.

ZOBACZ WIDEO: Rozgrywanie spotkań na siłę to narażanie zawodników? Bartosz Bednorz nie ma wątpliwości


Jeśli rządowy plan wejdzie w życie, pójdziesz zrobić sobie test?


Raczej tak. Czuję się dobrze, ale lepiej mieć absolutną pewność, że jest się zdrowym.

Jak wygląda teraz codzienność w Luksemburgu? Jest dużo inaczej, niż zazwyczaj?


Na pewno tak, choć sytuacja jest zdecydowanie lepsza, niż we Włoszech, skąd przyjechałem. W Luksemburgu można iść na spacer, pobiegać, jeździć na rowerze i w pewnych godzinach jest całkiem spory ruch. Dlatego pierwsze dni spędzone w domu były dla mnie trochę szokiem, bo w Civitanovie zdążyłem się przyzwyczaić do pustych ulic. Dziwnie było znowu widzieć na nich innych ludzi.

Co wolno robić, a co jest zabronione.


Jak już wspomniałem można biegać i jeździć rowerem. Wiele osób z tego korzysta, ja też trenuję na powietrzu. W siatkówkę jednak nie pogram, bo do tego są potrzebne przynajmniej cztery osoby, a to za duże zgromadzenie. Ruch samochodowy jest ograniczony. Autem wolno pojechać tylko do pracy, do sklepu albo do lekarza. Restrykcje zaczynają być jednak łagodzone. Wspominałem już, że wkrótce części nauczycieli i uczniów wróci do szkól. Od tygodnia normalnie pracują osoby zatrudnione na budowach.

Dużo czasu spędziłeś we Włoszech w izolacji?


Jakieś 5-6 tygodni. Przez pierwsze dwa mieliśmy jeszcze treningi na siłowni i na hali więc ten "lockdown" nie był dla nas tak odczuwalny. Po zamknięciu obiektów sportowych i odwołaniu naszych treningów było już trudniej, z domu wychodziłem w zasadzie tylko do sklepu, ale zawsze znajdowałem sobie jakieś ciekawe zajęcie i dobrze wypełniałem swój czas.

Dość o wirusie, pomówmy o sporcie. Jak to się stało, że chłopak, który w siatkówkę uczył się grać w Luksemburgu, w kraju bez żadnych tradycji w tej dyscyplinie, trafił do jednego z najlepszych zespołów klubowych na świecie - Cucine Lube Civitanova?


W Luksemburgu uprawianie każdego sportu to bardziej zabawa, niż zawodowstwo. Ja jako młody chłopak też przede wszystkim bawiłem się siatkówką, ale poważnie do niej podchodziłem. Z roku na rok stawałem się coraz lepszy i widziałem, że mam szansę na profesjonalną karierę. Ona stała się moim celem. Gdy z mojego pierwszego klubu, VC Strassen, przeszedłem do Noliko Maaseik, zaczęło się poważniejsze granie. Po dwóch sezonach w Belgii trafiłem do Włoch, a w ubiegłym roku przeszedłem z przeciętnej Rawenny do mistrza kraju Cucine Lube Civitanova. To na pewno duży krok w mojej karierze, bo na świecie są może jeszcze tylko 2-3 kluby, które prezentują taki poziom.

Na początku w Civitanovie nie było ci łatwo, przegrywałeś rywalizację o miejsce w wyjściowym składzie z Amirem Ghafourem. Jednak z czasem spisywałeś się coraz lepiej i w ostatnich tygodniach przed zawieszeniem Serie A to ty byłeś pierwszym atakującym.


Punktem zwrotnym były moim zdaniem Klubowe Mistrzostwa Świata w Brazylii, które wygraliśmy, a ja występowałem od początku we wszystkich spotkaniach. Po powrocie do rozgrywek ligowych spędzałem na boisku bardzo dużo czasu. Szkoda, że nie można było dokończyć ligi, bo mogliśmy zakończyć sezon z kilkoma trofeami. Puchar Włoch zdążyliśmy jednak zdobyć.

Nienajlepszy początek wynikał z tego, że po transferze do Lube potrzebowałeś trochę czasu, żeby oswoić się z grą u boku takich gwiazd, jak Bruno Rezende, Osmany Juantorena czy Joandry Leal?


Zdecydowanie tak. Musiałem się przyzwyczaić do towarzystwa siatkarzy tego formatu, zawodników, których znają kibice na całym świecie. Przed sezonem trenowaliśmy bez nich, ponieważ trwały rozgrywki międzynarodowe, a gdy dołączyli do nas dwa dni przed pierwszym meczem w Serie A, to był inny świat. Gra drużyny wyglądała zupełnie inaczej niż wcześniej i myślę, że to mnie trochę onieśmieliło. W końcu odnalazłem jednak swoje miejsce w zespole.

Twoim najlepszym kolegą w zespole jest pewnie Mateusz Bieniek?


To prawda. Z chęcią przyznam, że to właśnie z "Bieniem" najbardziej się przyjaźnię. Jak Polak z Polakiem.

Czujesz się Polakiem, ale grasz dla reprezentacji Luksemburga. Dlatego, że kilka lat temu nie wierzyłeś w powołanie do naszej kadry?


Tak bym tego nie przedstawiał. Sprawa była bardzo prosta. Gdy byłem młodym chłopakiem, gra w kadrze Luksemburga dawała mi możliwość rozwoju, bo u nas reprezentacja spełnia przede wszystkim rolę szkoleniową. Jeżeli chcesz grać w siatkówkę na poważnie, musisz trenować z kadrą. Jako nastolatek nie myślałem o tym, że mógłbym kiedyś występować w polskiej drużynie narodowej, tylko o tym, że dzięki treningom z reprezentacją Luksemburga staję się coraz lepszym graczem. Chociaż gdyby wtedy ktoś mi powiedział, że za 10 lat będę na tyle dobry, żeby grać w Civitanovie, pewnie podjąłbym inne decyzje. Z drugiej strony gdybym w pewnym momencie nie trafił do kadry Luksemburga, mógłbym nie dotrzeć do miejsca, w którym jestem.

Gdybyś miał teraz szansę występów w Biało-Czerwonych barwach, skorzystałbyś z niej? W Luksemburgu pewnie by się na ciebie nie obrazili, mieliby swojego człowieka w drużynie mistrzów świata.


Obojętnie jakie decyzje podejmujesz, jedni ludzie ci sprzyjają, inni nie. W tym przypadku byłoby pewnie tak samo. Powiem tyle, że czuję się Polakiem, a każdy polski sportowiec marzy, żeby zagrać w reprezentacji.

Musiałbyś jednak najpierw zmienić licencję federacji z luksemburskiej na polską, a w każdej drużynie narodowej może być tylko jeden siatkarz po zmianie licencji. W polskiej już jeden jest, i to jaki!


Wilfredo Leon oczywiście. Życzę mu samych sukcesów w Biało-Czerwonych barwach. Niech gra w nich jak najlepiej. Ja zamierzam robić to samo w Civitanovie.

Z Luksemburgiem na sukcesy możesz liczyć tylko w takich imprezach, jak mistrzostwa Europy małych krajów.


Poza nimi są jeszcze Igrzyska małych państw Europy. Odbywają się co dwa lata i zwykle to one są dla nas imprezą docelową. Ostatnie odbyły się w 2019 roku w Czarnogórze, a ja byłem nawet chorążym ekipy Luksemburga. Medalu nie udało się jednak zdobyć. Gramy w kwalifikacjach do mistrzostw Europy, ale zwykle kończymy udział po pierwszym dwumeczu. Zagraliśmy też dwa sezony w Lidze Europejskiej i dzięki występom w tych rozgrywkach bardzo się rozwinąłem. Dobrze wspominam też mecze w Pucharze Challenge, w którym występowałem jako zawodnik VC Strassen. Młodemu zawodnikowi takie doświadczenia bardzo dużo dają. Poziom nie jest może najwyższy, ale dla 16-17 letniego siatkarza to dobry wstęp do poważnej siatkówki.

Skoro nie w reprezentacji, to może zobaczymy cię w jednym z polskich klubów?


Z chęcią zagrałbym w Pluslidze. Od zawsze chciałem grać w Polsce więc myślę, że prędzej czy później to się wydarzy.

Utrzymujesz kontakt z jakimiś polskimi graczami poza Mateuszem Bieńkiem?


Z Nikodemem Wolańskim, z którym występowaliśmy razem w Noliko Maaseik. Bardzo się wtedy polubiliśmy i przyjaźnimy się do dziś.

Po polski porozumiewasz się całkowicie swobodnie, ale biegle znasz ponoć jeszcze cztery inne języki. Jakie?


Może nawet jeszcze pięć. No, cztery i pół. Poza polskim mój główny język to luksemburski. Mówi się, że jest podobny do niemieckiego, ale moim zdaniem to bardziej mieszanka niemieckiego i holenderskiego z dodatkiem francuskich słów. Znam też francuski i niemiecki, bo w Luksemburgu używa się ich na co dzień. Do tego angielski, a ostatnio doszedł jeszcze włoski.

Gdy chodziłeś w Luksemburgu do szkoły, lekcje języków stanowiły chyba większość twoich zajęć.

Na pewno sporą część. Zabawne jest to, że luksemburskiego w szkołach się nie uczy. Jego znajomość nabywa się przez rozmowy z rodzicami czy z kolegami, ale jako dzieci nie poznajemy pisowni czy gramatyki. Od drugiej klasy szkoły podstawowej wchodzi niemiecki, od czwartej francuski. Angielskiego naucza się przez trzy ostatnie lata liceum.

Polskiego nauczyłeś się w domu?


Tak. Urodziłem się już w Luksemburgu, ale rodzice zadbali, żebyśmy z bratem umieli mówić po polsku. W każdą sobotę chodziliśmy do polskiej szkoły, tam uczono nas pisać i czytać po polsku. Chodziłem do tej szkoły przez całą podstawówkę. Poza tym w naszym domu rządzi polska kultura, oglądamy głównie polską telewizję.

Często odwiedzasz rodzinę, która mieszka w Polsce?


Zwykle dwa razy do roku - na Boże Narodzenie i latem. Mamy krewnych w Radomu oraz w Łodzi.

Tego lata do Polski chyba jednak nie przyjedziesz?


Po zakończeniu Serie A zastanawiałem się, kiedy mógłbym to zrobić. W tym roku podróżowanie jest jednak dużo trudniejsze, niż zwykle, więc musiałem się poddać i porzucić te plany.

Zobacz także:
Mecze rozgrywane w maseczkach i rękawiczkach? "To nie ma najmniejszego sensu"
Koronawirus. Grajber i Nowakowski: Nigdy nie byliśmy zamknięci razem na tak długo

Komentarze (5)
avatar
szakal44
3.05.2020
Zgłoś do moderacji
0
2
Odpowiedz
Nagle wszystkie farbowane lisy, przypominają sobie że mają polskie pochodzenie !! Niech gra sobie w reprezentacji Luksemburga. 
avatar
darbin
3.05.2020
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
Matką Kamila Rychlickiego jest była siatkarka ŁKSu, mistrzyni Polski z 1983 roku Elżbieta Rychter 
avatar
Janusz Wojciechowski
3.05.2020
Zgłoś do moderacji
0
3
Odpowiedz
A ja się czuję Brazylijczykiem, a żeby grać w kadrze, musi jeszcze wagon kaszy zjeść, takich to mamy na peczki