- Rząd brytyjski na początku podchodził do sprawy ufając w odporność stadną, nie podejmował żadnych działań. Potem zaczął panikować, co też nie jest dobre. Wykonuje się tutaj ponadto mało testów. Obecnie działania rządu są oceniane coraz bardziej pozytywnie, szkoda tylko, że tak późno zareagowano na pandemię - podkreśla Marcin Chrenowski, naukowiec i siatkarz I-ligowej drużyny Volleyball Aberdeen.
Liczba ofiar koronawirusa w Wielkiej Brytanii przekroczyła już 31 tys. Zachorował premier Boris Johnson, a zastępujący go minister spraw zagranicznych Dominic Raab głośno mówi, że kraj nigdy nie doświadczył czegoś podobnego.
- Nie ukrywam, że nie boję się medycznych skutków koronawirusa. Obawiam się jednak skutków gospodarczych pandemii - przyznaje Chrenowski. Pomoc dla przedsiębiorców jest, ale w wielu przypadkach nie wystarcza. - Pracodawca może wysłać pracownika do domu, a państwo płaci za niego 80 proc. wynagrodzenia, jednak nie więcej niż 2,5 tys. funtów. W przypadku samozatrudnionych jest podobnie, jednak tutaj maksymalna kwota wypłaty to 2 tys. funtów. Są też tanie pożyczki, ale nie bezzwrotne, jak to ma miejsce w Polsce.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Czy zabraknie pieniędzy na polski sport? "Liczę na to, że budżet ministerstwa sportu będzie wyglądał tak samo"
Obecne obostrzenia w Szkocji nie różnią się znacząco od tych w Polsce. - Należy siedzieć w domu. Wyjść można tylko w trzech przypadkach: zakupy, praca i aktywność fizyczna. Ta ostatnia jednak tylko raz dziennie i możliwie blisko miejsca zamieszkania. Jazda samochodem do docelowego punktu nie powinna trwać dłużej niż sama aktywność. Bieganie? Maksymalnie pół godziny. Rower? 45 minut. Oczywiście władze nie mają jak tego sprawdzić, ale mieszkańcy na ogół stosują się do wytycznych - wyjaśnia siatkarz.
W Szkocji nie ma jednak obowiązku noszenia maseczek. Ponadto, policjanci nie egzekwują zasad tak pieczołowicie jak w Polsce. Niewiele jest wysokich mandatów. Zresztą, jak tłumaczy Chrenowski, na Wyspach policja cieszy się dużym zaufaniem i kojarzy raczej pozytywnie - z pomocą, a nie karami.
- W Szkocji ludzie przestrzegają obostrzeń. Niedawno spotkałem jedną osobę, która wręcz przesadnie podchodziła do zaleceń, bo stała w odległości znacznie większej niż dwa metry. Paniki wśród mieszkańców nie ma, zakupy robią szybko, ale większość podchodzi do sprawy ze spokojem - relacjonuje siatkarz z Polski.
W Wielkiej Brytanii o sporcie myśli niewielu. Choć o powrocie piłkarskich rozgrywek w mediach mówi się sporo, wciąż niewiadomych jest więcej niż wiążących ustaleń. Nie ma konkretnej daty powrotu Premier League, a działacze spierają się co do formy rozgrywek. Podobnie jest w samej Szkocji.
Tym bardziej w mniej popularnych sportach zespołowych. Nikt nie mówi np. o powrocie ligi siatkarskiej (choć mówi się o okrojonym sezonie w siatkówce plażowej). Choćby dlatego, że dyscyplina nie cieszy się na Wyspach nawet w połowie takim zainteresowaniem jak w Polsce. Frustracja pasjonatów spowodowana pandemią i obostrzeniami prowadzi jednak do tego, że rozważają oni sparingi w niższych ligach na trawie w ustronnych miejscach.
Chrenowski gra w Volleyball Aberdeen. Klub ma trzy drużyny - jedną w ekstraklasie, jedną w I lidze i jedną kobiecą. Polak gra w drugiej i... ostatniej klasie rozgrywkowej w Szkocji. - Ale nie oszukujmy się, to raczej rekreacja niż poważny sport. Volleyball Aberdeen z trudem radziłoby sobie zapewne nawet w IV lidze polskiej. Wcześniej grałem w Seaton Kamikaze, polskiej drużynie. Tam przez dwa lata byłem też trenerem. Graliśmy tylko w lokalnej lidze, nie należącej do związku - zaznacza Chrenowski.
Entuzjaści siatkówki w Szkocji to raczej imigranci z Hiszpanii, Włoch, Polski i Europy Wschodniej. - Dzieci grają w siatkówkę na WF, ale głównie wtedy, kiedy nauczyciel jest pasjonatem tej dyscypliny. W Premier League gra tylko sześć drużyn, a w I lidze dziewięć. Jest więc 15 zespołów na całą Szkocję. A mimo tego gra wiąże się ze stosunkowo sporymi kosztami i poświęceniem. Jedna drużyna z I ligi gra na Szetlandach, co oznacza dla nas podróż samolotem albo 12-godzinny rejs promem. Oczywiście za wszystko musimy płacić we własnym zakresie - przyznaje Chrenowski.
I dodaje, że choć tęskni za sportem, to na co dzień myśli raczej o swojej przyszłości w kontekście zatrudnienia. - Nie spodziewam się zwolnienia, ale sytuacja na pewno będzie coraz trudniejsza. Nikt nie jest w stanie dokładnie przewidzieć ekonomicznych skutków pandemii, a to tylko wzmaga niepokój. Nie wiadomo, w jakiej rzeczywistości będziemy budzić się za miesiąc czy dwa - martwi się Polak.
Przed Asseco Resovią Rzeszów świetlana przyszłość? Fabian Drzyzga: Klub ma ciekawe pomysły >>
Przerażające wspomnienie Tomasza Swędrowskiego. "Nie wiem, co by się stało, gdyby nie interwencja policji" >>