Z dołu do góry, z góry na dół
Z ciemności w słońce, z ciszy w krzyk*
24. marzec 2009 - Daniel Castellani, nowy trener reprezentacji Polski, przedstawił dwadzieścia dwa nazwiska siatkarzy powołanych na dwudziestą edycję World League. Zagrał va banque - w szerokiej kadrze pojawiły się nazwiska zawodników nieznanych kibicom, którzy nie żyli z PlusLigą za pan brat - nie dziwił więc fakt, że podczas rozgrywek "Światówki" na próżno szukali na parkiecie Wlazłego czy też Plińskiego oraz notorycznie mylili nazwiska stosunkowo anonimowych dla nich siatkarzy, takich jak Gromadowski bądź też Łomacz (O zgrozo! I nawet dziennikarze czasami nie grzeszyli w tym przypadku wysoką kompetencją). Kibicowanie polskiej reprezentacji stało się bowiem nieświadome i dosyć jednostajne, ale będzie jeszcze czas, by o tym wspomnieć.
Liga Światowa, jednogłośnie nazwana w tym roku poligonem doświadczalnym z racji sezonu poolimpijskiego, minęła pod znakiem przypływu świeżej krwi do kadry, która ma walczyć razem z doświadczoną częścią reprezentacji w Gdyni o przepustkę do mistrzostw świata oraz zacne miejsce podczas wrześniowych ME w Turcji. Celowo piszę zacne, bowiem nie znajdzie się chyba żaden śmiałek, który wygłosi teorię, wydawać by się mogło iście niepoczytalną, o tym, iż będziemy tam bić się o najwyższe laury. Mieliśmy prawo tak spekulować przed europejskim czempionatem w 2007 roku w Rosji, kiedy to jednak jak domek z kart runęła jakakolwiek hierarchia sił według rankingu FIVB - faworyzowani Polacy, Francuzi, Włosi czy też Bułgarzy przegrali z kretesem, a triumf mogła hucznie świętować Hiszpania, jak i również... Finlandia, dla której wywalczenie czwartej lokaty było stumilowym krokiem w rozwoju tej dyscypliny w kraju kojarzonym głównie z hokejem oraz skokami narciarskimi. Adam Małysz, namaszczony jako następca kapitalnego fińskiego skoczka, Mattiego Nykänena, który zgromadził na swoim koncie aż 46 zwycięstw w Pucharze Świata, nie raz musiał przełknąć gorycz porażki w rywalizacji z Janne Ahonenem czy też Harrim Olli. Nie raz musieli także w złych nastrojach wracać do hotelu polscy siatkarze po starciach z Suomi...
Falowanie i spadanie, falowanie i spadanie
Ruch, magnetyczny ruch, ściana przy ścianie*
13. czerwiec 2009 - biało-czerwoni zainaugurowali rozgrywki Ligi Światowej od pojedynków w Sao Paulo z Brazylią. Dwukrotna sromotna przegrana pokazała nam jednak miejsce w szyku. W spotkaniach rewanżowych w Łodzi było jeszcze gorzej - mogliśmy między innymi "radować" się z niechlubnego rekordu tegorocznej "Światówki", przegrywając z Canarinhos w pierwszym spotkaniu w Arenie Łódź trzecią partię 10:25. I dziwię się sama sobie, jednak byłam przekonana o tym, iż inny wynik nie wchodzi w ogóle w rachubę. Już po treningach obu reprezentacji można było w ciemno wytypować rezultat każdej z potyczek. Podczas gdy obsługa, ochroniarze oraz dziennikarze odliczali minuty do zakończenia pracy i zadawali pytania: "Ile jeszcze?", podopieczni Bernardo Rezende grali jak w amoku, ciesząc się z każdej akcji niczym dzieci. Warto podkreślić - treningowej akcji. Z niepohamowaną zazdrością mogłam jedynie przyglądać się ich poczynaniom, mając w pamięci zupełnie inne oblicze "spontaniczności" polskiej ekipy. Po kilkudniowym okresie przebywania we Wrocławiu dało się jednak zauważyć, jak wielka presja towarzyszyła zawodnikom w starciach z Brazylią, mimo jednak utartego sloganu, że wynik nie miał żadnego znaczenia, a łapanie doświadczenia było sprawą nadrzędną...
Cztery batalie stoczone z Wenezuelą rozstrzygnęliśmy już na swoją korzyść. W mniemaniu ludzi związanych z siatkówką decydujące boje mieliśmy rozegrać z reprezentacją, która podczas wspomnianych już moskiewskich mistrzostwach zlała nas 3:0 i odebrała ostatnie nadzieje na godny odnotowania wynik. Finlandia. W dwudziestej edycji Ligi Światowej podopieczni Mauro Berruto pokonali naszą drużynę trzy razy. Polska młodzież olśniła kibiców formą dopiero w ostatnim spotkaniu fazy grupowej, jak i całej swojej przygody z "Światówką", triumfując po niebotycznie wykańczającym boju 3:2. Podczas tej edycji siatkarze Daniela Castellaniego rozegrali w sumie czterdzieści cztery sety z czego sześćdziesiąt procent okazało się przegranymi. Najbardziej zadowolonym z przebiegu rywalizacji powinien być Marcin Możdżonek, który został najlepszym blokującym fazy grupowej tegorocznych rozgrywek.
Raz-dwa, raz-dwa, raz-dwa, raz-dwa
Raz-dwa, raz-dwa, raz-dwa, raz-dwa*
Ten kto miał wątpliwości, iż mimo wystawienia przez Daniela Castellaniego drugiego orszaku polskie hale będą świecić pustkami, był w błędzie. Najlepsze miejscówki rozeszły się już w pierwszych godzinach sprzedaży, a oszuści pod halami mieli pełne ręce roboty, handlując biletami, rzecz jasna, dużo podnosząc ich pierwszą wartość. Arena Łódź, Hala Stulecia oraz Łuczniczka po brzegi zapełniły się kibicami z każdego zakątku Polski. I wszystko jest niby idealne, jednak osobiście irytuje mnie niska świadomość kibicowania - miano najlepszych kibiców na świecie zostało przybite do nas gwoździami i na porażkę naszych pupili w jakiejkolwiek imprezie przymykamy nieco oko, dając im do zrozumienia, że mogą sobie na nie pozwalać, a i tak będą wielbieni i rozpieszczani przez fanatyków volleya. Mogę zaręczyć, iż utarta pieśń "Nic się nie stało" rzekomo jest śpiewana przy każdej odniesionej przez Polaków porażce. I co gorsza, z żadnym sarkastycznym podtekstem. Jeżeli coś kochamy (w tym przypadku siatkówkę), widzimy to przez pryzmat raczej wyobraźni, często zapominając o istotnych, priorytetowych elementach bądź też wadach. Co prawda z ME gorszego wyniku jak dwa lata temu przywieść się nie da, więc, póki co, możemy klaskać dalej...
W końcu zmęczony bez sił i ochoty
Bez domu i imienia, w kanale zapomnienia*
Oczekiwania co do Ligi Światowej były duże i nie chodzi w tym momencie o kwestię zwycięstw, ale raczej rozwoju czysto sportowego i sprawdzenia rezerwowej części reprezentacji. Powtarzane jednak jak mantrę przez wszystkich "doświadczenie" powinno gromadzić się w startach podczas rozgrywek klubowych. Po meczach z Brazylią usłyszeliśmy teorię, iż nie da wygrać się spotkania z Canarinhos grając siatkarzami, którzy w PlusLidze są graczami rezerwowymi. W takim razie pozwolę sobie zadać jedno pytanie - Gdzie ta rzekoma wizja rozwoju, łapanie ogromnych doświadczeń od weteranów między innymi w szeregach mistrza Polski, PGE Skry Bełchatów? Sprzeczność goni sprzeczność.
14. sierpień 2009 - zaczynamy kwalifikacje do mistrzostw świata w Gdyni. Jak będzie wyglądała nasza reprezentacja? "Światówka" nowych owoców nam nie przyniosła, szczególnie na pozycji atakującego wciąż nie mamy silnej armaty - Daniel Castellani, podobnie jak jego poprzednik, Raul Lozano, któremu notabene należą się gratulacje za triumf z Niemcami w Lidze Europejskiej, sięgnął więc do koszyka po podstawowy owoc polskiej siatkówki, bez którego wielu nie wyobraża sobie naszej reprezentacji. Piotr Gruszka, nominalny przyjmujący, zastąpić ma zmęczonego, kontuzjowanego Mariusza Wlazłego. Atakującego, o którym znów jest głośno, a podczas konferencji prasowej, na której Daniel Castellani przyznał otwarcie, że Wlazły nie wystąpi podczas najbliższych imprez reprezentacji Polski, zdziwieni dziennikarze dopytywali z niedowierzaniem, czy aby na pewno szkoleniowiec użył w swojej wypowiedzi partykuły "nie"...
Trener nie chce natomiast ryzykować, stawiając na wariant dwóch skrzydłowych ofensywnych - w szóstce na najbliższe imprezy, w przypadku dodatkowo absencji naszego najlepszego przyjmującego, Michała Winiarskiego, którego czeka operacja barku, powinni znaleźć się więc Sebastian Świderski oraz Michał Bąkiewicz. O środkowych i libero jak na razie martwić się nie musimy. Rozgrywający Paweł Woicki natomiast szans podczas Ligi Światowej otrzymał mało, Grzegorz Łomacz nie zachwycił, a mający idealne warunki fizyczne Fabian Drzyzga, choć dostał powołanie do dziewiętnastki, nie zagrał w żadnym ze spotkań - wszyscy teraz liczą na wszechstronność i doświadczenie Pawła Zagumnego.
Sinusoidalni jak w piosence
Zawsze gdy słyszę utwór Maanamu "Raz dwa, raz dwa"* kojarzy mi się bezapelacyjnie z naszą reprezentacją, która jak na razie gra sinusoidalnie, bez względu na skład. Teraz trzeba liczyć, że młodzi, jak i weterani idealnie wkomponują się w jeden spójny zespół, który powinien bez najmniejszych problemów, przed własną publicznością, wywalczyć awans do mistrzostw świata w 2010 roku (będziemy mierzyć się w Gdyni z Francją, Słowacją oraz Słowenią). Grając z Pawłem Zagumnym i spółką winno być to teoretycznie łatwiejsze, choć tak naprawdę nikt nie wie w jakiej dyspozycji są podstawowi gracze reprezentacji, a takie spekulacje to, póki co, zwyczajne wróżenie z fusów...
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)