Final Six LŚ: Zabójcze końcówki szczęśliwsze dla gospodarzy turnieju

Z pozoru mogłoby się wydawać, iż potyczka Rosjan i Serbów będzie starciem o tzw. pietruszkę. Jednak nic bardziej mylnego - mecz ten nie tylko decydował o tym, która z drużyn zajmie w grupie E miejsce pierwsze, ale przede wszystkim o tym, kto uniknie w półfinałowym spotkaniu konfrontacji z Brazylijczykami. Po niezwykle zaciętym i przyjemnym dla oka pojedynku, z parkietu zwycięscy schodzili podopieczni Igora Kolakovica.

W tym artykule dowiesz się o:

Rosja - Serbia 1:3 (23:25, 23:25, 25:23, 21:25)

Rosja: Jewgienij Siwożełez, Siergiej Grankin, Jurij Bierieżko, Anton Astaszenkow, Maksim Michajlow, Aleksie Kuleszow, Aleksiej Wierbow (libero) oraz Siemion Połtawski, Siergiej Tietiuchin, Oleg Samsonyczew, Aleksander Wołkow.

Serbia: Nikola Kovacević, Nikola Grbić, Milos Nikić, Andrija Gerić, Ivan Mijilković, Marko Podrascanin, Nikola Rosić (libero) oraz Novica Bjelica, Vlado Petković, Dragan Stanković.

Pojedynek ten momentami sprawiał wrażenie meczu "na śmierć i życie". Obie reprezentacje raczyły się atomowymi atakami. Jeszcze efektowniejsze były obrony, jakimi popisywała się zarówno serbska, jak i rosyjska defensywa. Długie akcje i nietuzinkowe zagrania były ozdobą potyczki, która stała na naprawdę wysokim poziomie sportowym. Ostatecznie lepsi okazali się Plavi, którzy wykazali się większym wyrafinowaniem i spokojem w końcówkach poszczególnych partii, co automatycznie skazuje Sborną na przedwczesny finał, jaki wielu kibiców sobie wymarzyło. W jednym z półfinałów po przeciwnych stronach siatki staną bowiem Canarinhos oraz podopieczni Daniele Bagnoliego.

Już od pierwszych piłek premierowej odsłony pojedynek ten można było uznać za bardzo wyrównany. Serbowie i Rosjanie co chwila wymieniali się prowadzeniem, przeplatając jednak efektywne akcje z mniej udami zagrywkami. Dało się odczuć pewien stres związany z meczem. Nerwy zostały nieco szybciej opanowane przez Sborną. Rosjanie wyszli bowiem na prowadzenie 6:4. Jednak gra toczyła się w dużej mierze raczej "punkt za punkt". Siatkarze Bagnoliego zdołali odskoczyć swoim rywalom na trzy oczka dopiero tuż przed drugą przerwą techniczną. Za sprawą wyśmienitych zagrywek Andrija Gerica Plavi zdołali stosunkowo szybko wyrównać stan w secie (18:18). Wtedy także zaczęła się dobra seria Serbów, którzy poszli za ciosem. Igor Kolaković wpuścił na boisko Vlado Petkovica, który znacząco utrudnił Rosjanom przyjęcie, dzięki czemu jego kolegom nie pozostało już nic innego, jak tylko kończyć kontrataki. Gospodarze Final Six szybko objęli prowadzenie 23:20, którego nie oddali już do końca partii i ostatecznie triumfowali w pierwszym secie 25:23.

Druga odsłona meczu miała bardzo podobny przebieg. Także i tym razem Rosjanie przez sporą część seta mieli nad Serbami kilkupunktową przewagę. Wszystko zaczęło się od prowadzenia Sbornej 7:3 oraz 12:9. Mocno przyczynił się do tego Maksim Michałow, którzy zastąpił w podstawowym składzie Siemiona Połtawskiego. Jednak Serbowie natychmiastowo wręcz wrócili do gry, zdobywając trzy punkty z rzędu (12:12). Po raz pierwszy na prowadzenie wyszli dzięki zagrywkom bardzo pewnego tego dnia w polu serwisowym Marko Podrascanina oraz blokom zawsze groźnego Nikoli Grabica (17:16). Później na tablicy wyników wyświetlił się jeszcze remis 20:20, lecz Plavi wykazali się "chłodną głową" w trudnych momentach i powstrzymali atak Rosjan. Partię zakończył indywidualny błąd Jewgienija Siwożełeza.

Przebieg seta trzeciego ponownie był niemalże bliźniaczo podobny do dwóch pierwszych. Tym razem jednak Sborna nie wypuściła z rąk wypracowanej przewagi. Już pierwsze piłki padły łupem naszych wschodnich sąsiadów. Ich minimalna przewaga na pierwszej przerwie technicznej w mgnieniu oka wzrosła do pięciu punktów (11:6). Trener Kolaković poprosił wówczas o czas. Chciał uspokoić i przywołać do porządku swoich podopiecznych. Pomagał mu w tym doświadczony Grbić. Ich słowa podziałały na team jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Plavi szybko zniwelowali stratę do jednego punktu (17:16). Istotną rolę w drużynie gospodarzy pełnili doświadczony Ivan Milijković, a także młody Milos Nikić. Jednak od stanu 21:21 coś w grze Serbów się nieodwołalnie zacięło. Przestała im funkcjonować przede wszystkim zagrywka, która jak dotąd odrzucała Rosjan od siatki. Błąd w polu serwisowym Nikoli Kovacevica dał Sbornej setbola, który szybko został zamieniony na niezbędny do wygrania seta punkt.

Czwarta partia rozpoczęła się od ponownego prowadzenia siatkarzy Daniele Bagnoliego (3:0, 7:4). Wydawało się, że kibice zgromadzeni w hali w Belgradzie będą się musieli zacząć powoli oswajać z myślą o tie-breaku. Nadzieję na zakończenie pojedynku w czterech partiach przywrócił im jednak kapitan Serbów - Nikola Grbić, którego kapitalne zagrywki poderwały podopiecznych Igora Kolakovica do walki. Na pierwszej przerwie technicznej Plavi prowadzili już 8:7. Jednopunktowa przewaga gospodarzy Final Six utrzymała się także do drugiej przerwy (16:15). Dzięki fantastycznym zagrywkom Ivana Milijkovica, który wynagrodził w ten sposób swoim fanom kilka zablokowanych ataków, Serbowie uzyskali bezpieczną przewagę (23:19). Okazało się to ostatecznym ciosem zadanym zawodnikom Sbornej. Wprawdzie pierwszy meczbol nie został jeszcze przez Grbica i spółkę wykorzystany, lecz po ponowieniu akcji Plavi mogli zacząć świętować wyjście z pierwszego miejsca w grupie E.

Po meczu najbardziej zawiedziony był Daniele Bagnoli. - Jest mi bardzo przykro. Czuję się niepocieszony, ponieważ mogliśmy w tym meczu zwyciężyć nawet 3:0 - stwierdził na konferencji prasowej. Jednocześnie pochwalił też siatkarzy z Serbii. - Serbowie zasłużyli na wygraną. Zaprezentowali się lepiej w obronie i zagrali w sposób bardziej inteligentny - przyznał bez ogródek.

Z kolei Nikola Grbić, kapitan reprezentacji gospodarzy, cieszył się z dojrzałości, jaką zaprezentował jego team. Podobnego zdania był szkoleniowiec Igor Kolaković. - Muszę podkreślić, że moi podopieczni włożyli w ten pojedynek całe swoje serce i duszę - nie mógł wyjść z podziwu dla postawy swoich zawodników. - Bardzo ważna była także publiczność zgromadzona w hali - dodał Kolaković.

Komentarze (0)